Księżyc w pełni piękne oświetlał nam drogę, kiedy wraz ze swoim klanem wyruszyliśmy na zgromadzenie. Nie będę kłamać, byłam pochmurna. Cały czas myślałam o Syczkowyn Szepcie, o tym czy mnie lubi... No po prostu szłam z głową w chmurach. Kiedy wreszcie dotarliśmy, usiadłam gdzieś niedaleko, nie zwracając uwagi na otoczenie. Nagle poczułam przy sobie innego kota. Był to niewielki uczeń, pewnie świeżo mianowany, było słychać i widać że bardzo się stresuje.
— Cześć! Nazywam się Ruda Łapa — miauknął przyjaźnie, jednak w jego tonie dało się wyraźnie usłyszeć nerwowe drżenie. — Nie wyglądasz, jakby to było twoje pierwsze zgromadzenie, haha... Rety, nie wierzę że ta masa kotów na co dzień zamieszkuje tereny dookoła... Ach, właśnie, jestem z Klanu Burzy, ale wnioskując po twoim zapachu, ty jesteś skąd indziej — mruknął, a w jego oczach błysnęły iskry ekscytacji. Nie mógł uwierzyć, że wreszcie nastała okazja, by porozmawiać z kotem z innego klanu! — J...jak ci na imię?
Spojrzałam na rudawego niczym lisa ucznia, po czym ciepło się uśmiechnęłam.
"Jejku chyba pierwszy raz to ktoś zaczyna konwersację a nie ja..." — pomyślałam jeszcze zanim odezwałam się w stronę młodszego.
— Cześć, jestem Iskrząca Nadzieja i tak, jestem z innego klanu, Klanu Wilka. Miło mi Cię poznać Ruda Łapo — mruknęłam w stronę podekscytowanego i ewidentnie zestresowanego kocurka. — Jak tam pierwsze wrażenia ze zgromadzenia, stresik jest, prawda?
Kocurek tylko uśmiechnął się nieśmiało.
— Mam wrażenie, że zaraz wyskoczę z własnego futra...- Zaśmiał się na moje pytanie, kładąc uszy po sobie.
— Królicza Gwiazda przyjął mnie oraz moje dwie siostrzyczki do klanu jakieś dwa księżyce temu... nie jestem pewien. To moje pierwsze zgromadzenie i... ach, nie mam pojęcia gdzie się podziać. Już gdy pierwszy raz zobaczyłem Klan Burzy w całości zrozumiałem, że nie przepadam za tłumami obcych, ale tutaj... cóż... — Rudy obdarzył mnie znaczącym spojrzeniem pełnym obawy, jednakże przez cały ten czas uprzejmy uśmiech nie znikał z mojego puchatego pyszczka. — Bardzo miło mi cię poznać, dotychczas nie znalazłem w klanie odpowiedniego towarzysza, poza moimi siostrami oczywiście, ale one wydają się być tak samo zielone jak ja. Mój mentor, Bobrzy Siekacz, jest moim zdaniem dobrym kotem, ale nie chcę wchodzić mu specjalnie na głowę. Wydaje się być kimś bardzo ceniącym sobie przestrzeń osobistą, jeśli wiesz co mam na myśli. — Uczeń z Klanu Burzy puścił mi oczko.
— Ja na moim pierwszym zgromadzeniu cały czas trzymałam się jednego kolegi niczym rzep futra... — powiedziałam zatapiając się w wspomnieniach. Kiedy tylko przypomniałam sobie o Syczkowym Szepcie posmutniałam, jednak nie przerywałam. — Ja dziwię się że tu jestem, moja aktualna liderka chyba za mną nie przepada... Ale tak czy siak. Teraz masz mnie a ja pomogę Ci przejść przez to wszystko tak żeby nie wpakować się w żadne kłopoty, oraz nie wyskoczyć z futra. Tak swoją drogą masz bardzo ładne futerko, zazdroszczę. A co do tego że klan jest zamknięty oraz zatłoczony, skądś to znam, aczkolwiek trafiłam na fantastyczną mentorkę, tylko boli mnie to, że mam z nią lepsze relacje niż z własną matką... Tak czy siak cieszę się, że mogę z Tobą porozmawiać, masz może jakieś pytania? — powiedziałam starając się zakryć fale smutku, które zalewały mnie od środka.
— Nie chciałbym, by Kaczka i Fluoryt zobaczyły mnie, jak kleję się do zadka Bobrzego Siekacza. Powinienem je chronić, obcy świat jest niebezpieczny — zażartował, jednak jego oczy nabrały powagi kiedy wspomniał o swoich siostrach. Przekręcił łebek na wspomnienie o liderce mojego klanu. — Nie przepada? To tak można? W końcu jest... waszym przywódcą, powinna zapewniać wam azyl i dbać o was, czyż nie? Czy wybieranie składu patrolu na zgromadzenia przez wzgląd na własne relacje nie byłoby trochę... nepotyczne? — podsunął, w jego tonie dało się wyczuć niepewność.
Kiedy wspomniałam o pomocy, a potem skompletowałam piękne rdzawe futro ucznia, widziałam jak bardzo stara zachować powagę, co nie ukrywam trochę mnie rozbawiło, jednak zaraz później odpowiedziałam.
— Wiesz, ogólnie od zawsze nikt za mną nie przepadał... Moja matka była samotniczką, ojca nawet nie pamiętam, jedyne co jest z tego dobre to to, że mam kochane siostry z których mogę być dumna, nie to co ja... Ja nie jestem nigdy nie byłam i raczej nigdy nie będę powodem do dumy nieważne dla kogo... Od zawsze ja byłam tą najsłabszą, najpóźniej się rozwijałam... Nienawidzę siebie i tego kim jestem, i swojego wyglądu, i charakteru... — Wydukałam zalewając zdezorientowanego Rudzielca z falą rzeczy o moim życiu. Napadła mnie kolejna fala smutku. Nie chciałam jednak wyjść na nie wiadomo jaką kotkę, więc szybko potarłam oczy łapą i doprowadziłam się do porządku. — Przepraszam, nie powinnam się tak otwierać... Wiesz, jesteś na prawdę sympatycznym kocurkiem, ale chcę podejść jeszcze do jednego kocura, więc pogawędzimy jeszcze chwilę i będę się ulatniać.
Lisówka w ramach odpowiedzi położył uszy po sobie, patrząc na mnie ze współczuciem.
— O... o rety... — zaczął, przestępując z łapy na łapę. W końcu wziął głęboki oddech i zmarszczył nos w determinacji. — Ani twoje pochodzenie ani sukcesy twojego rodzeństwa nie definiują twojej wartości. To to, co robisz, twoje ideały – one za to odpowiadają. — Położył mi delikatnie, niczym motylek, ogon na ramieniu, a potem obdarzył mnie przepięknym i ciepłym uśmiechem. —W ciągu naszej krótkiej rozmowy dałaś mi masę radości. Potrzebowałem rozmowy z kimś uprzejmym i otwartym, tak jak ty. A skoro dajesz szczęście innym, to czy nie jest to wystarczający powód do dumy? — podsunął, zerkając na mnie czule. Kocurek próbował się przytulić, ale szybko się odsunął, chyba pomyślał, że to za dużo jak na start, jednak mi by to nie przeszkadzało. — Och, oczywiście. W końcu tyle tu potencjalnych przyjaciół, że może nie starczyć nocy na poznanie ich wszystkich. Trzymaj się, Iskrząca Nadziejo, zapewniam cię, że wszystko będzie dobrze. — Skrzyżował ze mną spojrzenie pełne nadziei, któremu towarzyszył smutny uśmiech.
Zobaczyłam w oczach rudego to samo spojrzenie jakie ja jeszcze jaki kociak dałam Makowemu Nowiu. Bez słowa pochyliłam głowę pozwalając młodszemu kocurkowi przytulić się do siebie. Tego właśnie potrzebowałam. Porządnego przytulasa, poczucia bycia zrozumianym przez kogoś. Wiedziałam, że potem będę musiała odejść od tego przesympatycznego kocurka, ale w tamtej chwili nie chciałam o tym myśleć.
Zerknął na środek wyspy, wyczekując widoku liderów wszystkich klanów.
Gdy odsunęliśmy się od siebie, uśmiechnął się nieśmiało.
— Piękne piórka. Moja młodsza siostra również nosi podobne, to prawdziwa księżniczka — zachichotał, starając się poprawić trochę smętną atmosferę. — Nie pozwól zepsuć sobie zgromadzenia, to... to powinien być wesoły czas, jak mniemam — zasugerował pogodnie.
— Dziękuję, cieszę się, że Ci się podobają. Jeśli chcesz możesz mieć jedno, mam ich całą masę — powiedziałam, nieco lepiej czując się po komplemencie od Rudzielca. Zaraz potem szybciutko sięgnęłam zębami po jedno z najładniejszych piórek i delikatnie wsunęłam je za ucho Rudej Łapy, który przez chwilę próbował protestować, ale zamilkł w pół słowa. Oczywiście zanim to zrobiłam rozejrzałam się żeby nikt z mojego klanu tego nie zauważył. Nie chciałam mieć przez to kłopotów. — Dziękuję za miłą rozmowę, Ruda Łapo. Mam nadzieję że jeszcze kiedyś się spotkamy, do widzenia! — mruknęłam przyjaźnie na pożegnanie, machając ogonem, z ciepłym uśmiechem na pyszczku.
Kiedy tylko umieściłam piórko za uchem rudego, zakręcił się, jak szczeniak goniący własny ogon, próbując w jakiś sposób zobaczyć, jak wygląda z nową ozdobą, ale oczywiście ze względów anatomicznych mu się to nie udało.
— Dziękuję, nigdy nie pomyślałem, że kiedyś będę mieć własne — zaśmiał się, patrząc wdzięcznie w moje złote oczy. — Oczywiście, ja również. Miłego wieczoru, Iskrząca Nadziejo! — miauknął wesoło, rozstawszy się z rozmówczynią kierując się na środek wyspy w oczekiwaniu na przemówienia liderów.
Kiedy pożegnałam się z przesympatycznym Lisówką, przywódczyni Owocowego Lasu, Sówka, zabrała głos.
— W Owocowym Lesie sprawy mają się bardzo dobrze. Zwierzyny nam nie brakuje, a nasza społeczność rośnie w siły. Niedawno jedna z naszych wojowniczek doczekała się kociąt. Mianowaliśmy też kilku nowych uczniów: Miłostkę, Sekrecika oraz Kruszynkę, ale też mamy nowego zwiadowcę, Morelkę. Opuściła nas też jedna starsza, Traszka, której stratę będziemy pamiętać.
Posmutniałam słysząc o stracie starszej, jednak zaraz o tym zapomniałam, zastanawiając się, kogo mogę teraz po zaczepiać. Wypatrzyłam Miodka, co prawda był z mojego klanu, ale to nic. Tak, był perfekcyjnym wręcz łupem oraz okazją do rozmowy.
Radosnym krokiem podeszłam i znienacka przytuliłam od tyłu Miodową Korę, który chyba trochę się tego nie spodziewał.
—Czeeeeeeeść, tęskniłeś? — mruknęłam cicho czekając na reakcję zdezorientowanego Miodowego.
—Witaj, Oczywiście! Jak tam u ciebie? - spytał, patrząc na mnie radośnie.
Już miałam zamiar odpowiedzieć, jednak zaraz odezwała się nowa liderka Klanu Nocy, Spieniona Gwiazda.
— Jak wszyscy mogli się już się domyślić, Srocza Gwiazda odeszła na Srebrną Skórkę. Od teraz to ja, Spieniona Gwiazda, przewodzę Klanowi Nocy. Nasz klan ma się dobrze. Jak przy każdej Porze Nowych Liści, ryby i płazy cieszą się podniesionym poziomem wód, dzięki czemu mamy pod dostatkiem zwierzyny. Niedawno miałam zaszczyt mianować kilka wspaniałych kotów. Błękitną Lagunę, Pluskający Potok, Rysi Bór i Porywisty Sztorm to imiona, które teraz noszą nasi nowi wojownicy. W żłobku natomiast już wkrótce pojawi się wiele nowych pyszczków, gdyż niejedna kocica jest w ciąży!
Znowu otworzyłam pyszczek aby odpowiedzieć Miodkowi, jednak znowu nie zdążyłam, ponieważ odezwała się liderka naszego klanu.
— W Klanie Wilka także sprawy mają się tak jak należy. Nasi uczniowie i wojownicy są dobrze wyżywieni, silni i zawsze gotowi do walki. Wszystkiego mamy pod dostatkiem, dzięki czemu nawet najmłodsi są silniejsi niż przeciętny kociak! - przechwalała się, smagając powietrze ogonem. — Z każdym upływającym wschodem słońca jedynie rośniemy w siłę!
Przez chwilę milczała, omiatając zebrane klany wzrokiem.
Zaraz po Sosnowej Gwieździe, na przód wystąpiła Liściasta Gwiazda.
— Klan Klifu został zaatakowany. — Wydawała się dziwnie zmęczona. Na jej pysku nie można było znaleźć typowego uśmiechu, którym maskowała stres. Stała przed zebranymi - zestresowana, zmartwiona, ale jednocześnie pełna wiary. — Zostaliśmy zaatakowani przez duchy Mrocznego Lasu. Zapach Srokoszowej Gwiazdy został znaleziony na ciele martwego wojownika. — Desperacja i strach zabłysły w jej oczach. — Myśleliśmy, że pozbyliśmy się przekleństwa wraz z śmiercią Srokoszowej Gwiazdy, ale to zło jest silniejsze, niż myśleliśmy. Popatrzcie wokół siebie. Popatrzcie na wszystko, co was spotyka. Musimy walczyć. Musimy zjednoczyć się w imieniu naszych przodków. Klanie Wilka, Klanie Nocy, Klanie Burzy, Owocowy Lesie, apeluję - nawróćcie swoich niewiernych. Głoście słowo Klanu Gwiazdy. Wiem, że możemy przeciwstawić się złu. Wiem, że możemy przywrócić naszym rodzinom bezpieczeństwo. Wiem, że możemy się zjednoczyć, bo inaczej... bo inaczej czeka nas zagłada.
Zaraz za nią odezwała się liderka Nocniaków, która ewidentnie wyglądała na zmieszaną.
— Liściasta Gwiazdo?
Jednak to co mnie zawstydziło to to, że zauważyłam z jakim trudem moja własna przywódczyni powstrzymuje się od śmiechu. Niestety takie rzeczy jako wilczak łatwo było rozpoznać. Dosłownie spaliłam się że wstydu za nią i cały Klan Wilka. Szybko jednak wyprostowałam się aby nie dać po sobie tego poznać. Nie chciałam żeby zobaczyła to Sosna. Oj nie, nie chciałam skoczyć jak Głupia Łapa albo Ryś... Biedne kotki...
Kiedy w końcu upewniłam się że mogę się odezwać bez przeszkód, odpowiedziałam czekającemu Korze.
—Teraz w sumie nawet dobrze, może na początku było gorzej ale teraz jest fantastycznie! Mam nowego kolegę z Klanu Burzy, Rudą Łapę, jest przeuroczy i bardzo sympatyczny! A ty jak tam sie trzymasz? — mruknęłam cichutko patrząc w stronę skały na której siedzieli przywódcy. — Jejku, grube akcje... — mruknęłam na chwilę podnosząc brew. (SIDE EYE)
—Cóż nic u mnie ciekawego, na nikogo nie zahaczyłem ostatnio — powiedział po czym spojrzał w stronę liderów, przysłuchując się im. Zaraz potem obrócił się w moją stronę po czym odparł: —Rzeczywiście bardzo grubo, wiele się zmienia w naszych oczach.
Sosnowa Gwiazda prychnęła dość głośno i zaczęła mówić tak, aby jak najwięcej zebranych ją usłyszało.
— Liściasta Gwiazdo, proszę cię! Uszanuj nasz czas. Od kiedy to duchy mają zapach? — zaśmiała się, przewracając oczami — Tak jak mówi Spieniona Gwiazda, Klan Klifu jest jedynym klanem, który ma problem z przodkami. Jeśli dobrze pamiętam, trupy nie wychodzą same z grobów i nie mordują kotów, cóż, no chyba, że ktoś im pomoże... — wymruczała, dość mocno sugerując drugą, mroczną możliwość, co zmroziło mi krew w żyłach.
Potem Judaszowcowy Pocałunek oczywiście zaczął bronić Liściastej Gwiazdy, ale ja nie zwróciłam na to szczególnej uwagi.
—Ty chyba nie wierzysz w Mroczną Puszczę, prawda? — spytałam najpierw w formie żartu, jednak zaraz potem poważnie spojrzałam na Korę. — Prawda...?
Nastała chwila niezręcznej ciszy, po czym Iskierką stwierdziła że nie chcę wyjść na nie wiadomo jaką.
— Znaczy, wiesz, w sumie nie ważne w co wierzysz, chcę żebyś pamiętał że i tak będę Twoja przyjaciółką. I żeby nie było nie mam zamiaru Cię po tym oceniać — powiedziałam i bez ani odrobiny strachu spojrzałam prosto i głęboko w oczy kocura.
Miodek spojrzał na mnie zdziwiony, jednak nie odpowiedział, ponieważ iskry i ostre riposty ze strony przywódców jak i zastępców przykuły naszą uwagę.
Liściasta Gwiazda przez chwilę wpatrywała się w innych przywódców w bezruchu. Nagle przez jej pysk przebiegł grymas rozpaczy.
— Nie rozumiecie — wydusiła z siebie. — Ja wiem, że trudno w to uwierzyć, ale popatrzcie wokół siebie. Wiem, że brz-brzmię, jakbym postradała zmysły, ale przysięgam, widziałam duchy Mrocznego Lasu przejmujące Klan Gwiazdy. Czy wasi medycy nie powiedzieli wam, co się stało podczas zgromadzenia medyków?! Czy myślicie, że Klan Gwiazdy pobłogosławiłby naszą medyczkę, gdyby nie było takiej konieczności?! Musicie otworzyć oczy, błagam was, inaczej sprowadzimy zniszczenie na nas wszystkich!
Sosna zaraz uderzyła ciętą ripostą do Judaszowca, który jak było widać po wyrazie jego pysku ledwo powstrzymał się od rzucenia sie z pazurami w stronę liderki. Co prawda nie przepadałam za nią ale byłyśmy w jednym klanie, więc gdyby tylko spróbował jej dotknąć, to zasmakowałby moich pazurów na swoim pysku.
— Ależ mój drogi, kto tu mówi coś o Mrocznej Puszczy? — spytała, wachlując otoczenie ogonem oraz dając czas zebranym na zaiskrzenie w sobie podejrzliwości wobec skaczącego w skrajne konkluzje kocura — Żywe koty także podejmują się brudnych zagrywek i dopuszczają obrzydliwych czynów. Skąd tak nagły pomysł o kotach z Miejsca, gdzie Brak Gwiazd?
W czasie kiedy czekałam na odpowiedź Miodowej Koty szybko spotkałam się oczami z Rudą Łapą, który wydawał się trochę przytłoczony tą nagłą zmianą atmosfery. Posłałam mu spojrzenie które mówiło: "Będzie dobrze, nie martw się. W razie co jestem przy Tobie." Po czym znowu spojrzałam na Korę, który w końcu mi odpowiedział.
— Przepraszam, jednak nie mogę odpowiedzieć na te pytanie... — powiedział zestresowany, nadal czując że coś patrzy na niego, jakby go kontrolowano. Szepnął mi tylko na ucho, żeby nikt nie słyszał. — Mógłbym powiedzieć, ale na pewno nie tu... — szepnął na ucho po czym starał się zachowywać normalnie.
W tym czasie Sosnowa znowu zaczęła odwalać jakieś cyrki i podnosić atmosferę.
— Czyli uważasz, że nawet niezaznajomieni z naszą wiarę samotnicy nie byliby do tego zdolni, w dodatku tylko dlatego, że nie wierzą w Mroczną Puszczę? — prychnęła pogardliwie — obawiam się, że jedynymi ślepcami jesteście wy sami. Wpajacie swemu klanowi bzdury o duchach, gdy prawdziwe i namacalne zagrożenie tylko na was czyha. Nieważne czy to pies, kot czy inna poczwara. Z tego co pamiętam poprzedni morderca też nie został schwytany. Własnymi łapami doprowadzicie swój klan do upadku! — Wykrzyknęła, obracając się w stronę tłumu — Klanie Klifu, nie zasługujecie by żyć w ciągłym strachu! Spójrzcie na waszą liderkę, jak stara i słaba już jest. Jeśli nie ona was obroni, musicie wziąć sprawy w własne łapy! — zawołała, podburzając lud.
— Sosnowa Gwiazdo, jak bardzo bym się nie zgadzał z częścią twojej wypowiedzi, raczyłbym zauważyć, że obie nie jesteście najmłodsze — mruknął z dystansem Królicza Gwiazda. — A z tego co widzę, kości ma Pani jeszcze całkiem sprawne, więc prosiłbym o zważanie na słowa. Jestem pewien, że Klan Klifu potrafi myśleć sam za siebie.
Kiedy liderzy kłócili się tam na górze, ja spojrzałam na Miodka.
— Dziękuję, że rozumiesz — mruknął ciepło a następnie skierował wzrok na kłócących się liderów. Patrzył jak przywódcy się kłócą.
— Przynajmniej teraz nadeszła najlepsza część zgromadzenia, czyli dramaty liderów — powiedział z uśmiechem oglądając.
Liściasta Gwiazda chyba powoli traciła nerwy do liderki mojego klanu, bo aż na samym dole było słychać jak na nią syczy.
— Jak możesz?! — syknęła, jeżąc futro. Wyglądała na zaskoczoną, zdradzoną. — Jestem przywódczynią Klanu Klifu. Nie masz prawa mówić o mnie w taki sposób.
— No to akurat prawda, ale nie jesteś trochę zmieszany, nie wiem nie czujesz jakiegokolwiek strachu, żenady czy coś, cokolwiek? — szepnęłam tak żeby tylko Miodowa Kora mógł to usłyszeć.
— Nie że coś, ale Sosnowa Gwiazda poleciała chyba trochę za grubo, zresztą z tego co mi wiadomo to ona jest starsza od liderki Klanu Klifu...
Znowu dało się zauważyć jak zastępca klifiaków klnie pod nosem i zżera Sosnę samym wzrokiem.
— Liściasta Gwiazda jest przywódczynią, która troszczy się o swój klan i nigdy nie pozwoliłaby na jego upadek. Klan Klifu nie jest ślepy – on właśnie otwiera oczy.
Zwrócił wzrok w kierunku zgromadzonych kotów, świadomy, że wszyscy ich słuchali.
— Koty Klanu Klifu, nie słuchajcie tych bredni! Kroczymy ścieżką wyznaczoną nam przez gwiazdy, która zarosła chwastami. Może się wydawać zawiła, lecz jest jedyną słuszną. Wystarczy pozbyć się wszystkiego, co tę ścieżkę zagradza. A ja i Liściasta Gwiazda poprowadzimy was tak, by nigdy już nigdy z niej nie zboczyć!
Pierwszy raz od dłuższego czasu, głos zabrała Spieniona Gwiazda.
— Jestem pewna, że ta wieść wszystkich musiała przytłoczyć. Czy chciałabyś bym zawołała któregoś z twych wojowników, by sprowadził cię do medyczek? Masz nierówny oddech... Nalegam, by zajęły się tobą odpowiednie łapy nim stanie się coś niedobrego — miauknela, próbując uspokoić panujące nastroje, przy okazji ignorując rozjuszonego zastępcę Liściastej.
— Wszystko ze mną w porządku — zapewniła mimo wszystko liderka Klifiaków, podnosząc się na drżących łapach. Zrobiła kilka kroków, zbliżając się do Sosnowej Gwiazdy. — Jak możesz?! — syknęła, wpatrując się w nią z żalem. — Nie wierzysz w moje słowa. Podburzasz mój klan. — Stanęła przy niej. — Zrozum, że sprowadzasz na samą siebie nieszczęście. Krew Klanu Wilka będzie na twoich łapach.
Po zimnych niczym lód słowach klifowej przywódczyni mój przyjaciel starał się mnie jakoś pocieszyć i podnieść na duchu.
— To zależy czy to będzie zagrażać Klanowi Wilka, dopóki nic nam nie będzie to nasz klan będzie w spokojnym stanie. Wiesz, może Sosnowa Gwiazda ma kompleksy i zazdrości Liściastej Gwieździe wieku? W końcu Sosnowa Gwiazda też nie jest w kwiecie wieku — powiedział szepcząc, by nikt inny oprócz nas nie mógł tego usłyszeć.
— No w sumie masz rację, ufam Ci — mruknęłam i położyłam delikatnie i nieśmiało głowę na barkach kocura. Nie chciałam żeby poczuł się niekomfortowo. Byłam już trochę zmęczona tym wszystkim, a on wydawał się bardzo bezpieczną opcją na krótki odpoczynek od tego wszystkiego. Zdałam sobie sprawę że ufam mu na tyle żeby czuć się bezpieczniej w jego otoczeniu nawet jeśli naokoło jest tyle kotów. "Tak chyba powinno być, przyjaciele powinni sobie ufać" — pomyślałam.
Powoli odpływając u boku przyjaciela, lekko uśmiechnęłam się na myśl jaka będzie jego reakcja. Chciałam zobaczyć jak daleko mogę się posunąć i jak bardzo nawzajem się lubimy. Podobała mi się myśl że teraz mam przyjaciela i mogłam być pewna że nie jest ze mną z litości. Nawet bardzo. Że mogłam czuć się bezpiecznie i dobrze w towarzystwie kogoś innego niż moja siostra, nieważne która.
Momentalnie podczas moich rozkmin, nasza liderka nagle wrzasnęła:
— Klanie Wilka, wracamy do obozu! Nie ma sensu byśmy mieli marnować tu ani chwili dłużej!
Sosnowa Gwiazda wezwała swój klan, na co zaraz odezwał się Kora.
— Wygląda na to że musimy już iść. A zapowiadało się ciekawie wraz z tą kłótnią.
Słysząc nagle krzyk liderki momentalnie się zerwałam, jakby wyrwana z transu.
— Hm? Ah, tak, myślę że byłoby interesująco... Miło było dziś na zgromadzeniu, cieszę się że mam przyjaciela takiego jak Ty, Miodowa Koro — mruknęłam jeszcze półsnem.
Odwróciłam jeszcze na chwilę głowę i szybko znalazłam Rudego. Kiedy spotkaliśmy się wzrokiem kiwnęłam mu na pożegnanie a potem, u boku Miodka, podążyłam do domu, cały czas po części opierając się o jego barki, wciąż idąc w pół śnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz