Słysząc propozycję kotki, pokiwała energicznie łebkiem. Więc to musieli być ci nowi przyjaciele, o których mówił Pan Miodek. Purchawka nie wychodziła z podziwu jak bajecznym miejscem był Owocowy Las. Tylko nigdzie nie widziała tych owoców!
— Nie widziałam. Pokaż. — poprosiła, podbiegając energicznie do kotki.
Niestety po drodze uderzyła z jedną gałęzi. Zmarszczyła pyszczek zaskoczona. Strasznie dużo było tutaj tych ścian z gałęzi. Obijała się o nie jak pijana mysz. Złapała się za bolący nos. Nieprzyjemne uczucie.
— To może wyjdźmy na zewnątrz. Tam jest mniej ścian do wpadnięcia. — mruknęła srebrna.
Purchawka była zachwycona tą propozycją. Podskoczyła radośnie.
— Super. Super pomysł. Kicia bardzo mądra. — pochwaliła kotkę.
Brew nowej koleżanki uniosła się pytająco. Wyglądała wtedy tak uroczo i śmiesznie. Jakby jej brew miała polecieć do nieba.
— Kto to Kicia? — zapytała ostrożnie.
— No ty. Kicia. — oznajmiła z uśmiechem, wskazując na nią łapką.
Pręgowana koleżanka zrobiła dziwną minę.
— Nie, nie. Mam na imię Jaśminowiec. "Jaśmin" a potem "owiec". — próbowała przetłumaczyć czarnej.
Purchawka próbowała zakodować to niezwykle trudne i nowe słowo, które nie kojarzyło się jej zupełnie z niczym. Kodowanie się nie powiodło.
— Za trudne. Przepraszam. — wyznała szczerze, trochę zawstydzona. — Kicia zła?
Koleżanka westchnęła ciężko, kręcąc łebkiem.
— Niech będzie. Ale nie nazywaj mnie tak przy innych, ok? — zerknęła na nią.
Purchawka energicznie pokiwała łebkiem.
— Więc. Tutaj jest żłobek. Tu mieszkają kotki w ciąży i te, które już urodziły... — zaczęła ją oprowadzać po obozowisku.
Czarna zmarszczyła nosek. Ale przecież Pan Miodek jeszcze dwa wschody słońca temu mówił jej, że kotki się wykluwają z jajek. Musiała dopytać go potem o szczegóły. Jaśmin mówiła do niej dużo słów, a dymna przyglądała się jej, kiwając łebkiem. Za dużo z tego nie rozumiała, ale starała się grzecznie usiedzieć.
— To najważniejsze rzeczy już wiesz. To teraz... No niee... — jęknęła jej koleżanka.
Purchawka szybko podbiegła do koteczki, przyglądając się jej uważnie.
— Coś cię boli? — zmartwiła się.
Nie chciała, żeby Kicia cierpiała. Przecież była taką super koleżanką. Oprowadzała ją po obozowisku i w ogóle. Nie mogła umrzeć. Jaśmin wpatrywała się w coś. Ale dymna nie wiedziała w co. Wszędzie było dużo drzew i kotów.
— Medyka! — pisnęła, nie wiedząc co robić.
— Ciii.... — zamknęła jej pysk czekoladowa łapka. — Może jeszcze uciekniemy. Jeszcze mnie nie zauważyła.
Oczka Purchawki skierowały się na Jaśmin. Wróg wdarł się obozowiska? Może Łysi?!
— Powoli i po cichu idziemy do żłobka. — padł rozkaz.
Czarna naprawdę chciała nie zawieść koleżanki. Ale nawet ją zawodziły własne łapki. Szczególnie, gdy musiała iść tyłem. Więc oczywistym było, że się wyrąbała o glebę.
— Jaśminowcu! Cały czas cię szukałam, a ty... dokuczasz Purchawce? — usłyszała obcy głos.
Dziwna kotka spoglądała na nie z góry. Była inna niż koty co znała. Miała uszy oklapłe. Była psem?
— Wcale nie. Oprowadzałam ją po obozowisku. — tłumaczyła się kotka.
— Pani Piesku, proszę nie krzycz na Kicię. Nie zabieraj jej. — pisnęła, wtulając się w pręgowane futerko koleżanki.
<Jaśmin?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz