Po śmierci Siewczego Letargu
Kremus wylegiwał się, mrużąc oczy, pomrukując przy tym z zadowoleniem. Dzisiejszy dzień był udany. Tym razem nie przewracał żadnych z dekoracji, nie wniósł niczego nowego do miejsca, w którym spędzali większość swoich chwil, ale udało mu się miło spędzić czas z braciszkiem. Na jego pyszczku zawitał szczery uśmiech, choć stonowany, ponieważ pręgus był o włos od odpłynięcia do krainy snów. Śpiew nocnych istot rozpoczynał się delikatnie, z czasem na pewno przybędzie ich więcej i więcej, nucąc wszystkim kotom, by im się lepiej spało. Dzień skłaniał się leniwie ku końcowi, tworząc na niebie malowniczy krajobraz, którego zielonooki nie był w stanie dojrzeć przez odpoczywanie z pyszczkiem zwróconym w przeciwnym kierunku. Nocne światło padało na jego grzbiet, oświetlając zaledwie kawałeczek; nawet tego nie poczuł! Zupełnie niewzruszony wszystkim dookoła, poruszył wąsami sennie, czując, że lada moment zaśnie. Króliczek leżał skulony tuż obok, pyszczkiem opartym o jego bark. Mały ciężar grzał go, jedynie dokładając do chęci zaśnięcia. Żłobek świecił pustkami, dlatego nawet nie było jakiegoś większego wyboru, jak chodziło o zabawy. Dzięki temu też nic go nie wyrywało ze stanu, w jakim się obecnie znajdował. Gdyby były tu inne kocięta, najprawdopodobniej wymyśliłyby wieczorne zabawy, głośne i chaotyczne - a kocurkowi teraz w głowie był jedynie odpoczynek. Zajączkowi wystarczyło towarzystwo Króliczka, nie musiał szukać nikogo nowego czy prosić się o cokolwiek.
Usłyszał, kładąc uszy, że jego braciszek przewrócił się na drugi bok, następnie parsknął z niezadowoleniem, którego nie dało się zignorować.
— Zajączku, jak myślisz, kiedy ciocia wróci do żłobka? — zapytał, a gdy wybudzony młodziak miał już mu odpowiadać, uchylając ślepia szerzej w próbie odgonienia senności, w progu jamy zawitała Pikująca Jaskółka, ich mama.
Poczuwszy jej zapach, odwrócił łebek w tamtym kierunku, zastanawiając się czy dotarło do niej pytanie. W porównaniu do swojego brata, zielonooki został na swoim miejscu, jedynie odwracając się w stronę dwóch kotów. Ciepło, jakie wspólnie wytworzyli odpowiadało mu. Miał dziwne wrażenie, że jeśli wstanie, jakiś sprytny podmuch wiatru dotrze do niego, przynosząc ze sobą chłód, którego sobie kocię teraz nie życzyło. Króliczek podbiegł do niej prędziutko; wyraz pyszczka kotki wydawał się niecodzienny - dlaczego gościło na nim przygnębienie wymieszane z roztargnieniem? Niechęć? Co takiego mogło się stać? Zawsze witała ich z ogromnym entuzjazmem. Zresztą oni ją tak samo… Zerknęła na nich, ale nawet i to nie przyniosło jej ukojenia. Młodziak poczuł nieprzyjemne ukłucie w żołądku.
— Mamo, co się stało z ciocią? Długo nie wraca… ja i Zajączek trochę się tym martwimy, ale… nie jakoś bardzo, w końcu nie jesteśmy już małymi kociakami! — Z początku w jego głosie było słychać troskę i strach, jednak z każdym kolejnym słowem Króliczek brzmiał coraz bardziej poważnie. Odpoczywający pokiwał główką pospiesznie, popierając słowa brata.
— Dokładnie! Chcielibyśmy po prostu się dowiedzieć… — wymruczał, nie zastanawiając się czy słowa, jakie wypowiedział miały większy sens. Można było w nich jednak dosłyszeć nutę nerwowości.
Zmęczenie w większym lub mniejszym stopniu się go utrzymywało, miał troszkę opóźnioną reakcję na bodźce. Kremowa na słowa swojego syna spochmurniała jeszcze bardziej, co ani trochę nie pocieszyło malucha. Wstał ciężko, drepcząc w jej stronę. Posłała swoim dzieciom smętne spojrzenie i cofnęła się do wyjścia.
— Jej już z nami nie ma. Nie wyczekujcie jej. Nie wróci — rzuciła krótko, po czym zniknęła za rogiem. Zajączek nabrał powietrza do płuc z wyraźnym sykiem, rozglądając się za nią, po czym wypuścił je, nie mogąc już go dalej trzymać. Dlaczego…? Co jej się stało? Czy odeszła z klanu? Nie, czemu miałaby to zrobić? Kremus pokręcił głową, nie rozumiejąc z tego nic a nic. Położył uszka po sobie, kuląc się nieco. Zaczął oddychać coraz szybciej, jego serce przyspieszyło do galopu. Próbował oddychać w inny sposób, jednak to mu nie pomogło - ugniatanie terenu pod sobą również, ani zawinięcie ogonka. Co powinien zrobić? Co robiło się w takiej sytuacji? Nie chciał wyjść na słabego, ale nie potrafił radzić sobie z tak... nietypowymi sytuacjami. Nigdy nie miał do czynienia z czymś identycznym. Zaczął trząść się delikatnie, tuląc się teraz do brata. Łapki ugięły się pod nim delikatnie. Czy ktokolwiek jej w ogóle szukał? Czy istniała szansa, że kocica zgubiła się, wkraczając na nowe tereny? Oczywiście przyjmując, że dla wojowników coś takiego istniało… Po paru uderzeniach serca pręgus odsunął się leciutko od brata, by nie przytłoczyć go przypadkiem swoim niecodziennym zachowaniem. Czuł się już odrobinę lepiej, jednak nadal brakowało mu do tego, by nazwać to stanem takim, jak przed dowiedzeniem się takich nowości. Czy uda mu się dzisiaj jeszcze zmrużyć ślepka? Miał nadzieję, że tak. Musiał spać, bo inaczej nie urośnie. Nie będzie silny. Wtedy mama będzie zawiedziona, zresztą nie tylko ona. Króliczek niezdarnie, susami przedostał się do wyjścia. Spozierał za czymś, zielonooki nie był do końca pewien za czym. Och! No przecież, może oni mogliby się za nią rozejrzeć? Podszedł do niego z zapałem, szukając wzrokiem czegokolwiek, co mogłoby wskazywać na obecność zaginionej kotki. Niestety, ku jemu nieszczęściu, nie znalazł niczego, co by ich mogło usatysfakcjonować...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz