*Pora nowych liści*
Nigdy nie pisał się na życie klanowe. Duża ilość kotów wokół niego rozdrażniała go. Wolał życie z mamą, babcią i ciotką w norze, gdzie był doceniany, a nie traktowany jak każdy inny zjadacz zwierzyny. Nie rozumiał powodu ucieczki ojca, a tym bardziej zabrania ich ze sobą. Jeśli tak tęsknił za tym brudnym miejscem, to mógł sam odejść, zostawiając ich w dobrych łapach. Tam mógł pójść w ślady Ryk i Zmory, a nie zostać ograniczony przez rolę wojownika i zdany na łaskę przywódcy. Droga medyka z góry odpadała. Niby miał wielką chęć poznać działania ziół i sposób ich użytku, jednak ów rola była związana z bezsensowną wiarą tego klanu oraz niesieniem pomocy każdemu, kto pojawi się przed jego legowiskiem. To nie było dla niego, tym bardziej że gwiazdy na niebie były niczym w porównaniu do ich wyroczni. Jej słowa były nieomylne, a Klan Gwiazdy? Samo zachowanie Cykoriowego Pyłku było dla niego idealnym obrazem bezsilności tego ugrupowania, jeśli oni w ogóle istnieli, w co wątpił. Gdy wyrocznia była wybierana spośród żywych, aby pomagać innym, to trupy mówić nie umieją. Drugą sprawą, która irytowała Zawilca, to było jego nowe imię, które nadano mu wraz z nową rolą. Miał nauczać się pod okiem Norniczego Śladu i miał przestrzegać kilka nowych reguł, które nie miały dla niego sensu. Czemu zabronione mu było opuszczać obóz bez kogoś, kto sprawował wyższą rolę niż on? O dbaniu o starszyźnie, to nawet nie chciał wspominać. Jedyny kot, który do niej należał, nie był nawet stary! Do tego treningi z jego mentorką, były koszmarem. Kotka miała coś do niego, chociaż nie chciała tego przyznać. Wiecznie była w złym humorze, co skutkowało tym, że robiła wszystko, aby tylko kocur popełnił jakikolwiek błąd. Gdy dochodziło do takich sytuacji, wojowniczka nie szczędziła krzyku i wypominania mu, jaki w tym jest okropny. Denerwowało go to, jednak nie mógł z tym nic zrobić. Ta kotka miała go szkolić, a pójście z tym wyżej, mogło skutkować tylko pogorszeniem jego sytuacji. Nie ufał liderowi. Nie ufał nikomu, kto nie był jego rodzeństwem. Nawet jeśli nawiązał coś, co mógł nazwać przyjaźnią z Kaczą Łapą oraz Zawodzącą Łapą, to zawsze mogli się oni od niego odwrócić.
Tym razem powrócił właśnie z treningu i skierował się w stronę legowiska uczniów, w którym padł na swe posłanie, nawet nie spoglądając na innych uczniów, po czym przymknął swe powieki. Nie chciał być w tym przeklętym klanie. Czemu wszystko nie mogło wrócić do tego, jakie było wcześniej? Chciał znowu być przy mamie i babci, gdzie obie tłumaczyłyby mu zioła, które używały. Byłby wolny, nieograniczony przez zbędne zasady, jednak to były tylko marzenia. Marzenia, które będą trudne do zrealizowania.
- Zawilcowa Łapo, wszystko dobrze? - Jego uszy drgnęły, gdy dotarł do niego znajomy głos. Uchylił powieki, a przed nim ukazał się Rumiankowa Łapa, który spoglądał na niego ze zmartwieniem.
- Nic nie jest dobrze Rumianku. - Odpowiedział, unosząc głowę. - Przestań z tymi dziwnymi imionami. Nie jesteśmy członkami tego klanu, nasze miejsce jest przy Zmorze i Ryk. To jest tylko nieporozumienie. Cykoriowy Pyłek popełnił błąd, przynosząc nas tu.
- Mi tu dobrze. Dzwonkowy Świst nie jest zły, tak samo, jak każdy tutaj. Jeśli to dom taty, to jesteśmy jego członkami. Przyjęli nas tu, to znaczy, że nas chcą.
- Jesteś głupia! - Syknął, na co szylkret spuścił swe uszy. - Powiedz mi jeszcze, że wierzysz w gwiazdy na niebie i odrzuciłaś jedyną prawdziwą ścieżkę, dzięki kilku dobrym słowom. Wyrocznia wszystko wie i jeśli zboczysz z poprawnej ścieżki, to pożałujesz tego.
- Ty też jej nie widziałeś, więc skąd wiesz, że wyrocznia istnieje. Oskarżasz mnie o to samo, co robisz.
- Twierdzisz, że nasza babcia nie ma racji?! - Ogonem uderzył w ziemię, zdenerwowany słowami brata, po czym podniósł się z legowiska. - Jak śmiesz?! To dzięki niej stąpasz po tej ziemi. A co dajesz w zamian? - Wykonał krok w stronę ucznia, wbijając w niego swój wzrok. - Szerzysz głupoty. Może jedynym błędem, jaki popełniła babcia, to chwycenie Mary zamiast Ciebie tamtego dnia. Jestem przekonany, że on chociaż raz by się ze mną zgodził.
- Ja chciałam tylko pomóc… - Wyszeptał tylko Rumiankowa Łapa, odwracając swój wzrok.
- Nie pomogłaś.
Po tych słowach Zawilec odwrócił się od brata i powrócił na swe legowisko. Zasłużył on na te słowa. Jak mógł wierzyć w taką głupotę, tym samym porzucając jedyną prawdę? Kocur zamknął oczy, tym samym zapadając wreszcie w sen.
*****
Czuł jak powietrze, wypływa z jego płuc, a każdy następny oddech stawał się coraz cięższy. Wszystko mówiło mu, aby stanąć, wziąć wiele głębokich wdechów, a później kontynuować bieg, jednak dobrze wiedział, że nie jest to dobre rozwiązanie. Jeśli zatrzyma się, chociaż na chwilę, to odległość pomiędzy nim a Norniczym Śladem wzrośnie momentalnie, a on nie zdoła jej później dogonić. Nie podobało mu się dzisiejsze szkolenie. Już samo to, że szylkretka kazała mu wstać ze wschodem słońca, było okropną rzeczą, a teraz musiał biec u jej boku, chociaż i to było naciągane. Bardziej próbował nadążyć nad tempem, które nadała kocica. Wreszcie jego łapy się poddały, a kocur zatrzymał się, próbując złapać oddech. Wojowniczka zniknęła mu z pola widzenia, nim ten zdążył podnieść swój wzrok z ziemi. Wszystko go bolało, zaczynając od łap, a kończąc na jego oczach. Gdy udało mu się uspokoić oddech, ruszył przed siebie, mając nadzieję, że uda mu się znaleźć kogokolwiek innego niż kocicę.
- Jak można być tak bezużytecznym?! - Głos Nornicy wybrzmiał w jego uszach, a zaraz po nim obok niego pojawiła się ów kotka. - Nawet nie umiesz utrzymać zwykłego tempa, a tym bardziej nie uda Ci się złapać królika. Nie rozumiem, jak Królicza Gwiazda mógł przyjąć was do klanu. Jedyne, do czego się nadajesz to kopania dołów, ale uważam, że i to będzie Ci sprawiać trudność.
- Nie jestem bezużyteczny! To ty nie umiesz nauczać. - Odparsknął, stawiając następny krok przed siebie, jednak droga została mu zagrodzona przez kocicę.
- Jesteś Zawilcowa Łapo. Tak samo, jak twój ojciec. Jakoś nikt z moich poprzednich uczniów nie miał problemu z takimi prostymi zadaniami, a teraz pojawiłeś się ty. - Kocica zbliżyła się do kocura. - Kociak jakiejś samotniczki i tego przewodnika, który miał być martwy. Pewnie uciekł z Ważkowym Lotem, a teraz powrócił, aby pozbyć się obowiązku zajmowania się wami.
- Ale Cykoriowy Pyłek-... - Zaczął kremowy, jednak szylkretka mu przerwała.
- Zamilcz! - Ogon kocicy zaczął drgać niespokojnie. - Jeszcze jedno słowo, a twa łapa nie postanie w obozie przed zachodem. Jeśli jesteś tak wygadany, to może ćwiczenia nauczą Cię trochę szacunku dla starszych.
Nie podobały mu się słowa starszej kocicy, wraz z jej działaniami. Cały ten trening mu się nie podobał. Klan Burzy nie był wart jego obecności. Musiał znaleźć sposób, aby wrócić do mamy i babci.
*****
Ten dzień wydawał się inny, specjalny. Jego mentorka tego dnia odpuściła mu trening, co go cieszyło. Widział jak opuszczała obóz u boku swej partnerki. Kminek wspominał, że kotka nie jest taka zła, jednak ten mu nie wierzył. Jeśli miałaby cokolwiek w głowie, to nie zadawałaby się z najgorszą wojowniczką w klanie, a tym bardziej nie była jej partnerką. Prychnął pod nosem, zwracając swój wzrok w stronę Skruszonej Wieży, w której znajdowały dwa najważniejsze legowiska - medyków oraz przywódcy. Obie te role sprawiały niekompetentne koty, które na każdym kroku tworzyły wiele problemów, a przynajmniej tak uważał kremowy uczeń. Królicza Gwiazda z pewnością wiedział, co robi, dając mu za mentorkę ów kotkę. On był winny wszystkim jego nieszczęściom związanym z mentorką, a medyków w Klanie Burzy zdecydowanie za dużo jak na taki klan. Już sami samotnicy, których było więcej, mieli mniej kotów, które umiały leczyć, a dawali sobie jakoś radę.
Niedługo po wyjściu jego mentorki, sam wymknął się z obozu. Czy wiedział, gdzie zmierza? Nie do końca, jednak ufał, że dotrze w odpowiednie miejsce. Wyrocznia go tam zaprowadzi, mimo iż nie jest tu obecna, to jej moc z pewnością sięgała daleko. Stawiał krok za krokiem, przyspieszając powoli. Blisko obozu kręciło się zwykle dużo kotów, a on nie chciał trafić na żadnego z nich i tłumaczyć jego samotnego wyjścia z obozu. Stanął, dopiero gdy smród drogi grzmotu dotarł do niego, zmieszany ze znanym mu zapachem, którego nie czuł od kilku księżyców. Zapach, który towarzyszył mu za dzieciństwa. Bez większego zastanowienia, zmierzył w stronę źródła zapachu, a po pewnym czasie ukazała mu się srebrna kocica z ziołami w futrze, która łapą grzebała w pobliskiej ziemi.
- Babciu! - Rozległ się jego głos, na który kotka zwróciła na niego swój wzrok. Szybko strach, który malował jej pysk, przerodził się w lekki uśmiech. Kremowy kocur podbiegł do niej i wtulił swój pysk w jej futro. - Gdzie byłaś? Gdzie jest mama?
- Oh, Zawilcu. To nie jest tak łatwe, jak Ci się wydaje. - Opowiedziała kocica. - Ryk oraz Zgrzyt są teraz u wyroczni i nie mogą tu przyjść, ale dobrze wiedzieć, gdzie zabrał was ten szkodnik.
- Zabierz mnie stąd. Nie chcę tu być. Są tu-... - Przerwał, czując, jak futro samotniczki się jeży. Gdy uniósł swój wzrok ponownie na jej pysk, dostrzegł, że kocica wpatruje się na coś za nim ze strachem.
- Wiedziałam, że coś kombinujecie od momentu, w którym przekroczyliście próg obozu wraz z tym szkodnikiem. - Głos jego mentorki rozległ się za nim, a nim zdążył skierować w jej kierunku wzrok, to został przygnieciony do ziemi przez nią. Samotniczka odskoczyła tylko od niego, po chwili znikając z jego pola widzenia i pozostawiając go z wojowniczką. - Nie rozumiem jak Królicza Gwiazda, mógł was przyjąć. Może wreszcie konsekwencje twych działań nauczą Cię czegokolwiek.
Ostry ból przeszył ciało Zawilcowej Łapy, gdy pazury Norniczego Śladu przejechały po jego prawym oku. Pisnął, próbował się wyrwać, jednak na marne, kotka była silniejsza od niego. Następne fale bólu przeszły jego ciało, idąc tym razem z jego grzbietu i tylnej łapy. Obraz po prawej stronie zaczął się rozmazywać, a po chwili przysłoniła mu go szkarłatna substancja, która zaczęła zbierać się na powiece w szybkim tempie. Czemu Zmora go zostawiła na śmierć? Nie rozumiał. Przecież miała go zabrać z Klanu Burzy, aby mogli żyć z dala od klanów, a teraz został sam z kotką, która pragnęła jego śmierci. Gdyby nie czyjś głos, który cicho dotarł do uszu kocura, to jego los zakończyłby tragicznie.
- Nornico, co ty znowu robisz?
- Wymierzam mu karę. Pokazuje mu jaki bezużyteczny jest.
- I co mu to przyniesie, jeśli będzie martwy? Tylko przyniesiesz tym więcej kłopotu.
*****
Wylądował w legowisku medyka po tym, jak Przeplatkowy Wianek i Norniczy Ślad przyniosły go do obozu. Pajęczyny pokrywały jego rany, a najbardziej zauważalne było to na jego prawym oku, które teraz było bezużyteczne, oraz jego prawej tylnej łapie, przez którą teraz nie mógł się poruszać bez wielkiego bólu. Po zmyciu z niego całej krwi z jego powieki okazało się, że rana jest zbyt głęboka i nic nie mogą zrobić, aby przywrócić jego wzrok. Stracił go na zawsze. Był bezużyteczny, a przynajmniej taki się czuł. Już z pewnością nie zostanie wojownikiem przez swój wzrok, jak i uraz jego łapy, a także postanowienie Króliczej Gwiazdy, który przepytywał go jakiś czas temu. Chociaż ich rozmowa może nie kleiła się bardzo, bo uczeń nie chciał z nim rozmawiać, jednak potwierdził on lekko zmodyfikowaną wersję wydarzeń przedstawioną przez jego mentorkę. Cóż innego miał powiedzieć? Że wymknął się z obozu, aby zobaczyć się z samotnikiem, a całe zdarzenie odkryła kotka? Skończyłby marniej niż teraz. Imię zdrajcy nie brzmiało na nim najlepiej, więc wolałby go uniknąć, nawet jeśli miałby skłamać. Kiedy jego rany zagoiły się, zostawiając na jego futrze blizny, Królicza Gwiazda zmienił mu mentorkę z Norniczego Śladu na Wdzięczną Firletkę, tym samym mianując go na ucznia medyka. Nie cieszył się. Czemu wieść o jego bezużyteczności miałaby go cieszyć? Tym wyborem lider tylko podkreślił jego marny los, opierający się na wierze w Klan Gwiazdy oraz zielarstwie. Był zmuszony do pomocy innym, chociaż ta obrzydzała go. Czemu miał z własnej woli pomagać innym? Nic z tego nie zyskiwał, nie widział powodu, aby tak postępować. Jego mentorka wspominała coś o kodeksie medyka, podczas nauki ziół, jednak kremowy stwierdził, że to ponownie jakiś wymysł podobny do wiary w gwiazdy. Dziwił go za to inny fakt. Dlaczego szylkretowa kotka postanowiła udać się z własnej woli tą ścieżką? Była całkowicie zdrowa, niezmuszona do tego wyboru, a dalej wybrała tę drogę. Czemu? Rozumiał wybór Skowroniego Odłamka, tak ja on nie widział na jedno oko, chociaż nie zdobiła je blizna, jednak wybór medyczki był bez sensu. Z ukosa patrzył też na Motylkową Łapę, która tak jak on, była uczennicą medyka.
Jego wzrok powędrował ponownie na jego mentorkę, która rozmawiała z Pozłacaną Pszenicą. Była to teoretycznie jego ciotka, gdyż była to siostra Cykoriowego Pyłku, ale w oczach Zawilcowej Łapy była ona dziwna, zbyt dziecinna jak na wojowniczkę. Całkowicie nie pasowała do babci Brzęczki, bądź jego cynamonowego ojca.
- Zawilcowa Łapo. - Głos medyczki uderzył jego uszy, a jej wzrok padł na niego. - Pamiętasz jakie zioła należy podać na ugryzienie przez szczura?
- Dziki czosnek bądź korzeń łopianu. - Odpowiedział Zawilcowa Łapa. Powtarzanie ziół i ich właściwości, to było jedyne, co robił z mentorką, kiedy jeszcze uczył się chodzić. Jego rana na łapie, sprawiała, że codzienna czynność stała się dla niego udręką. Kiedy pierwszy raz spróbował podnieść się z legowiska, to skończyło się to jego upadkiem. Zajęło mu to sporo czasu i sił, by ponownie nauczyć się chodzić w miarę poprawnie. - Chociaż łopian działa zdecydowanie lepiej.
- Dobrze Zawilcowa Łapo. Czy w takim razie mógłbyś przynieść ze składzika łopian?
Kocur tylko kiwnął głową, po czym zmierzył powoli w stronę składziku z ziołami, prawie wpadając na jedną ze ścian legowiska. Dalej nie udało mu się przyzwyczaić do braku wzroku na jedno oko, co stawało się już irytujące. Wzrokiem przejechał po kamiennych półkach, na których leżały zioła, a zatrzymał się on jednym z nich, który chwycił w pysk, po czym powrócił do kotek. Medyczka chwyciła zioło, przeżuła go w papkę, po czym nałożyła ją na ranę kotki, czemu przyglądał się kocur. Sam kiedyś będzie musiał sprawować rolę medyka, więc warto było nauczyć się wszystkiego, czego aktualnie mógł, nawet jeśli oznaczało to siedzenie zawsze u boku Wdzięcznej Firletki. Cóż innego mógł teraz począć?
[2276 słów, trening wojownika i medyka + biegi długodystansowe i wyleczenie postaci npc]
Wyleczeni: Pozłacana Pszenica
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz