Mewi Puch kręciło się niepewnie w polnych kępach traw. Słyszało, że przy odpowiednim błogosławieństwie przodków dane było znaleźć tu rzadki przysmak. Jezioro przyciągało wodne ptactwo, inne niż krzykliwe mewy szukające zaczepki na brzegach plaż. Łagodniejsze w obyciu. Nie gnieżdżące się wysoko nad ziemią w koronach drzew. Mewa zmarszczyło się. Przyszło tu taki kawał drogi, a mimo to żadne jajko nie wturlało się mu pod łapki. Pokręciło się jeszcze chwilę, ale odpuściło zrezygnowane. Odkąd poznało prawdę o swoim pochodzeniu nie potrafiło skupić się na niczym. Wszystko wydawało się takie bezsensowne.
Ruszyło w stronę plaży. Szum morza zdawał się koić nerwy i niepokoje. Morze pozostawało zawsze takie same. Nigdzie się nie wybierało. Nigdy nic nie ukrywało. Pełne słonej wody i ładnych, gładkich kamieni. Może pozbiera jakieś? Piaszczysta plaża zdawała się opustoszała, ale tylko na pierwszy rzut oka. Drobne małe kraby wędrowały zajęte swoim życiem. Mewi Puch nie chciało im przeszkadzać, już raz poznało gniew ich szczypiec. Unikało więc stworzonek, pozwalając im dalej wykonywać swoje obowiązki. Usiadło na ciepłym piasku i wpatrywało się w morze. Było wyjątkowo spokojne. Obcy gryzący zapach dotarł do ich nozdrzy. Zwróciło łeb w stronę skupiska kamieni. Mogło przyrzec na Klan Gwiazd, że czyjś ogon tam mignął.
— Właśnie tak. Teraz, gdy już go trzymasz... — dotarły do niego fragmenty rozmowy.
Zaciekawione poruszyło uszkami. Nie znało za bardzo Klanu Klifu. Wiedziało jedynie, że to ich wrogowie i takie tam. Delikatnie i powolutku zaczęło się zakradać w stronę kotów. Bo głosy były dwa. Chowając swoje puszczyste cielsko za kamieniami, zerkało na tajemniczą dwójkę. Trzymali kraba! Nie bali się ich?
— Zaczekaj, nie jesteśmy tu sami. — dotarły do nich słowa wojownika.
Spotkało się z nieprzychylnym spojrzeniem pomarańczowych ślepi.
— Przepraszam... — pisnęło zawstydzone. — Ja...
— Czego chcesz?
Najeżone liliowe futro nie zdradzało niczego dobrego. Bagietka położyło uszy.
— Ja tylko chce o coś zapytać. Naprawdę. — miauknęło niepewnie.
Atmosfera trochę się uspokoiła. Wąsy wojownika poruszyły się.
— Więc? Jesteśmy trochę zajęci. — pogonił go.
— Nie znacie może mojej mamy?
Dwójka kotów wymieniła się zaskoczonymi spojrzeniami.
— A jak się nazywa? — zapytała uczennica.
— Nie wiem. — przyznało Mewi Puch.
— To może jak wygląda? — dołączył wojownik.
— Też nie wiem... — wyznało cicho. — Może trochę jak ja? Albo nie...
Zaciekawione poruszyło uszkami. Nie znało za bardzo Klanu Klifu. Wiedziało jedynie, że to ich wrogowie i takie tam. Delikatnie i powolutku zaczęło się zakradać w stronę kotów. Bo głosy były dwa. Chowając swoje puszczyste cielsko za kamieniami, zerkało na tajemniczą dwójkę. Trzymali kraba! Nie bali się ich?
— Zaczekaj, nie jesteśmy tu sami. — dotarły do nich słowa wojownika.
Spotkało się z nieprzychylnym spojrzeniem pomarańczowych ślepi.
— Przepraszam... — pisnęło zawstydzone. — Ja...
— Czego chcesz?
Najeżone liliowe futro nie zdradzało niczego dobrego. Bagietka położyło uszy.
— Ja tylko chce o coś zapytać. Naprawdę. — miauknęło niepewnie.
Atmosfera trochę się uspokoiła. Wąsy wojownika poruszyły się.
— Więc? Jesteśmy trochę zajęci. — pogonił go.
— Nie znacie może mojej mamy?
Dwójka kotów wymieniła się zaskoczonymi spojrzeniami.
— A jak się nazywa? — zapytała uczennica.
— Nie wiem. — przyznało Mewi Puch.
— To może jak wygląda? — dołączył wojownik.
— Też nie wiem... — wyznało cicho. — Może trochę jak ja? Albo nie...
<Postrzępiona Łapo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz