Po, jak zwykle nieznośnym treningu z Dereńką, Jaśminowiec dostrzegła płową kitę wystającą z krzewów gdzieś w kącie obozu, mocno odznaczającą się na tle zielonych liści. Dość łatwo było wywnioskować, że należała do Sekrecika - jedynego Miodkowego syna z miotu. Idealnie! On wydawał się najbardziej przystępny z całego rodzeństwa. Kruszynka była… Kruszynką, bardziej cichą myszką, aniżeli przebojowym uczniem jakiego szukała Jaśminka, a Miłostka prawie zawsze latała gdzieś z Lnem, co sprawiało, że mieliby przewagę liczebną nad Jaśminowiec. Zwykle nie sprawiało jej to kłopotu, ale przecież zależało jej na ich uwadze, nie chciała być trzecim skrzydłem u wróbla. Podeszła więc zadowolona do płowego kocurka i przycupnęła obok, by zaraz włożyć głowę w krzaki. Szybko zerknęła, co takiego właściwie robił Sekrecik. Kocurek miał przygotowany spory liść, na który łapką zaganiał robaczki, które musiały kryć się pod teraz już odchylonym kamieniem.
– Po co Ci tyle ich? – zapytała Jaśminowiec, unosząc jedną brew. Sekrecik, nie zaprzestając łapania owadów, uśmiechnął się tylko pod nosem.
– Zamierzam podrzucić je do legowiska Lnu – zamruczał, zachichotawszy psotliwie pod nosem. Oczka Jaśminki rozświetliły się delikatnie. Psikus! Była w tym dobra.
– Nie będzie śmiesznie, jak Cię nakryje… albo jeśli nie zdążysz znaleźć wystarczająco robali zanim wróci z treningu – zauważyła Jaśminowiec. – Mogę Ci pomóc, wtedy szanse na powodzenie będą większe. I tak nie mam nic lepszego do roboty – wzruszyła ramionami niby obojętnie, starając się ukryć, jak bardzo zależało jej, żeby Sekrecik zgodził się na jej propozycję.
< Sekrecik? >
[458 słów]
[przyznano 9%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz