Oderwała wzrok od zachodu słońca i spojrzała na córkę z uśmiechem.
– Może, zanim zacznę, zaznaczę, że Kaczka nie wyglądała, jakby coś jej było aż tak, dobrze? – powiedziała Sówka, ale na widok zdziwionej twarzy Jeżyny, tylko zaśmiała się cicho – To nieważne. Potem zrozumiesz. W każdym razie wszystko zaczęło się w zimę, na jednym z patroli. Było to za życia Agresta i to on był wtedy naszym przywódcą. Podczas patrolu spotkaliśmy go, a on powiedział nam, że blisko granicy leży jakiś kot i żebyśmy mu pomogli. Było zimno i śniegu z każdym dniem przybywało, często zdarzały się śnieżyce, więc było to niebezpieczne, by jakiekolwiek kot był zbyt długo na zewnątrz. Wtedy nie miałam o tym aż takiej świadomości. Ruszyliśmy więc na rozkaz Agresta i znaleźliśmy tego kota. Nie wyglądała tak źle, przynajmniej na moje oko – oznajmiła Sówka – Dlatego nie chciałam jej pomóc z myślą, że sama sobie poradzi i tylko stara się jakoś zwrócić naszą uwagę. Tak jak to mówił mi mój tata, wasz dziadek, Żbik, trzeba być samodzielnym. A ja bardzo wbiłam sobie tę zasadę do głowy... Nie chcę wiedzieć, co by było, gdyby reszta mnie nie przekonała – mruknęła ciszej, spuszczając wzrok – Nigdy tak nie rób Jeżynko. Wtedy nie zdawałam sobie jeszcze takiej sprawy z zagrożenia i zachowałam się jak lisie serce. Wracając jednak do historii, Kaczce nic się nie stało, ale została u medyka, a ja, trochę z namowy Jarząb, trochę z własnej woli, ruszyłam ją przeprosić. Gdy pierwszy raz ją odwiedziłam, już wtedy wiedziałam, że nie mogę zostawić jej tak samotnie. W końcu była całkiem sama w nowym środowisku! Dlatego mimo początkowego sprzeciwu Kaczki, uczepiłam jej się trochę.
– Ale byłaś uparta – zauważyła nieco rozbawiona Jeżyna. Czekoladowa kiwnęła głową.
– To nie był pierwszy raz kiedy tę cechę pokazałam. Gdy moje działania nie przyniosły żadnych skutków i można było powiedzieć, że Kaczka tylko bardziej mnie nie lubi, zmieniłam trochę strategie i poszłam za radą Jarząb. Przestałam być taka uparta i zamiast losowo się jej uczepić, robiłam dla niej jakieś małe rzeczy, typu przynosiłam jedzenie, pytałam, jak się czuje, po prostu jak to powiedziała Jarząb, starałam się mieć wyczucie. Po jakimś czasie Kaczka przestała być aż tak kąśliwa jak na początku. Mimo swoich komentarzy, była... Milsza. Chętniej przebywała w towarzystwie – zaczęła tłumaczyć Sówka, wspominając ich początki. Westchnęła cicho i uśmiechnęła się – Więc... Tak to właśnie było. Chcesz coś więcej wiedzieć?
– A jak to się stało, że jesteście razem? – zapytała jeszcze młodsza kotka i spojrzała na swoją matkę.
– No dobrze. Najpierw moje nieco inne zachowanie wobec Kaczki zauważyła Jarząb, później uwagę na to zwrócił Czernidłak, co naprawdę mnie chyba dobiło, skoro nawet kot tak młody zwrócił na to uwagę, a ja, dojrzała zwiadowczyni nie umiałam tego przyjąć do wiadomości. Ale chyba tak jest w miłości. Jest skomplikowana, ale jednocześnie taka wspaniała. Gdy wreszcie przyjęłam to do wiadomości, byłam cicho. Nie chciałam zniszczyć naszej przyjaźni. W końcu nie chciałam jej stracić, a miałam wrażenie, że takie wyznanie może to zrobić. Wszystko się zmieniło podczas jednego patrolu, podczas pobytu borsuków na naszych terenach – przywódczyni na chwilę zamilkła, przypominając sobie tą masakrę. Lekko zadrżała i pokręciła głową, chcąc wyrzucić te okropne obrazy z pamięci – Wystarczy ci do wiadomości, że wróciłam z niego tylko ja – mruknęła – Spędziłam kilka dni u medyka, zdając sobie sprawę, że bardzo nie chcę stracić Kaczki, a może się tak stać w każdym momencie, skoro dalej takie niebezpieczeństwo znajdowało się w okolicy. Bałam się o nią. I obawiałam się, że jeśli coś się stanie, nigdy się nie dowie, że była dla mnie tak ważna. Dlatego mimo świadomości, że będzie to brzmieć okropnie, działam bez planu i mam ranną łapę, kulejąc ruszyłam za Kaczką, która wyszła wtedy z obozu, chyba na patrol choć sama już nie bardzo pamiętam. Powiedziałam jej, ale nie poczekałam na odpowiedź, od razu zakładając odmowę – zaśmiała się – Kaczka musiała jeszcze później prowadzić ze mną kolejną rozmowę, gdzie przemówiła mi do rozsądku i sama wyznała mi miłość. Niedługo później dowiedziałyśmy się o was – powiedziała zadowolona i położyła ogon na barku swojej córki – Resztę historii już raczej znasz. A tak w ogóle... Skąd te pytania?
***
Była babcią. Ona. Dalej nie mogła w to do końca uwierzyć. Jej córka została matką. A jeszcze przed chwilą była taką małą kulką w żłobku! Dlaczego dzieci tak szybko dorastały? Teraz była już dojrzałą zwiadowczynią, która założyła własną rodzinę i to z Czereśnią. Na tą wiadomość Sówka tylko lekko się uśmiechnęła, ciesząc się, że dobrze domyśliła się, kto jest wybrankiem jej córki.
Wzięła największą zwierzynę ze stosu, zabrała po drodze kilka liści dla maluchów i ruszyła w stronę żłobka, gdzie znajdowała się jej córka wraz z nowonarodzonymi kociętami. W ciszy przekroczyła próg tak znanego jej miejsca i przywitała się z Jeżyną, kładąc przy jej łapach zwierzynę.
– To dla ciebie, musisz nabrać siły – oznajmiła i złapała liście – A to dla twoich dzieci! – powiedziała i położyła je bliżej dwóch zwiniętych kulek obok brzucha Jeżyny. Na ich widok Sówka sama z siebie się uśmiechnęła – Są przepiękne Jeżynko. Jestem przekonana, że będziesz wspaniałą matką!
<Jeżynko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz