dawno, dawno temu, jak Murena jeszcze uczniowała
— Cześć Murenko — odpowiedziała ewidentnie sztucznym, przesłodzonym głosem — Nie przeszkadzam?
Młodsza uniosła łeb znad łap, lustrując wojowniczkę wzrokiem.
— Oczywiście, że nie — odparła pogodnie. — Coś się stało?
— Oh nie, po prostu Algowa Struga na ciebie patrzy. Może weszłam w złym momencie — powstrzymała się od wycedzenia tych słów przez zęby po prostu to mówiąc.
— Hm, rzeczywiście; miałyśmy iść na trening — Czarno-biała posłała rodzicielce delikatny uśmiech.
— Baw się dobrze — rzuciła z uśmiechem przed odejściem.
***
Jakimś cudem trafiła na patrol ze swoją córką i siostrą. Ona, Czyhająca Murena i Algowa Struga szły właśnie przez tereny Klanu Nocy. Nawet nie wiedziała jak to się wydarzyło. W normalnych okolicznościach uznałaby, że zastępca tak im kazał, ale aktualnie to ona wraz z siostrą (a raczej tym irytującym rzepem na futrze) były zastępczyniami. Uznała więc, że lepiej się nad tym za bardzo nie zastanawiać i po prostu skupić się na zadaniu, żeby potem bardzo szybko wrócić do obozu.
Córka Syriusza powoli kroczyła u boku matki oraz dawnej mentorki, uważnie lustrując wzrokiem otoczenie. Alga za to wydawała się okropnie skupiona, aż niepokojąco. Lawirowanie między drzewami tutaj niepokoiło ją. Tyle rzeczy się tutaj wydarzyło. Koty zostały pokaleczona przez tych samotników. Czereśniowy Pocałunek pożegnała się z uchem, jej własne dziecko straciło nogę, jej ojciec już stąd nie wrócił… Ich łapy rytmicznie stukały o ziemię.
— Chyba nic tu już nie znaj… — zaczęła powiadamiać członkinie patrolu o powrocie, ale ucięła.
Obok niej dreptała tylko jej siostra. Ani śladu Mureny. Stanęła gwałtownie. Algowa Struga najwyraźniej zrozumiała, że coś się stało i też przystanęła, wyrywając się jakby z transu. Powietrze przedarł krzyk dochodzący z odległości kilku długości lisa. Zanim Mandarynka zdążyła warczeć na siostrę, że nie dopilnowała jej córki, ta ruszyła. Również zaczęła biec. Adrenalina szumiała jej w uszach. Nie. Nie może stracić tu zdrowia lub życia kolejnego członka rodziny. Ciotka, ojciec, dziecko… Dobiegły do widoku splątanej kuli czarno-białego i rudego futra. Mandarynka syknęła i dwie zastępczynie Klanu Nocy ruszyły na napastnika. Rudy samotnik przeraził się tak niewyrównanej walki i odskoczył od najmłodszej z kotek w zamiarze ucieczki. Wtedy dwie wściekłe kocice przypuściły atak. Cios w nos, w bok, unik, kolejny cios. W końcu spanikowany kocur szybko przepchnął się obok przeciwniczek i znikł w gąszczu. Schowała pazury i podeszła do córki.
— Wszystko dobrze?
Ta tylko pokiwała głową sprawiając, że kilka kropelek krwi spadło na ziemię. Nie wyglądała na śmiertelnie ranną. Jedna głębsza rana na boku i kilka mniejszych w innych miejscach. Co prawda u zastępczyń też nie obyło się bez zadrapań. Algowa Struga utykała na jedną łapę, a Mandarynka została pozbawiona kilku kępek futra, jak i również zdobyła ślad pazurów na barku. Gdyby nie przybiegła tu wcześniej byłoby nieciekawie. A raczej gdyby nie przybiegły.
— Wracajmy do obozu. Zimorodkowe Życzenie musi opatrzyć nasze rany.
Przytaknęła siostrze i trzy kotki ruszyły w drogę powrotną. Gdyby Algi tu nie było, mogłoby zrobić się nieciekawie. Jednak nawet takie irytujące kupy futra do czegoś się przydają.
<Murena?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz