Słońce wspinało się wysoko po niebie. Południe już wybiło — to było pewne. Ptaki śpiewały wysoko w przestworzach, lecąc poza granice terytorium Klanu Burzy, by znaleźć drzewa lub inne kryjówki. Puste pola klanu nie nadawały się dla każdego. Motylkowa Łapa siedziała przed starą wieżą, która pełniła funkcję legowiska zarówno dla medyków, jak i dla lidera. Uczennica nieustannie rozmyślała o ostatniej przepowiedni otrzymanej od Klanu Gwiazdy. Dlaczego to właśnie jej ją przekazano? Czy przodkowie nie potrafili dostrzec, co naprawdę kryje się w jej sercu? Szylkretowa kotka cieszyła się z otrzymanej wizji, a jednocześnie miała nadzieję, że wkrótce otrzyma wyraźniejszy znak, wskazujący jej właściwą drogę. Westchnęła głośno i podniosła się z ziemi, chcąc zanurzyć pyszczek w ziołach. Wtem poczuła na barkach dotyk ogona. Otulił ją znajomy zapach — wyraźnie koci, ale dopiero po chwili rozpoznała, kto stał obok niej.
— Witaj, Motylkowa Łapo — mruknął starszy kocur, pociągając głośno nosem.
— Witaj! Widzę, że dopadł cię katar — zamruczała wesoło i machnięciem ogona zaprosiła kocura do wnętrza legowiska.
— Tak! A przecież mamy Porę Zielonych Liści. Nigdy bym się nie spodziewał, że dopadnie mnie katar właśnie teraz — mruknął starszy wojownik, siadając na posłaniu i otulając łapy ogonem.
— Cóż, zdarza się! Ale dam ci wszystkie potrzebne zioła i szybko wyzdrowiejesz — zamruczała radośnie uczennica, poruszając wąsami.
Odwróciła się i wsadziła pyszczek do magazynku z ziołami, szukając odpowiednich lekarstw. Wyjęła mech, miód na listku, czyściec wełnisty, lawendę i mak. Wszystko starannie ułożyła obok kocura, a następnie przyłożyła mu zieloną kuleczkę do nosa.
— Wypuść mocno powietrze z nosa, tak jakbyś miał tam owada i chciał się go pozbyć — poradziła.
Wojownik natychmiast zaczął mocno wydmuchiwać nos. Już po chwili mech był cały w zielonej mazi. Gradowy Sztorm wystawił język z obrzydzeniem i potarł łapą nos.
— Zjedz teraz te zioła. Pomogą na gorączkę, ból gardła, a także pozwolą ci zasnąć. No i oczywiście dodadzą ci sił w walce z chorobą — wyjaśniła, popychając w jego stronę zioła, jedno po drugim.
Kocur nie sprzeciwiał się — mimo gorzkiego smaku części ziół, zjadł wszystko.
— I teraz mam czekać, aż mak mnie uśpi, tak? — zapytał.
— Dokładnie tak! Połóż się w kłębek i zaśnij — zamruczała.
— Dziękuję, Motylkowa Łapo. Będziesz wspaniałą medyczką! — odparł kocur, kładąc się w kuleczkę.
Motylka poczuła, jakby ciężki kamień uderzył ją prosto w pierś. Jej serce zabiło szybciej, a łapy zaczęły się trząść. Pociągnęła nosem, próbując ukryć płacz. Z każdą chwilą docierało do niej, że już następnego dnia, gdy tylko wzejdzie słońce, obudzi się w legowisku uczniów — i już nigdy nie powita jej przyjemny zapach ziół.
— Dziękuję, Gradowy Sztormie — miauknęła, odwracając się do niego z uśmiechem. — Szkoda, że to się nie wydarzy — dodała cicho, widząc, że kocur już zasnął.
Powłócząc ogonem po ziemi, opuściła wieżę i spojrzała w kierunku czarno-białego kocura. Królicza Gwiazda siedział pod jednym z krzewów, chrupiąc królika. Szybko zorientował się, że ktoś go obserwuje. Zerknął więc na Motylkową Łapę z pytającym spojrzeniem. Kotka wbiła pazury w ziemię i, z uczuciem kołka w gardle, ruszyła w stronę lidera. Usiadła obok niego i z żalem w oczach zaczęła tłumaczyć, dlaczego chce wrócić do roli ucznia wojownika. Zazwyczaj szczera — teraz kłamała. Mimo bólu w sercu. Nie chciała mówić prawdy. Wolała uchodzić za naiwną lub niezdecydowaną, niż sprowadzić plotki na pozostałych medyków.
Wyleczeni: Gradowy Sztorm
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz