Nie bardzo wiedział jak zareagować na wieść o tym, że jej syn złamał serce Szantowej Łapy. Zawodząca Łapa zarzekał się, aby coś takiego miało miejsce. Według niego nie było żadnego wspólnego wyjścia w nocy poza obóz, a tym bardziej miłosnego wyznania. W tym samym czasie, kiedy czarny kocurek opowiadał matce swoją wersję historii, szylkretka wylewała łzy, tuląc się do łapy swojej babci.
Jako matka oczywiste było, że stała po stronie swojego syna, wierząc mu na słowo. Znała go bardzo dobrze, w końcu wydała go na świat i przez pierwsze księżyce spędziła z nim wystarczającą ilość czasu, aby poznać jego charakter. Wiedziała, że czasami wpadały mu do głowy głupie pomysły, być może większość za sprawą starszych uczniów, jednak trudno było jej uwierzyć w to, aby jej syn zakpił z uczuć drugiego kota. Nie, to nie pasowało do Zawodzącej Łapy. Jak i sam fakt tego całego wyznania.
– Pewnie coś sobie ubzdurała albo po prostu uderzyła się w głowę... Może to Kruk się z nią spotkał? Jest do mnie podobny, w końcu jesteśmy braćmi, a skoro było to nocą, to może po prostu nie zwróciła uwagi na fakt, że jej towarzysz nie posiadał bieli i miał długi ogon... No weźcie, każdy wie przecież, że Szanta jest specjalna inaczej... Może to spotkanie to wymysł jej wyobraźni?
– N-nie! To byłeś ty! Nie kłam!
– A-ale to ty kłamiesz!
Nim Zawodząca Łapa zdołał skoczyć w kierunku Szantowej Łapy, Margaretkowy Zmierzch odgrodziła kocura od kotki swym ogonem. Skoro uczniowie sami nie potrafili dojść do porozumienia, tylko zaogniali konflikt, to dorośli musieli im pomóc znaleźć rozwiązanie.
Ruchem głowy dała znać, aby oddali się kawałek, by móc na spokojnie porozmawiać.
– Wczoraj wieczorem nie było cię w legowisku uczniów – podjęła spokojnym głosem – Szukałam cię, aby ustalić plan dzisiejszego trening. Twój brat mi powiedział, że wyszedłeś poza obóz...
– Tak! Wymknąłem się z obozu. Ale nie z nią! Po prostu... Przypomniałem sobie o myszy, którą zakopałem kawałek od obozu, a nie zabrałem w jej drodze powrotnej...
Kłamał. Zawodząca Łapa częściowo kłamał. Dostrzegła, jak końcówka jego małego ogonka podryguje nerwowo, gdy opowiada fragment o tym, że udał się po zakopaną zwierzynę.
– Młodzi uczniowie nie powinni wymykać się w środku nocy poza obóz, nie racząc nikogo poinformować. Tym bardziej ty. Wiesz o tym doskonale – Westchnęła. Nie chciała myśleć, co by było, gdyby on czy Szanta, a może i nawet inny uczeń podczas takiego nocnego wymknięcia się poza obóz natrafił na lisa, bądź psa. Albo na samotnika ze złymi zamiarami. Pomoc mogłaby nadejść zbyt późno. Albo i wcale.
Poprosiła syna, aby obiecał jej, że już nigdy nie postąpi tak głupio, a ten niezbyt chętnie na to przystał. Teraz pozostało rozwiązać sprawę złamanego serca uczennicy. Margaretka cichutko zasugerowała, że być może kotka zmyśliła tę sytuację, bo chciała zwrócić uwagę czarnego. I tylko tyle i aż tyle. Echo lekko przechylił głowę, co sugerowało, że nie zrozumiał słów matki.
– Po prostu chce twojej uwagi – Starała się mówić jak najprościej – Nieważne jakiej. Niektóre kotki tak robią, aby zwrócić uwagę kocurów, które im się podobają. Zaczepiają, dokuczają i denerwują ich... Kocury też tak robią.
– A ty tak robiłaś?
– Nie, niestety nie – Zaśmiała się gorzko – Twoja babcia, a moja matka zadbała o to, abym nie miała za dużo przyjaciół, nie mówiąc już o możliwości przeżywania pierwszych uczniowskich miłości. Poza tym jako uczennica medyka miałam inne sprawy na głowie! Ale miałam możliwość przyglądania się wielu kotom, które do medyków nie tyle, co przychodziły po zioła, ale również po porady sercowe... w końcu według niektórych miłość to choroba – Przeniosła spojrzenie na Brzeczkę i jej wnuczkę – Idźcie wspólnie wymienić mech w legowiskach i na spokojnie porozmawiajcie. Zobaczysz czy mam rację. A ja w tym czasie porozmawiam z Brzęczkowym Trelem, dobrze? Później porozmawiamy.
Jako matka oczywiste było, że stała po stronie swojego syna, wierząc mu na słowo. Znała go bardzo dobrze, w końcu wydała go na świat i przez pierwsze księżyce spędziła z nim wystarczającą ilość czasu, aby poznać jego charakter. Wiedziała, że czasami wpadały mu do głowy głupie pomysły, być może większość za sprawą starszych uczniów, jednak trudno było jej uwierzyć w to, aby jej syn zakpił z uczuć drugiego kota. Nie, to nie pasowało do Zawodzącej Łapy. Jak i sam fakt tego całego wyznania.
– Pewnie coś sobie ubzdurała albo po prostu uderzyła się w głowę... Może to Kruk się z nią spotkał? Jest do mnie podobny, w końcu jesteśmy braćmi, a skoro było to nocą, to może po prostu nie zwróciła uwagi na fakt, że jej towarzysz nie posiadał bieli i miał długi ogon... No weźcie, każdy wie przecież, że Szanta jest specjalna inaczej... Może to spotkanie to wymysł jej wyobraźni?
– N-nie! To byłeś ty! Nie kłam!
– A-ale to ty kłamiesz!
Nim Zawodząca Łapa zdołał skoczyć w kierunku Szantowej Łapy, Margaretkowy Zmierzch odgrodziła kocura od kotki swym ogonem. Skoro uczniowie sami nie potrafili dojść do porozumienia, tylko zaogniali konflikt, to dorośli musieli im pomóc znaleźć rozwiązanie.
Ruchem głowy dała znać, aby oddali się kawałek, by móc na spokojnie porozmawiać.
– Wczoraj wieczorem nie było cię w legowisku uczniów – podjęła spokojnym głosem – Szukałam cię, aby ustalić plan dzisiejszego trening. Twój brat mi powiedział, że wyszedłeś poza obóz...
– Tak! Wymknąłem się z obozu. Ale nie z nią! Po prostu... Przypomniałem sobie o myszy, którą zakopałem kawałek od obozu, a nie zabrałem w jej drodze powrotnej...
Kłamał. Zawodząca Łapa częściowo kłamał. Dostrzegła, jak końcówka jego małego ogonka podryguje nerwowo, gdy opowiada fragment o tym, że udał się po zakopaną zwierzynę.
– Młodzi uczniowie nie powinni wymykać się w środku nocy poza obóz, nie racząc nikogo poinformować. Tym bardziej ty. Wiesz o tym doskonale – Westchnęła. Nie chciała myśleć, co by było, gdyby on czy Szanta, a może i nawet inny uczeń podczas takiego nocnego wymknięcia się poza obóz natrafił na lisa, bądź psa. Albo na samotnika ze złymi zamiarami. Pomoc mogłaby nadejść zbyt późno. Albo i wcale.
Poprosiła syna, aby obiecał jej, że już nigdy nie postąpi tak głupio, a ten niezbyt chętnie na to przystał. Teraz pozostało rozwiązać sprawę złamanego serca uczennicy. Margaretka cichutko zasugerowała, że być może kotka zmyśliła tę sytuację, bo chciała zwrócić uwagę czarnego. I tylko tyle i aż tyle. Echo lekko przechylił głowę, co sugerowało, że nie zrozumiał słów matki.
– Po prostu chce twojej uwagi – Starała się mówić jak najprościej – Nieważne jakiej. Niektóre kotki tak robią, aby zwrócić uwagę kocurów, które im się podobają. Zaczepiają, dokuczają i denerwują ich... Kocury też tak robią.
– A ty tak robiłaś?
– Nie, niestety nie – Zaśmiała się gorzko – Twoja babcia, a moja matka zadbała o to, abym nie miała za dużo przyjaciół, nie mówiąc już o możliwości przeżywania pierwszych uczniowskich miłości. Poza tym jako uczennica medyka miałam inne sprawy na głowie! Ale miałam możliwość przyglądania się wielu kotom, które do medyków nie tyle, co przychodziły po zioła, ale również po porady sercowe... w końcu według niektórych miłość to choroba – Przeniosła spojrzenie na Brzeczkę i jej wnuczkę – Idźcie wspólnie wymienić mech w legowiskach i na spokojnie porozmawiajcie. Zobaczysz czy mam rację. A ja w tym czasie porozmawiam z Brzęczkowym Trelem, dobrze? Później porozmawiamy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz