Były ostatnie dni jesieni, gdy wieczorami robiło się chłodno, woda zamarzała, a zwierzyna zaczęła chować w norach i nie wychodzić. Figa leżała na drzewie, leniwie obserwując cały obóz. Dzięki grubemu futru nie bała się żadnej zimy ani śniegu, chociaż musiała przyznać, że wkurzały ją te bryłki lodu, które przyklejają się czasami do łap.
Zielone ślepia nagle zauważyły rudego kota, który wszedł do obozu. Kolendra niosący dwie piszczki w pysku, rozejrzał się. Prawdopodobnie szukał właśnie zwiadowczyni, dlatego Figa z łaski swojej wstała, a następnie zeszła z drzewa. Podeszła do rudego, wyraźnie zmęczonego kocura. Uśmiechnęła się krzywo.
– Och, obie dla mnie? Jesteś taki wspaniałomyślny! – wypaliła złośliwie.
Została obdarzona doprawdy zirytowanym spojrzeniem.
– Utnij to Figo – burknął, dając jej jedną piszczkę. –  Za pół księżyca kończy się nasza umowa i wtedy nie oczekuj więcej, że będę dla ciebie polował.
– Ranisz moje lodowate serce – odpowiedziała, biorąc ledwo ciepły posiłek. – Ja również czekam na narodziny twoich kociąt, Kolendro. W końcu to one będą przyszłością naszego klanu, a ja jako dobra zwiadowczyni muszę zadbać, by otrzymały odpowiednią edukację.
Odwróciła się na pięcie. Słyszała uderzenie o zmarzniętą ziemię ogonem.
– Cóż, nie zabronię ci ich odwiedzać – zaczął. Figa zatrzymała się. – Jednak jeśli zrobisz coś dziwnego albo im, albo Szafran to mnie popamiętasz.
Figa odwróciła głowę w jego kierunku. Puściła mu oczko.
– Nic się nie martw tatuśku.
Po czym odeszła zostawiając Kolendrę ze zgorszeniem na pysku.
Czekoladowa zwiadoczyni z wielkim apetytem wciągnęła przyniesiony obiad, siedząc na uboczu. Kątem oka dostrzegła Miodunkę z wyraźnie zarysowanym brzuchem, a obok niej idącego Czerwca. O mały włos, a by się rozpłynęła z tej niewątpliwej rozkosznie wyglądającej dwójki. O mały włos.
Na szczęście serce Figi było zimne niczym nadchodząca Pora Nagich Drzew, a sama kotka nie garnęła się do szukania drugiej połówki. Miała przecież siebie, najlepsze towarzystwo.
Zaczęła myć wąsy, łapy i klatkę piersiową. Wylizała dokładnie każdą kępkę sierści, a następnie wstała, by przejść się po obozie.
Zajrzała do legowiska medyków, a właściwie uzdrowicieli, które bez Świergot w środku było bardzo puste. Kotka ruszyła dalej, dziwnie zamyślona. Czereśnia, jej mentor, został nowym zastępcą po odejściu Sówki. Cały klan wydawał się żyć w napięciu jakby w strachu. Kto mógł być kolejny? Czy wydarzy się następna tragedia? Umrą jakieś koty? Zbliżała się zima, więc nasuwały się do tego pytania, czy dadzą radę ją przetrwać. Gęb do wypełnienia wciąż było dużo, a zwierzyna nie chciała się mnożyć. No i cóż, najwyżej pozbędą się kilku zbędnych balastów… wszystko po to, by przetrwać.
Dotarła do żłobka, w którym siedziała Szafran. Partnerka Czerwca również niedługo powinna do niej dołączyć. Figa weszła, a wraz z nią wpadł do środka chłodny podmuch wiatru. Bura szylkretka podniosła na nią wzrok.
– Potrzebujesz czegoś? – Przerwała ciszę królowa.
Figa myślała chwilę.
– Absolutnie niczego. Może ty czegoś potrzebujesz? – zapytała zwiadowczyni.
– Nie trzeba. – Kotka odwróciła wzrok.
– Ten twój Kolendra to padnie niedługo z wyczerpania. Może dasz mu spokój z tymi zachciankami? –  Figa zmrużyła oczy.
– Nie twój interes. Wyjdź już stąd Figo, proszę. – Królowa ucięła dialog.
Czekoladowa wyszła, nie mając pewności, po co zaczynała rozmowę z kotką. Może po prostu chciała mieć byłą samotniczkę na oku? Tak samo, jak jej partnera? W razie, gdyby coś planowali, odpowiednio wcześniej to zwęszyć?
Wzruszyła ramionami sama do siebie. To już bez znaczenia. Czekała tylko na narodziny ich kociąt, by sprawdzić, czy nie będą chcieli zabrać bachorów i uciec. Owocowemu Lasowi są potrzebne te kocięta. W końcu Mróz i Gruszka odeszli na tamtą stronę. Kto będzie walczyć w ich miejsce?
Zakończyła swój obchód, wchodząc z powrotem na drzewo. Była wyznaczona na poranny patrol, tak więc należałoby się wyspać. Ziewnęła przeciągle, kładąc głowę na miękkim mchu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz