BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Klan Burzy znów stracił lidera przez nieszczęśliwy wypadek, zabierając ze sobą dodatkową dwójkę kotów podczas ataku lisów. Przywództwo objął Króliczy Nos, któremu Piaszczysta Zamieć oddał swoje ówczesne stanowisko, na zastępcę klanu wybrana natomiast została Przepiórczy Puch. Wiele kotów przyjęło informację w trudny sposób, szczególnie Płomienny Ryk, który tamtego feralnego dnia stracił kotkę, którą uważał za matkę

W Klanie Klifu

Wojna z Klanem Wilka i samotniczkami zakończyła się upokarzającą porażką. Klan Klifu stracił wielu wojowników – Miedziany Kieł, Jerzykową Werwę, Złotą Drogę oraz przywódczynię, Liściastą Gwiazdę. Nie obyło się również bez poważnych ran bitewnych, które odnieśli Źródlana Łuna, Promieniste Słońce i Jastrzębi Zew. Klan Wilka zajął teren Czarnych Gniazd i otaczającego je lasku, dołączając go do swojego terytorium. Klan Klifu z podkulonym ogonem wrócił do obozu, by pochować zmarłych, opatrzeć swoje rany i pogodzić się z gorzką świadomością zdrady – zarówno tej ze strony samotniczek, które obiecywały im sojusz, jak i członkini własnego Klanu, zabójczyni Zagubionego Obuwika i Melodyjnego Trelu, Zielonego Wzgórza. Klifiakom pozostaje czekać na decyzje ich nowego przywódcy, Judaszowcowej Gwiazdy. Kogo kocur mianuje swoim zastępcą? Co postanowi zrobić z Jagienką i Zielonym Wzgórzem, której bezpieczeństwa bez przerwy pilnuje Bożodrzewny Kaprys, gotowa rzucić się na każdego, kto podejdzie zbyt blisko?

W Klanie Nocy

Ostatni czas nie okazał się zbyt łaskawy dla Nocniaków. Poza nowo odkrytymi terenami, którym wielu pozwoliły zapomnieć nieco o krwawej wojnie z samotnikami, przodkowie nie pobłogosławili ich niemalże niczym więcej. Niedługo bowiem po zakończeniu eksploracji tajemniczego obszaru, doszło do tragedii — Mątwia Łapa, jedna z księżniczek, padła ofiarą morderstwa, którego sprawcy jak na razie nie odkryto. Pośmiertnie została odznaczona za swoje zasługi, otrzymując miano Mątwiego Marzenia. Nie złagodziło to jednak bólu jej bliskich po stracie młodej kotki. Nie mieli zresztą czasu uporać się z żałobą, bo zaledwie kilka wschodów słońca po tym przykrym wydarzeniu, doszło do prawdziwej katastrofy — powodzi. Dotąd zaufany żywioł odwrócił się przeciw Klanowi Nocy, porywając ze sobą życie i zdrowie niejednego kota, jakby odbierając zapłatę za księżyce swej dobroci, którą się z nimi dzielił. Po poległych pozostały jedynie szczątki i pojedyncze pamiątki, których nie zdołały porwać fale przed obniżeniem się poziomu wód, w konsekwencji czego następnego ranka udało się trafić na wiele przykrych znalezisk. Pomimo ciężkiej, ponurej atmosfery żałoby, wpływającej na niemalże wszystkich Nocniaków, normalne życie musiało dalej toczyć się swoim naturalnym rytmem.
Przeniesiono się więc do tymczasowego schronienia w lesie, gdzie uzupełniono zniszczone przez potop zapasy ziół oraz zwierzyny i zregenerowano siły. Następnie rozpoczęła się odbudowa poprzedniego obozu, która poszła dość sprawnie, dzięki ogromnemu zaangażowaniu i samozaparciu członków klanu — w pracach renowacyjnych pomagał bowiem niemalże każdy, od małego kocięcia aż po członków starszyzny. W konsekwencji tego, miejsce to podniosło się z ruin i wróciło do swojej dawnej świetności. Wciąż jednak pewne pozostałości katastrofy przypominają o niej Nocniakom, naruszając ich poczucie bezpieczeństwa. Zwłaszcza z krążącymi wśród kotów pogłoskami o tym, że powódź, która ich nawiedziła, nie była czymś przypadkowym — a zemstą rozchwianego żywiołu, mszczącego się na nich za śmierć członkini rodu. W obozie więc wciąż panuje niepokój, a nawet najmniejszy szmer sprawia, że każdy z wojowników machinalnie stroszy futro i wzmaga skupienie, obawiając się kolejnego zagrożenia.

W Klanie Wilka

Ostatnio dzieje się całkiem sporo – jedną z ważniejszych rzeczy jest konflikt z Klanem Klifu, powstały wskutek nieporozumienia. Wszystko przez samotniczkę imieniem Terpsychora, która przez swoją chęć zemsty, wywołała wojnę między dwoma przynależnościami. Nie trwała ona długo, ale z całą pewnością zostawiła w sercach przywódców dużo goryczy i niesmaku. Wszystko wskazuje na to, że następne zgromadzenie będzie bardzo nerwowe, pełne nieporozumień i negatywnych emocji. Mimo tego Klan Wilka wyszedł z tego starcia zwycięsko – odebrali Klifiakom kilka kotów, łącznie z ich przywódczynią, a także zajęli część ich terytorium w okolicy Czarnych Gniazd.
Jednak w samym Klanie Wilka również pojawiły się problemy. Pewnego dnia z obozu wyszli cali i zdrowi Zabłąkany Omen i jego uczennica Kocankowa Łapa. Wrócili jednak mocno poobijani, a z zeznań złożonych przez srebrnego kocura, wynika, że to młoda szylkretka była wszystkiemu winna. Za karę została wpędzona do izolatki, gdzie spędziła kilka dni wraz ze swoją matką, która umieszczona została tam już wcześniej. Podczas jej zamknięcia, Zabłąkany Omen zmarł, lecz jego śmierć nie była bezpośrednio powiązana z atakiem uczennicy – co jednak nie powstrzymało największych plotkarzy od robienia swojego. W obozie szepczą, że Kocankowa Łapa przynosi pecha i nieszczęście. Jej drugi mentor, wybrany po srebrnym kocurze, stracił wzrok podczas wojny, co tylko podsyca te domysły. Na szczęście nie wszystko, co dzieje się w klanie jest złe. Ostatnio do ich żłobka zawitała samotniczka Barczatka, która urodziła Wilczakom córeczkę o imieniu Trop – a trzy księżyce później narodził się także Tygrysek (Oba kociaki są do adopcji!).

W Owocowym Lesie

Straszliwy potwór, który terroryzował społeczność w końcu został pokonany. Owocniaki nareszcie mogą odetchnąć bez groźby w postaci szponów sępa nad swoimi głowami. Nie obeszło się jednak bez strat – oprócz wielu rannych, życie w walce z ptakiem stracili Maślak, Skałka, Listek oraz Ślimak. Od tamtej pory życie toczy się spokojnie, po malutku... No, prawie. Jednego z poranków wszystkich obudziła kłótnia Ambrowiec i Chrząszcza, kończąca się prośbą tej pierwszej w stronę liderki, by Sówka wygnała jej okropnego partnera. Stróżka nie spodziewała się jednak, że końcowo to ona stanie się wygnańcem. Zwyzywała przywódczynię i zabrała ze sobą trójkę swych bliskich, odchodząc w nieznane. Na szczęście luki szybko zapełniły się dzięki kociakom, które odnalazły dwa patrole – żłobek pęka w szwach ku uciesze królowej Kajzerki i lekkim zmartwieniu rządzących. Gęb bowiem przybywa, a zwierzyny ubywa...

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty


Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)

Zmiana pory roku już 26 października, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

21 października 2025

Od Słotnej Łapy do Kamiennej Łapy

Przed zgromadzeniem, po spotkaniu z Dębową Łapą

Promienie słońca wpadały do obozu Klanu Wilka nieśmiało, oświetlając krzewy oraz kamienie, dosięgając futer niektórych kotów. Brązowooka ziewnęła, przeciągając się ospale. Nadal miała tę jemiołę w legowisku od Dębowej Łapy. Zastanawiała się, czy powinna ją zostawić, czy wyrzucić. Ostatnim razem naprawdę ją zdziwił. Kto by pomyślał, że gryzonie potrafiły latać?
Wygramoliła się z posłania, wstając szybciutko na cztery łapy. Łoże zaszeleściło jej pod łapami głośno. Przeciągnęła się porządnie, po czym wyskoczyła poza krzewy. Rozejrzała się prędko, widząc Zalotną Krasopani już przy wyjściu z obozu. Doskoczyła do niej w paru susach i wyruszyły razem poza obóz, tuż po patrolu granicznym. Patrol łowiecki wyjdzie pewnie odrobinę później, szczególnie że teraz zwierzyny nie było wcale tak w bród, jak jeszcze jakiś czas temu. W dodatku o poranku było naprawdę zimno. A może już dawno ich nie było, a ona po prostu nie wiedziała?

***

Szła tuż obok mamy, patrząc przed siebie z zaciekawieniem. Czy długo będą jeszcze szły? Ciekawe czego dzisiaj się nauczy. Do jej nosa napłynął zupełnie nowy zapach, z którym nigdy wcześniej nie miała żadnej styczności. Uniosła łeb do góry i zawęszyła. Woń stawała się coraz bardziej intensywna z każdym kolejnym krokiem. Nagle zatrzymały się, a wojowniczka spojrzała na uczennicę, jakby wyczekując od niej odpowiedzi na niezadane jeszcze pytanie.
— Co czujesz, Słotna Łapo? — wreszcie rozległo się miauknięcie dorosłej, które natychmiast zwróciło uwagę młodszej. Postawiła czujnie uszy.
— Czuję… jesteśmy przy granicy. Czy to ta z Klanem Klifu? — odpowiedziała, rozchylając pysk, by lepiej wychwycić zapach. Morska bryza zawiała jej policzki, a w głowie miała już obraz wielkiej plaży oraz szumiącej wody. Oczywiście odstawało to odrobinę od tego, jak rzeczywiście wyglądały tereny, o których myślała, aczkolwiek Słotna Łapa nie miała jak tego wiedzieć.
— Po czym to stwierdziłaś? — dopytała jeszcze, strzepując nienaruszonym uchem.
— Czuję wilgoć i słyszę klangor mew. Jest odrobinę przyciszony przez drzewa, ale nadal da się go wyłapać — wyjaśniła, poruszając ogonem.
— Dobrze, doskonale — pochwaliła ją mentorka, posyłając młodszej uśmiech. Przejechała delikatnie ogonem po jej grzbiecie. Brązowooka poczuła, jak serce jej rośnie na te słowa. Zalotka była z niej dumna! Dobrze się spisała i wcale nie musiała pytać!
— Chodźmy dalej — poleciła Wilczaczka, prowadząc swoją uczennicę. Zdążyły minąć już Cierniste Drzewo, które swoją drogą wyglądało naprawdę złowieszczo. Poskręcane gałęzie były ogromne, nie mówiąc już o pniu, a także korze odpadającej od martwej rośliny, nadgryzionej już dawno przez ząb czasu. Chowano tam koty – słyszała tę opowieść. Podobno uczniowie straszyli siebie nawzajem tamtymi terenami. Ciekawe, czy i ona by mogła tam kiedyś zajść. Czy wyszłaby z tego cała i zdrowa? Raczej tak, kto by był na tyle śmiały, by jej coś zrobić? Cierniste krzewy porozrzucane dookoła także odstraszały – mgła, jaka panowała wokół, również jeżyła futro na karku. Oczywiście nie Słotnej Łapie, ale komuś innemu z pewnością by mogła. Może gdyby jakieś kocię było nieznośne, to wtedy dobrze byłoby mu pokazać to miejsce i go trochę nastraszyć. Gdyby wiedziała o tym skrawku wcześniej, wrzuciłaby w te ciernie Cienia. Zasłużył sobie zachowaniem z czasów, gdy byli młodzikami.

***

Słotna Łapa przeskoczyła za powalonym drzewem zaraz za mentorką, czując, jak gałęzie drapią jej grzbiet. Wygramoliła się z nich, chcąc dotrzymać kroku matce. Krzewy szeleściły, gdy przechodziły obok nich. Trawa uginała pod ciężarem łap kotek. Brązowooka przyjrzała się kłosom dokładniej – mogła dostrzec na nich pojedyncze skaczące istotki, wystraszone nagłą wizytą ze strony kotek. Jak jeszcze odrobinę się oziębi, już z pewnością ich nie spotka i to na długo.
Wędrowały tak, w ciszy, nasłuchując dźwięków dookoła. Pręgusce co chwilę uszy latały na bok, to samo z łbem, gdy drzewo zaskrzypiało czy wydawało jej się, że słyszy kroki inne niż ich samych. Co jakiś czas musiała manewrować tak, by przypadkiem nie wpaść na żadną z wiekowych roślin.
Będąc blisko Potwornej Przełęczy, brązowooka spojrzała na wielki przedmiot ze zdziwieniem. Widać było, że i jego czas nie oszczędził. Rozciągał się również przed nimi teren Klanu Burzy. Kotki trzymały się granicy uważnie.
— Czy inne klany też taki mają? — zapytała, spoglądając na matkę.
— Nie, tylko my — odparła pewnie, nie rezygnując z tempa, jakie ustaliła.
— W takim razie mamy kolejny powód do tego, by czuć się wyjątkowymi — odparła, uśmiechając się szeroko. Samolot wydał jej się niezwykle ciekawy, nie widziała nigdy wcześniej czegoś identycznego. Ciekawe czy służył do czegoś konkretnego – może uczniowie mogliby się zakładać, komu uda się wspiąć na sam szczyt jako pierwszemu? Poruszyła wibrysami na samą myśl. Będzie musiała zabrać tu kiedyś Kocimiętkową Łapę. Była ciekawa jej reakcji.

***

Słotna Łapa rozłożyła się na jednym z kamieni, korzystając z ostatnich w miarę ciepłych promieni słońca. Wróciła niedawno z treningu z Zalotną Krasopanią, mogła więc odpocząć i przy okazji napełnić swój brzuch świeżą zdobyczą. Łapy ją bolały, ale była szczęśliwa. Zwiedziły dzisiaj naprawdę wiele. Mruknęła pod nosem, schodząc niechętnie z leża. Rozciągnęła się, pusząc sierść na chwilkę. Nim się obejrzała, stała już nad stertą, zastanawiając się, co mogłaby dzisiaj przekąsić.
Chwyciła w zęby pulchnego drozda, następnie odeszła na bok, podążając ślepiami za ruchami pobratymców. W obozie jak zwykle było żywo, chociaż sporo uczniów ubyło. To samo można było powiedzieć o mentorach. Ciekawe, czy Tygrysia Łapa był gdzieś w pobliżu? Albo może Kocimiętkowa Łapa? Pewnie dalej trenowali… zaczęła skubać ptaka, pióra kolejno wypadały mu, miękko opadając na podłoże. Może spotkałaby Dębową Łapę? Z chęcią wybrałaby się z nim na jakiś spacer, by mogli wspiąć się na drzewo. Nadal o tym pamiętała.
Zauważyła siedzącego nieopodal czekoladowego kocura. Chwyciła zdobycz w pysk ponownie, maszerując przez obóz z wysoko uniesionym ogonem. Przysiadła blisko niego. Może by się zakolegowali? Jeszcze nie miała okazji z nim porozmawiać. Miał duże, śmieszne łapy i wiele kropek na swoim ciele. To w uszach, to na nosie i na futrze.
— Kamienna Łapo? Zjemy razem? — zapytała pewnie, kładąc przed nim piszczkę. Zdobycz uderzyła o podłoże przed jego pyskiem, niezgrabnie lądując. Kocur spojrzał na nią lekko skonfundowany, jednak nie czekając długo, uśmiechnął się szeroko.
— Bardzo chętnie! — odpowiedział.
Widać było malujące się zaskoczenie na kufie Wilczaka, ale i zmęczenie. Pewnie również odbył trening ze swoim mentorem. Szylkretka nie znała aż tak dobrze Wilczego Skowytu, więc może mogłaby o niego dopytać. Wyszczerzyła ząbki rozpromieniona, owijając ogonem swoje przednie łapy. Starszy uczeń wyglądał dość chudo. Kończyny miał takie patykowate. Może takie dojedzenie by mu pomogło nabrać nieco na wadze? W końcu zbliżała się Pora Nagich Drzew, przy takich warunkach dobrze było mieć coś, co by cię grzało – też prócz gęstego, nieprzemakalnego futra.
— Eeem… Słotna Ł-Łapo, jak twój trening? — zapytał uczeń, spoglądając na szylkretkę. Zupełnie tak, jakby nie mógł znieść chwili ciszy, jaka między nimi nastała.
Brązowooka podniosła łeb znad zdobyczy, poruszając ogonem.
— Wiesz, że dobrze? — zaczęła. — Zalotna Krasopani jest przewspaniałą mentorką. W dodatku jest też moją mamą! Nie mogłam chyba lepiej trafić. Tak się cieszę, że to akurat ona mnie uczy — zamruczała entuzjastycznie, poruszając wibrysami. — Dzisiaj pokazała mi tereny naszego klanu. Najbardziej wpadło mi w oko Cierniste Drzewo. Jeśli ktoś mnie zdenerwuje, to go tam wrzucę, żeby się plątał w cierniach — zachichotała z błyskiem w oku i śmiała się potem tak, jakby wypowiedziała najzabawniejszą rzecz na świecie.
Pręgus zaśmiał się także. Nie brzmiało to tak, jakby wymusił śmiech, więc było to najprawdopodobniej szczere.
— To brzmi jak dobry pomysł. Wolę cię w takim razie przypadkiem nie denerwować — miauknął, nie rezygnując z rozpromienienia.
Słotna Łapa napuszyła sierść na piersi, kiwając głową.
— Tak, nie chcesz! — zaśmiała się, poruszając ogonem. Parę uderzeń serca później zagadnęła znowu. — Hej, nie jest ci zimno? W końcu teraz robi się coraz chłodniej, wiesz — powiedziała. Była też po prostu niecierpliwa. Chciała lepiej go poznać, w końcu nie znała jeszcze tak wielu Wilczaków! A była ich przynajmniej garść.
Kocur potrząsnął głową, jakby starał się “oprzytomnieć”.
— Nie… dlaczego? — zapytał cichutko, spoglądając na ptaka.
— Bez powodu — wyszczerzyła się do niego ponownie, mając ochotę zachichotać pod nosem. Wcale a wcale się nie domyślił.
— Aha… — Oderwał mniejszy kawałek, oddając ten większy rudej kotce. — To dla ciebie, lubisz drozdy? — dodał jeszcze, patrząc na nią, zanim zabrał się za jedzenie.
— Nie wiem sama, w smaku są dobre, naprawdę, ale całe te obierane niekiedy idzie tak mozolnie. Zanim w ogóle zanurzysz w nim zęby, to już ci zdąży ostygnąć — pożaliła się, po czym strzepnęła uchem. Kamienna Łapa uśmiechnął się, usłyszawszy to.
— Tak, to prawda — pokiwał głową, niezgrabnie i odrobinę niepewnie obierając swoją porcję. — Niektórzy właśnie dlatego wolą myszy czy króliki, wcale nie trzeba ich skubać — dopowiedział po chwili, a wiatr zmierzwił mu odrobinę futro.
Uczennica spojrzała na niego. Różnił się od srebrnego kocura. Może i miał swego rodzaju pewność siebie, ale nie zaczepiał jej w ten sposób, ani nie zaskakiwał w tak nietypowej formie, jak… Dębowa Łapa. Chociaż to dziwne, że patrzyła na niego przez pryzmat jego brata. Przecież byli dwoma różnymi kocurami. Wilgowa Łapa też był zupełnie inny, mimo że był z nimi spokrewniony. Może i z nim mogłaby za niedługo porozmawiać. Chociaż… czy było warto? I czy Dębowa Łapa by się zorientował?
— Jaki jest twój mentor? — zapytała z zaciekawieniem, odgryzając kawałek mięsa z ptaka, nareszcie. Przyjemny smak rozpłynął jej się na podniebieniu, a w żołądku zrobiło się ciepło, gdy nabierała kolejnych kęsów. Nie jadła zbyt łapczywie, chociaż nadal dość szybko jej szło, a to wszystko przez głód.
— Hmm… jest na pewno wymagający, bardzo — zaczął Wilczak, patrząc na swoje łapy z lekkim zmieszaniem. — Ostatnim razem przeciągnął mnie po całym terenie Klanu Wilka. Myślałem, że mi łapy odpadną, tyle to trwało. Ale pewnie robi to dla mojego dobra — wyznał, z zawstydzeniem ugniatając ziemię. Posłał jej niezręczny uśmiech. — A jaka jest twoja mentorka? — odbił piłeczkę, tym razem samemu biorąc się za jedzenie.
Słotna Łapa wcale nie musiała długo się zastanawiać.
— Jest najlepszą mentorką na świecie — wyznała ze szczerym uśmiechem, ale też i przekonaniem nie do podważenia. Uniosła ogon dumnie. — Od początku uczy mnie tak wiele… oczywiście czasami bardzo też mnie bolą łapy, ale staram się jakoś to zniwelować albo zignorować, jeśli potrzeba. W końcu muszę być najlepszą wojowniczką w Klanie Wilka! A to wymaga naprawdę wielu starań i jeszcze więcej poświęceń. Czasem jeden trening w ciągu dnia to za mało, by się nauczyć wiele, nawet jeśli uczy cię najlepszy kot w całym lesie — pochwaliła się dumnie, ukazując kły w kolejnym radosnym uśmiechu. W jej oczach tliła się iskra determinacji, ale i swego rodzaju nadziei. Ogonem przecięła powietrze, ale to raczej było z emocji, niżeli zirytowania. Kamienna Łapa, mimo gapowatości na pierwszy rzut oka, wydawał się dość porządny. Jeśli tylko popracuje trochę nad sobą, to może on też by mógł być najlepszy. Po prostu brakowało mu takiej ogromnej pewności siebie, która aż biła od niektórych kotów, w tym brązowookiej właśnie. — Jak będę stara, to odpocznę sobie w legowisku starszyzny, a teraz muszę ciężko pracować, bo nic nie wyniosę z tych treningów w przeciwnym razie — dodała jeszcze, nie rezygnując z lekkiego rozpromienienia na kufie.
Bicolor w odpowiedzi także się uśmiechnął, jednak nie odpowiedział nic szczególnego, przynajmniej nie od razu.
— Ja też bym chciał być najlepszym wojownikiem Klanu Wilka, wiesz? Tylko... Czasami mam wrażenie, że średnio mi to wychodzi — przyznał i zaśmiał się zawstydzony.
Słotna Łapa spojrzała na niego z zaciekawieniem. Uderzyła delikatnie ogonem o ziemię parę razy, jakby musiała się chwilę zastanowić, co można byłoby z tym zrobić. Nagle wpadła na pewien pomysł. Oczka zaświeciły jej się nagle, zastrzygła wąsami.
— Może byśmy mogli potrenować razem? — zagadnęła z rozpromienieniem. — Z czasem na pewno byś się podciągnął — dodała, jakby chcąc go zachęcić do zgodzenia się. Była ciekawa, ile umiał już Kamyczek. Oczywiście interesowało ją również to, czy była od niego lepsza. Według niej – pewnie tak. Chociaż czy naprawdę zależało jej i na tym? Już była przecież lepsza od Cienistej Łapy.
Kamienna Łapa pokiwał głową.
— Wiesz, że chętnie? — miauknął, liżąc się parę razy po policzkach po skończonym posiłku. Uśmiechnął się delikatnie.
— W takim razie widzimy się niedługo! Przygotuj się na najlepszy trening! — miauknęła, zostawiając przed nim niedojedzonego drozda. Z tego wszystkiego zostawiła kawałek, nie kończąc go, mimo że mogła. Podreptała pospiesznie w stronę legowiska wojowników z zapytaniem.
Wetknęła łeb do środka – wewnątrz zauważyła Zalotną Krasopani, która leżała w swoim legowisku. Wyglądała na zmęczoną, może potrzebowała odpocząć. W takim razie Słotna Łapa nie zamierzała jej przeszkadzać, zasługiwała na to, by odsapnąć. Wycofała się z leża, kierując w stronę legowiska uczniów. Położyła się na swoim posłaniu, kładąc ogon na nosie. Przymknęła oczy, także chcąc zaczerpnąć snu.

***

Następnego dnia zbudziły ją głośne szepty kotów siedzących blisko. Kto to tak gadał i nie dawał jej spać? Blade promienie słoneczne przebijały się przez krzewy, mieniąc się w wejściu do legowiska. Szylkretka podniosła się na cztery łapy, wyginając grzbiet w łuk. Sapnęła pod nosem, zirytowana tym, iż została zbudzona. Nawet ją nie interesowało bardzo, o czym to tak gawędzono naokoło niej. Wyskoczyła z leża, idąc szybciutko przez centrum obozu. Zauważyła swoją mentorkę, która brała sobie zdobycz ze sterty. Podreptała do niej szybciutko, z zaciekawieniem patrząc na kufę matki. Nie mogła rozpoznać żadnej szczególnej emocji, może też wstała stosunkowo niedawno.
— Mamo, czy dzisiaj będziemy się też uczyć? — zapytała, poruszając uszami.
— Oczywiście, weź sobie coś na ząb i już idziemy — odpowiedziała starsza, idąc trochę na bok, by w spokoju zjeść swój posiłek. Słotna Łapa wybrała z góry gołębia. Nie był najpulchniejszy, ale ona też nie była tak wielce głodna.
Wzrokiem odszukała kocura, z którym wczoraj rozmawiała. Nie wróciła do niego, zamiast tego poszła spać. Z ogonem uniesionym wysoko, napuszyła sierść na piersi, a wibrysy jej drgnęły, gdy znalazła się blisko Kamiennej Łapy.
— Kamyczku! Dzisiaj jest ten dzień, przyszykuj się, bo za niedługo wychodzimy — zamruczała, uśmiechając się do niego szeroko.
Czekoladowy podniósł na nią wzrok, przechylając główkę na bok.
— Ale ja jeszcze nie zapytałem Wilczego Skowytu, czy możemy iść razem — miauknął odrobinę zmieszany.
— W takim razie idź się zapytać, a ja tu na ciebie poczekam — odparła, skubiąc już ptaszysko. Wiało jej po uszach, kłosy trawy szeleściły – to samo można było powiedzieć o koronach drzew wysoko nad jej głową. Dlaczego znowu wzięła ptaka, skoro tak jej nie odpowiadało to, że trzeba było się przy nim tyle napracować, żeby cokolwiek skubnąć? Może mogłaby się popisać komuś, że potrafi im wyrywać pióra nadzwyczaj szybko. Ale i to potrzebowało praktyki, więc na razie mogła tylko o tym myśleć, a robić jeszcze nie.
Pręgus poszedł szybciutko do legowiska wojowników, szukając w nim swojego mentora. Po chwili wyszedł z nim na zewnątrz.
Słotnej Łapie udało się zjeść dzisiaj więcej niż poprzedniego dnia. Dumna z siebie, oblizała wąsy, kiwając głową do znajomego.
— W porządku, to w takim razie chodźmy — dodała radośnie, biegnąc teraz w kierunku swojej mamy. Byli dalej, więc nie wiedziała nawet, czy ją dosłyszeli, ale to nie było wcale takie istotne w tej chwili.
— Mamo, czy pójdziemy dzisiaj na trening z Kamienną Łapą i Wilczym Skowytem? — zapytała, mrugając parę razy.
Zalotna Krasopani spojrzała na nich z widoczną niechęcią, a swojej przybranej córce posłała zdziwione spojrzenie.
— Słotna Łapo, przecież Wilczy Skowyt zadaje się z Brukselkową Zadrą, a ty nie możesz się z nimi widzieć — przypomniała jej stanowczo szeptem, ogonem przecinając powietrze. Chociaż brązowooka nie odebrała tego tak, jakby była na nią zła, a po prostu zszokowana samą taką propozycją. — Brukselkowa Zadra jest zła i chce dla nas źle, pamiętasz? — miauknęła, przypominając córce.
Szylkretka położyła po sobie uszy ze wstydu. No przecież! Jak ona mogła tego nie wiedzieć? A raczej… jak mogła o tym zapomnieć?
— Mamo, przepraszam, przepraszam! — zaczęła przepraszać, bojąc się, że starsza zacznie patrzeć na nią inaczej. Tego by absolutnie nie chciała, to byłby… koniec!
Kamienna Łapa wyszedł z obozu razem ze swoim mentorem, posyłając jej dość smutne spojrzenie. Zupełnie tak, jakby wojownik, tak czy siak nie zgodził się na to, by razem potrenowali. Może to i lepiej. Może Słotna Łapa po prostu nie powinna się z nim zadawać, skoro uczył go ktoś taki…

<Kamienna Łapo? Jaka szkoda…>

[2562 słowa]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz