Wychodząc tamtego wieczoru z obozu nie była pewna, na co ma być gotowa. Czego miała się spodziewać. Pomimo “pogodzenia” się na zgromadzeniu, do domu powróciła z poczuciem nieprzyjemnego napięcia. Nie podobał jej się brak wyjaśnień, chciała je zyskać tu i teraz; rozsądek mówił jej jednak, aby dała kocurowi poukładać myśli. Nie chciała się kłócić. Może i cała ta sytuacja dała upust jej złości, ale nie chciała, aby wojownik jeszcze bardziej się przed nią płaszczył. Przynajmniej nie publicznie – tego chciała by im obu oszczędzić, przeciągnąć ich sielankę w czasie. Świadoma była tego, jak bardzo ich związek mógłby być kruchy, wbrew temu, co mógł myśleć Szałwiowe Serce.
Związek… Słowo to sprawiało, że jej żołądek ściskał się lekko. W pozytywnym sensie, z ekscytacją; ale również ze zmartwieniem. Nie mogła się nie zastanawiać, jak to by wyglądało, gdyby… Gdyby zostali parą. Nic… Nic by się nie zmieniło, prawda? Tylko oni by o tym wiedzieli. Nie musiałaby się obawiać reakcji ojca, reakcji przyjaciół. Nikomu nie musiałaby nic mówić. Ba, nikomu nie powinna nic mówić.
Wszystko pozostałoby tak samo, jak dotychczas; zyskałaby jedynie potwierdzenie, pewność, której tak bardzo chciała.
Turkusowe oczy wojownika błysnęły. Zdała sobie sprawę, że tym razem to ona zamilkła na zbyt wiele uderzeń serca – jego mina stała się jedynie bardziej niepewna, a pysk otworzył się, jakby już chciał cofnąć wszystko, co jej powiedział… Jednak ona nie mogła znaleźć żadnych słów. Ten jeden raz, gdy naprawdę musiała coś odpowiedzieć, język ją zawiódł. Wpatrywała się kocurowi w oczy jeszcze przez chwilę, jej usta rozdziawione z… Zaskoczeniem? Niezdecydowaniem? Zanim, w przypływie emocji, których nie była w stanie nazwać, postąpiła krok do przodu rzuciła się mu w objęcia.
To musiała być najbardziej jasna, zrozumiała reakcja, którą mogła mu dać, prawda? Szałwiowe Serce, choć widocznie nieprzygotowany, czym prędzej przysunął się bliżej, nie dając się jej przewrócić (gdyż nagły ruch sprawił, że jej łapy zaczęły się nieco rozjeżdżać). Zacisnęła ślipie i wcisnęła nos w jego sierść.
— Ja… Um. Też cię kocham — miauknęła w końcu, jej głos drżący. Niekontrolowany uśmiech cisnął się jej na pysk; w końcu, opanowawszy się, cofnęła głowę nieco do tyłu.
Stało się. Koniec niepewności, koniec gdybania, co powinna była mówić, a czego nie, koniec wahania się, czy powinna zrobić krok do przodu.
Starała uspokoić się, chcąc powiedzieć mu coś więcej. Wzięła głęboki oddech i usiadła, jednak kąciki jej pyszczka nadal uniesione były wysoko.
— Oczywiście, że też się bałam — zaczęła, uciekając w bok wzrokiem. — Nadal się boję. I… Nie musisz wspominać mi o naszych klanach, o kodeksach… Bardzo dobrze zdaję sobie z tego sprawę. — Przełknęła ślinę, gdy w myślach pojawił się jej obraz rozwścieczonego ojca. Ponownie podniosła spojrzenie na Szałwiowe Serce, odzyskując nieco pewności siebie. — Długo… Długo o nas myślałam. Nie mogłam siedzieć cicho. Zawsze wydawało mi się, że pomiędzy nami… No- wiesz. I cieszę się, że się nie pomyliłam — zniżyła głos do szeptu — a stracić… Nie stracisz mnie. O to byś się musiał bardziej postarać.
<Szałwiowe Serce?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz