Wpatrywała się spod łba w czarne dymne futro. Jej ogon krążył nerwowo po suchej ziemi, zbierając paskudztwo jakim skalane było łoże lidera. Znów. Uparł się na nią. Zawziął. Uczepił. Niczym nieznośny rzep końcówki ogona. Pierwomrówka oddychała ciężko, starając się trzymać emocje na wodzy. Sam pchał się w łapy śmierci!
— Mam nadzieję, że zrozumiałaś, Pierwomrówcza Gracjo. Takie zachowanie nie przyniesie ci niczego dobrego. — miauknął lider.
Znów miał do niej problem o byle co. Doczepił się, gdy próbowała wytłumaczyć ciemnej masie, zwanej też jej pobratymcem, dlaczego nie warto z nią zadzierać. I znów musiała słuchać tego samego wykładu. Nudnego jak zawsze. Marnował jedynie jej cenny czas.
— Tak. — mruknęła niechętnie, czując, że oczekuje jej odpowiedzi.
Chciała już móc wrócić do siebie i pomarudzić ojcu jakim lisim łajnem jest ich lider.
— Czyli jesteś gotowa przeprosić Ognistą Piękność? — zapytał z nadzieją.
Pierwomrówka prawie zadławiła się własną śliną. Nerwowo kaszląc, łapała powietrzę. Absurd. Brednie. Niedorzeczność! Ona miała przeprosić tego pomyleńca? To mózg rudej już dawno odkleił się od łba. Zachowywała się, jakby pozjadała wszelkie rozumy, a Klan Gwiazd miał czcił każde jej pierdnięcie!
— Za co? Za to, że jeszcze żyje? — syknęła naburmuszona.
Królicza Gwiazda westchnął. Pokręcił łbem. Czekoladowa fuknęła niezadowolona. Już wystarczająco ją upokorzył. Wołała zginąć z paszczy Potwora niż przeprosić tą rudą żmiję.
— Nie mogę pozwolić, by porządek Klanu Burzy został zburzony przez waszą dwójkę kłócącą się o każdy aspekt. — ogłosił lider. — Albo się przeprosicie jak prawdziwi dorośli, albo obydwie skończycie w legowisku ucznia.
Pierwomrówczej Gracji aż głos odebrało. Po prostu wyszła stamtąd. I szła. Nie zważając na koty wokół niej. Dopiero gdzieś wśród polnych kwiatów rozległ się głośny krzyk frustracji.
* * *
Im dłużej o tym myślała tym bardziej utwierdzała się w swoich przekonaniach. Królicza Gwiazda ni z gruchy, ni z pietruchy zajął stanowisko lidera. Jeszcze po tak całkowicie przypadkowej śmierci Obserwującej Gwiazdy i jej zastępcy... Kto go niby wybrał? Klan Gwiazd? No chyba nie. Pewnie na temat dziewięciu żyć kłamał. Wodził ich wszystkich za nos. Nie było szans, by Przodkowie ofiarowali ów niezwykły dar jakiejś przypadkowej przybłędzie bez ogona. Chciał jedynie swoim nudnym ględzeniem rozwiązywać wszelkie problemy. Byli wojownikami, a nie kronikarzami. Minął się ze swoim przeznaczeniem. Powinien już dawno wąchać od dołu ziemię!
— Uh, a tobie co? — usłyszała głos starca.
Zjeżyła się, posyłając mu mordercze spojrzenie. Nie miała czasu na jego durne zaczepki. Niech idzie w końcu do Umieralni. Ktoś inny był teraz priorytetem na jej liście. Uśmiechnęła się do siebie. Już niedługo wszystko w końcu będzie tak jak powinno. Świat odzyska kolory, a Klan Burzy będzie prawdziwą potęgą. Nie będzie potrzebował tych mysich pcheł wartych sojuszy z kolejnymi przegrywami.
— Pierwomrówcza Gracjo, lider cię wzywa.
Wywróciła ślepiami. Nie dał jej nawet zaplanować na spokojnie jego końca. Westchnęła ciężko i zwlekła się z legowiska. Musiała przycisnąć swoich małych podwładnych. Zebrać wszelkie potrzebne jej informacje.
Wyznaczyć dzień, w którym świat zapomni o Króliczej Gwieździe.
Wyznaczyć dzień, w którym świat zapomni o Króliczej Gwieździe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz