Jarzębinowa Łapa machnęła ogonem w powietrzu, rozbawiona nietęgą miną ślepego kocura. Uśmiech szybko zgasł jednak na jej pyszczku, gdy zauważyła, że Zabłąkana Łapa wcale nie podziela jej nastroju. Zmarszczyła lekko nos, zastanawiając się przez ułamek sekundy, co mu chodzi po głowie.
— W sumie nic od ciebie nie chciałam… — zaczęła, zbliżając się do niego. — Ale skoro się obijasz, to rusz się ze mną do lasu po zioła! — miauknęła z figlarnym błyskiem w oku, popychając łapą jego pierś. — Może przy okazji znajdziemy jajka. Cały Klan teraz szaleje na ich punkcie… — dodała ciszej, z lekkim rozbawieniem, po czym ruszyła w stronę wyjścia z obozu.
Za jej ogonem rozległo się przeciągłe westchnienie, ale Zabłąkana Łapa nie protestował — podreptał za nią posłusznie. Przedzierali się wspólnie przez las, unosząc pyszczki ku górze w poszukiwaniu znajomych zapachów. Jarzębinowa Łapa co jakiś czas zerkała za siebie, dotykając jego nosa końcówką ogona, by wskazać mu kierunek. Kilkukrotnie wywołało to u niego kichnięcie, ale mimo to szedł bez słowa. Po pewnym czasie znaleźli to, czego szukali: rumianek, mniszek lekarski i dorodne krzaki jeżyn. Starannie przyczepili zioła do futer, by łatwiej było je nieść z powrotem do obozu. Wtem Zabłąkana Łapa zatrzymał się, poruszył lekko uchem.
— Ptak — wymruczał cicho, kładąc się nisko przy ziemi.
Jarzębinowa Łapa zaraz potem złapała zapach — jej źrenice zwęziły się w ekscytacji i natychmiast pognała naprzód, zostawiając kocura za sobą. On jednak nie zwlekał i ruszył jej tropem, odbijając się miękko od ściółki. Zatrzymali się w wysokiej trawie. Uczennica medyka wskazała delikatnie przed siebie.
— Patrz! — wyszeptała, po czym szybko dodała z zakłopotaniem — Znaczy… przed nami jest ptak, siedzi na gnieździe. Zapomniałam… — mruknęła, nieco zakłopotana faktem, że jej towarzysz nic nie widzi.
— Przepędzę go — oznajmiła pewnym głosem, po czym wyskoczyła z zarośli. Ptak zerwał się z gniazda z gwałtownym trzepotem skrzydeł, odlatując w popłochu. Jarzębinowa Łapa podeszła do gniazda z iskrą nadziei w oczach, ostrożnie zaglądając do środka… I rzeczywiście w gnieździe, znajdowało się kilka maleńkich, błękitnych jajek drozda. Kotka wstrzymała oddech z zachwytu, po czym uśmiechnęła się szeroko, dumna z własnego odkrycia. Ostrożnie sięgnęła łapą i delikatnie poturlała jedno z jajeczek w stronę Zabłąkanej Łapy.
— Dotknij... ale bardzo delikatnie! — szepnęła z podekscytowaniem, przysiadając nisko przy ziemi, jakby nie chciała spłoszyć ciszy, która unosiła się wokół nich. — To jajko... a z niego wyklują się maleńkie ptaszki! — dodała z iskrą w głosie, niemal rozpromieniona.
<Zabłąkana Łapo?>
[385 słów]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz