Przed pójściem do Klanu Wilka
— No dobrze, już liczę… raz, dwa, trzy… Ojejku, ja też mam jedenaście przepięknych muszelek, więc mamy remis! — zawołała. Z pozoru wyglądała na szczęśliwą, lecz dymna czuła, że jej koleżanka nie była zadowolona ze swojego wyniku. Na pewno chciałaby wygrać, pokazać, że potrafi dorównać starszej uczennicy.
— Dobra, to może już wrócimy do obozowiska, bo robi się zimno! To co, znów się ścigamy?
Krewetkowa Łapa widocznie rozpromieniła się na tę propozycję, bo w jej oczach pojawiła się iskra ekscytacji. Brązowooka podeszła bliżej, trącając szylkretkę ogonem w bok, po czym z zadziornym uśmiechem krzyknęła:
— Gonisz! — I zanim Krewetka zdążyła zareagować, czarnofutra już pomknęła przed siebie, pędząc w stronę obozu Klanu Nocy.
Nie sądziła, że gdy wróci, od razu przywita ją fala chorych, poszkodowanych kotów! Chciała tylko odpocząć, a zamiast tego musiała użerać się ze zrzędzącymi pacjentami. Była wściekła. Nie rozumiała, dlaczego Różana Woń się nimi nie zajęła. Niektórzy z nich byli w opłakanym stanie… Gąbka myślała, że po powrocie do klanu wreszcie odetchnie, rozłoży się na swoim miękkim posłaniu i zje jakąś rybkę, nawdycha się morskiego powietrza… a tu proszę, taka niespodzianka. Chciała się wkurzyć na swoją mentorkę, ale nawet nie miała na to czasu.
— Dobra, to może już wrócimy do obozowiska, bo robi się zimno! To co, znów się ścigamy?
Krewetkowa Łapa widocznie rozpromieniła się na tę propozycję, bo w jej oczach pojawiła się iskra ekscytacji. Brązowooka podeszła bliżej, trącając szylkretkę ogonem w bok, po czym z zadziornym uśmiechem krzyknęła:
— Gonisz! — I zanim Krewetka zdążyła zareagować, czarnofutra już pomknęła przed siebie, pędząc w stronę obozu Klanu Nocy.
***
Teraźniejszość
Nie sądziła, że gdy wróci, od razu przywita ją fala chorych, poszkodowanych kotów! Chciała tylko odpocząć, a zamiast tego musiała użerać się ze zrzędzącymi pacjentami. Była wściekła. Nie rozumiała, dlaczego Różana Woń się nimi nie zajęła. Niektórzy z nich byli w opłakanym stanie… Gąbka myślała, że po powrocie do klanu wreszcie odetchnie, rozłoży się na swoim miękkim posłaniu i zje jakąś rybkę, nawdycha się morskiego powietrza… a tu proszę, taka niespodzianka. Chciała się wkurzyć na swoją mentorkę, ale nawet nie miała na to czasu.
Teraz wydawało jej się, że wreszcie uda jej się z nią porozmawiać, dlatego wstała.
— Hej… Róża! Wyjaśnisz mi, czemu tyle kotów jest chorych? Ha… mam nadzieję, że chodzi o to, że sami zapomnieli przyjść do medyka, tak? Właśnie o to chodzi, prawda? Wcale nie mamy żadnych ubytków w składziku, a ty czujesz się doskonale, tak? Tak? Proszę, powiedz mi, że tak! — jęknęła, tupiąc łapą. Czarnofutra spojrzała na nią z ukosa i mruknęła coś pod nosem. Dymna zacisnęła mocniej szczęki, a jej ogon zadrżał ze złości. Nim jednak zdążyła całkowicie wybuchnąć, w progu lecznicy pojawiła się starsza, szylkretowa kocica. Była wyprostowana i starała się wyglądać pewnie, ale przed bystrym wzrokiem Gąbki i tak nie zdołała ukryć, że nie potrafiła postawić łapy na ziemi. Dymna wypuściła powietrze z płuc, rzuciła morderczym spojrzeniem w stronę mentorki, po czym wyszczerzyła zęby w zmęczonym uśmiechu i podeszła do wojowniczki.
— Cześć, Biedronkowe Pole. Mów, co tam u ciebie? Widzę, że boli cię łapa — zagadała, zapraszając ruchem ogona kotkę do środka. Biedronkowe Pole prychnęła, wyciągając łapę w stronę uczennicy.
— Tak… Bardzo boli. To chyba kawałek szkła wbił mi się w łapę — mruknęła krótko, odwracając wzrok. Czarnofutra obejrzała łapę starszej i skrzywiła się. Wyglądała paskudnie! Posklejana wyschniętą krwią, ubrudzona ziemią i z wyraźną infekcją. Brązowooka zmarszczyła nos, po czym puściła łapę Biedronki i cofnęła się o krok.
— Dlaczego tak długo zwlekałaś z wizytą? Przecież Różana Woń nie gryzie… — wymamrotała, próbując odświeżyć pamięć. W końcu spędziła tyle księżyców w Klanie Wilka, że prawie zaczęła zapominać o właściwościach ziół!
— Dużo się działo, gdy cię nie było. Musiałam zapomnieć ze stresu — wzruszyła ramionami, ale Gąbka wcale jej nie wierzyła. Jak można zapomnieć, że łapa pulsuje bólem przy każdym dotknięciu ziemi? To niemożliwe! Jednak nie jej oceniać, dlatego po prostu skinęła głową i udała się do składzika.
Wyciągnęła z niego skrzyp – wydawało jej się, że właśnie on pomagał na infekcje. Położyła go przed Biedronką, po czym zębami wyciągnęła kawałek szkła z jej łapy i odłożyła obok. Zaczęła przeżuwać skrzyp na papkę, by z lekkim obrzydzeniem nałożyć ją na ranę wojowniczki i owinąć pajęczyną. Potem podniosła pyszczek, oblizując wargi.
— To już tyle. Do następnego zgromadzenia powinno się zagoić — zaśmiała się, patrząc na srebrną. Biedronkowe Pole skinęła głową na znak podziękowania i wyszła z lecznicy.
Nim jednak Gąbka zdążyła usiąść i odpocząć, okrył ją cień. Domyślała się, że to raczej nie kamień spadł z nieba, więc spojrzała przez ramię tylko po to, by zauważyć Kijankowe Moczary. Kocur uśmiechnął się, po czym przysiadł i zaczął drapać się za uchem. Gdy tak się drapał, jego mina szybko spochmurniała, a w oczach pojawił się ból. Gąbka pacnęła go łapą, by przestał i skupił na niej uwagę. Kocur położył uszy po sobie i owinął ogon ciasno wokół łap.
— Ech… Już od dłuższego czasu strasznie swędzi mnie skóra! — jęknął, kręcąc głową. Dymna podeszła do niego i szybko przeczesała jego futro łapą. Gdy tylko dostrzegła jego skórę, o mało nie zwróciła ostatnio zjedzonego pokarmu! Była czerwona, pełna bąbli… Szybko chwyciła resztki skrzypu, które zostały jej po leczeniu Biedronki, i zaczęła je przeżuwać, nawet nie odzywając się do Kijanki. Musiała przywrócić mu tę skórę do porządku jak najszybciej! Przecież na to się nie dało patrzeć!
Gdy skończyła przeżuwać, zaczęła wcierać papkę w bąble na jego skórze. Nie wyglądało to zbyt ładnie – papka przyklejała się do futra i wyglądała trochę jak… wymiociny, ale praca medyka nigdy nie jest piękna, prawda? Przynajmniej nie musiała z nikim walczyć ani polować na zwierzynę… ale za jaką cenę? Trochę skrzypu udało jej się wetrzeć, lecz niestety jego resztki przypadkowo połknęła.
— No… to chyba wszystko, co mogę zrobić. Poczekaj, aż skrzyp zacznie działać. Jeśli dalej będzie cię swędziało, przyjdź po kolejną dawkę. Ja nie wiem, czemu wy wszyscy tak późno przychodzicie z problemami do medyka! — zezłościła się, marszcząc brwi. Wojownik tylko wstał i skierował się do wyjścia z lecznicy, lekko nadąsany. Mimo to nie odpowiedział. Może nie chciał się kłócić?
W końcu Gąbka zadecydowała, że musi się przewietrzyć. W dodatku dzięki temu mogła uniknąć kolejnych pacjentów, a Różana Woń wreszcie będzie miała kogoś, kim się zajmie. Gdy podeszła do sterty ze zwierzyną, dostrzegła tam Krewetkową Łapę.
— Krewetko! Dawno się nie widziałyśmy! Powiedz mi, no, co tam się u ciebie zmieniło przez ten czas? Nauczyłaś się już szybciej biegać i lepiej zbierać muszelki? — zażartowała, trącając ją lekko w bark. Szylkretka spojrzała na nią i na moment zamilkła, jakby próbowała sobie przypomnieć, kim jest dymna. — Halo… Krewetko! To ja, Gąbczasta Łapa, nie kojarzysz?
Brązowooka otworzyła szerzej oczy i o mało nie wypluła kawałka zwierzyny, który właśnie przeżuwała.
— Oczywiście, że cię kojarzę! Jak mogłabym zapomnieć? — zachichotała, przełykając kąsek. Oblizała wąsiki i kontynuowała:
— Tak się cieszę, że wróciłaś! Nawet się ze mną nie pożegnałaś, gdy odchodziłaś! Myślałam, że cię porwali, czy coś… Choć może nie dosłownie. Wiedziałam, że idziesz do Klanu Wilka — mruknęła, uśmiechając się nieco niezręcznie. — No, w każdym razie, skoro wróciłaś, to teraz znowu możemy polować na muszelki i ścigać się po terenach Klanu Nocy! Oczywiście, jeśli chcesz. Mam nadzieję, że ten pobyt w Klanie Wilka nie zmienił cię za bardzo.
Dymna przekręciła głowę.
— Nie zmienił! Dalej jestem tą samą Gąbką, tylko z lepszymi umiejętnościami! Tam dostałam za mentorkę Gąsiorkowy Trzepot… sporo mnie nauczyła. Na pewno jestem teraz na tym samym poziomie, co ty! Może chciałabyś, wiesz, zawalczyć? Tak w ramach treningu, oczywiście! Poza tym mam ci tak strasznie dużo do opowiedzenia…!
Krewetkowa Łapa pospiesznie pokiwała głową.
— Tak! Możemy się przejść! Tylko czy nie musisz się zająć tymi dwoma kotkami? — spytała zaciekawiona. Dymna odwróciła się, by dostrzec, że do lecznicy wchodzi Wężynowy Kieł wraz ze swoją córką – Rosiczkową Kroplą. Pokręciła głową.
— Nie… Różana Woń się nimi zajmie.
Wyleczeni: Biedronkowe Pole, Kijankowe Moczary, Wężynowy Kieł, Rosiczkowa Kropla
— Hej… Róża! Wyjaśnisz mi, czemu tyle kotów jest chorych? Ha… mam nadzieję, że chodzi o to, że sami zapomnieli przyjść do medyka, tak? Właśnie o to chodzi, prawda? Wcale nie mamy żadnych ubytków w składziku, a ty czujesz się doskonale, tak? Tak? Proszę, powiedz mi, że tak! — jęknęła, tupiąc łapą. Czarnofutra spojrzała na nią z ukosa i mruknęła coś pod nosem. Dymna zacisnęła mocniej szczęki, a jej ogon zadrżał ze złości. Nim jednak zdążyła całkowicie wybuchnąć, w progu lecznicy pojawiła się starsza, szylkretowa kocica. Była wyprostowana i starała się wyglądać pewnie, ale przed bystrym wzrokiem Gąbki i tak nie zdołała ukryć, że nie potrafiła postawić łapy na ziemi. Dymna wypuściła powietrze z płuc, rzuciła morderczym spojrzeniem w stronę mentorki, po czym wyszczerzyła zęby w zmęczonym uśmiechu i podeszła do wojowniczki.
— Cześć, Biedronkowe Pole. Mów, co tam u ciebie? Widzę, że boli cię łapa — zagadała, zapraszając ruchem ogona kotkę do środka. Biedronkowe Pole prychnęła, wyciągając łapę w stronę uczennicy.
— Tak… Bardzo boli. To chyba kawałek szkła wbił mi się w łapę — mruknęła krótko, odwracając wzrok. Czarnofutra obejrzała łapę starszej i skrzywiła się. Wyglądała paskudnie! Posklejana wyschniętą krwią, ubrudzona ziemią i z wyraźną infekcją. Brązowooka zmarszczyła nos, po czym puściła łapę Biedronki i cofnęła się o krok.
— Dlaczego tak długo zwlekałaś z wizytą? Przecież Różana Woń nie gryzie… — wymamrotała, próbując odświeżyć pamięć. W końcu spędziła tyle księżyców w Klanie Wilka, że prawie zaczęła zapominać o właściwościach ziół!
— Dużo się działo, gdy cię nie było. Musiałam zapomnieć ze stresu — wzruszyła ramionami, ale Gąbka wcale jej nie wierzyła. Jak można zapomnieć, że łapa pulsuje bólem przy każdym dotknięciu ziemi? To niemożliwe! Jednak nie jej oceniać, dlatego po prostu skinęła głową i udała się do składzika.
Wyciągnęła z niego skrzyp – wydawało jej się, że właśnie on pomagał na infekcje. Położyła go przed Biedronką, po czym zębami wyciągnęła kawałek szkła z jej łapy i odłożyła obok. Zaczęła przeżuwać skrzyp na papkę, by z lekkim obrzydzeniem nałożyć ją na ranę wojowniczki i owinąć pajęczyną. Potem podniosła pyszczek, oblizując wargi.
— To już tyle. Do następnego zgromadzenia powinno się zagoić — zaśmiała się, patrząc na srebrną. Biedronkowe Pole skinęła głową na znak podziękowania i wyszła z lecznicy.
Nim jednak Gąbka zdążyła usiąść i odpocząć, okrył ją cień. Domyślała się, że to raczej nie kamień spadł z nieba, więc spojrzała przez ramię tylko po to, by zauważyć Kijankowe Moczary. Kocur uśmiechnął się, po czym przysiadł i zaczął drapać się za uchem. Gdy tak się drapał, jego mina szybko spochmurniała, a w oczach pojawił się ból. Gąbka pacnęła go łapą, by przestał i skupił na niej uwagę. Kocur położył uszy po sobie i owinął ogon ciasno wokół łap.
— Ech… Już od dłuższego czasu strasznie swędzi mnie skóra! — jęknął, kręcąc głową. Dymna podeszła do niego i szybko przeczesała jego futro łapą. Gdy tylko dostrzegła jego skórę, o mało nie zwróciła ostatnio zjedzonego pokarmu! Była czerwona, pełna bąbli… Szybko chwyciła resztki skrzypu, które zostały jej po leczeniu Biedronki, i zaczęła je przeżuwać, nawet nie odzywając się do Kijanki. Musiała przywrócić mu tę skórę do porządku jak najszybciej! Przecież na to się nie dało patrzeć!
Gdy skończyła przeżuwać, zaczęła wcierać papkę w bąble na jego skórze. Nie wyglądało to zbyt ładnie – papka przyklejała się do futra i wyglądała trochę jak… wymiociny, ale praca medyka nigdy nie jest piękna, prawda? Przynajmniej nie musiała z nikim walczyć ani polować na zwierzynę… ale za jaką cenę? Trochę skrzypu udało jej się wetrzeć, lecz niestety jego resztki przypadkowo połknęła.
— No… to chyba wszystko, co mogę zrobić. Poczekaj, aż skrzyp zacznie działać. Jeśli dalej będzie cię swędziało, przyjdź po kolejną dawkę. Ja nie wiem, czemu wy wszyscy tak późno przychodzicie z problemami do medyka! — zezłościła się, marszcząc brwi. Wojownik tylko wstał i skierował się do wyjścia z lecznicy, lekko nadąsany. Mimo to nie odpowiedział. Może nie chciał się kłócić?
W końcu Gąbka zadecydowała, że musi się przewietrzyć. W dodatku dzięki temu mogła uniknąć kolejnych pacjentów, a Różana Woń wreszcie będzie miała kogoś, kim się zajmie. Gdy podeszła do sterty ze zwierzyną, dostrzegła tam Krewetkową Łapę.
— Krewetko! Dawno się nie widziałyśmy! Powiedz mi, no, co tam się u ciebie zmieniło przez ten czas? Nauczyłaś się już szybciej biegać i lepiej zbierać muszelki? — zażartowała, trącając ją lekko w bark. Szylkretka spojrzała na nią i na moment zamilkła, jakby próbowała sobie przypomnieć, kim jest dymna. — Halo… Krewetko! To ja, Gąbczasta Łapa, nie kojarzysz?
Brązowooka otworzyła szerzej oczy i o mało nie wypluła kawałka zwierzyny, który właśnie przeżuwała.
— Oczywiście, że cię kojarzę! Jak mogłabym zapomnieć? — zachichotała, przełykając kąsek. Oblizała wąsiki i kontynuowała:
— Tak się cieszę, że wróciłaś! Nawet się ze mną nie pożegnałaś, gdy odchodziłaś! Myślałam, że cię porwali, czy coś… Choć może nie dosłownie. Wiedziałam, że idziesz do Klanu Wilka — mruknęła, uśmiechając się nieco niezręcznie. — No, w każdym razie, skoro wróciłaś, to teraz znowu możemy polować na muszelki i ścigać się po terenach Klanu Nocy! Oczywiście, jeśli chcesz. Mam nadzieję, że ten pobyt w Klanie Wilka nie zmienił cię za bardzo.
Dymna przekręciła głowę.
— Nie zmienił! Dalej jestem tą samą Gąbką, tylko z lepszymi umiejętnościami! Tam dostałam za mentorkę Gąsiorkowy Trzepot… sporo mnie nauczyła. Na pewno jestem teraz na tym samym poziomie, co ty! Może chciałabyś, wiesz, zawalczyć? Tak w ramach treningu, oczywiście! Poza tym mam ci tak strasznie dużo do opowiedzenia…!
Krewetkowa Łapa pospiesznie pokiwała głową.
— Tak! Możemy się przejść! Tylko czy nie musisz się zająć tymi dwoma kotkami? — spytała zaciekawiona. Dymna odwróciła się, by dostrzec, że do lecznicy wchodzi Wężynowy Kieł wraz ze swoją córką – Rosiczkową Kroplą. Pokręciła głową.
— Nie… Różana Woń się nimi zajmie.
<Krewetkowa Łapo? Chodźmy, szybko!>
Wyleczeni: Biedronkowe Pole, Kijankowe Moczary, Wężynowy Kieł, Rosiczkowa Kropla
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz