Jednak dopiero teraz do Liściastego Futra dotarło, co naprawdę znaczy odejście Czereśni. Jak niby miała sobie poradzić bez szylkretowych łap prowadzących ją i pomagających w każdej chwili? Kotka samą swoją obecnością sprawiała, że wszystko było lepsze, życie nabierało sensu, a zmartwienia i troski ustępowały wspaniałemu uczuciu szczęścia. Ogólnego szczęścia z istnienia, z wykonywania najprostszych, najbardziej błahych czynności, które jednak dodawały energii. Pozytywnej energii pozwalającej biec przed siebie, bez względu na to, co się dzieje, bez względu na to, ile katastrof się wydarzyło. Po prostu lecieć z wiatrem i mieć nadzieję, że będzie lepiej. To było takie proste. Życie przed śmiercią Czereśniowej Gałązki było wspaniałe, szczęśliwe, pełne uśmiechu. Teraz cały ciężar odpowiedzialności i mądrości, to wszystko spadło na Listek, ale ona… Nie była gotowa. Zdecydowanie nie.
I co teraz miała zrobić? Jak sobie z tym wszystkim poradzić? Nie miała pojęcia. Wiedziała, że musi podjąć jakieś działania, cokolwiek, żeby załagodzić niezręczną sytuację między Klanem Klifu a Gwiezdnymi. Tylko… Ona sama była bez sił. Nie płakała, nie miała na to energii. Po prostu siedziała, patrzyła przed siebie pustym wzrokiem i próbowała uwierzyć w odejście Czereśni. Musiała się z tym pogodzić i pozwolić sobie na żałobę. Tyle że nie miała na to czasu. Sprawowała obecnie władzę w legowisku medyków, musiała zadbać, aby ilość ziół była odpowiednia, żeby nadawały się do użycia, trzeba było otaczać opieką cały klan. Do tego musiały być silne medyczki. Wieczne Zaćmienie i Ćmi Księżyc także były przygnębione, musiała jakoś dodać im sił. Musiała być dla nich przykładem, a nie rozpaczać nad swoją bezsilnością. Miała ochotę krzyczeć, chciała się poddać. Mogła zrobić wszystko, byleby tylko złagodzić ten ból… Niestety nie było na to sposobu. Trzeba było po prostu… jakoś przez to wszystko przejść.
A najlepiej sobie radziła, gdy o tym nie myślała. I chociaż strasznie trudno było oczyścić umysł, skupić się na czymś innym, pomoc niosły jej zioła. Sortowanie ich, leczenie nimi kotów… Wtedy doznawała na chwilę wytchnienia od rozmyślań.
Rozejrzała się po legowisku, zastanawiając się, co teraz mogłaby zrobić, żeby skupić swoją uwagę na czymś interesującym, całkowicie pochłaniającym. Skarciła sama siebie w myślach, kiedy jej wzrok na chwilę zatrzymał się przy niewielkiej ilości ziół kocimiętki. To nie było dobre rozwiązanie, zdecydowanie nie. Zbierała rośliny lecznicze, po to, aby pomagać tym, którzy naprawdę tego potrzebowali.
***
– Cześć – miauknęła i tak jak zawsze od śmierci Czereśniowej Gałązki, zabrakło jej słów. Tak po prostu. Kompletnie nie wiedziała, co powiedzieć. Wszystko wydawało się nie na miejscu. Usiadła obok szylkretki i gorączkowo zastanawiała się, jak kontynuować tą nawet nie do końca zaczętą rozmowę. Coś musiała zrobić… Należało odwrócić myśli Wiecznego Zaćmienia od tej katastrofy, ona była zbyt młoda, żeby doświadczać tego bólu. – Miałaś dzisiaj jakiegoś pacjenta?
<Zaćmienie?>
Wyleczeni: Paprociowy Zagajnik
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz