Parę księżyców później
“— Wyjdźmy na zewnątrz! — szepnął Czajka.
— A co na to Kajzerka?
— Za dnia nie pozwala mi wychodzić… Ale przecież nie musi się dowiedzieć! No prooooszę, tylko na chwilę.
— No dobrze. Nie będziesz się bał, jak jest tak ciemno? — spytał Kurka dla pewności.
— Nie. W żadnym wypadku!”
Gwałtownie podniósł się z posłania, kiedy zwykłe wyjście w nocy z Kurką przerodziło się w istny koszmar. Nadal czuł zimne macki ciemności na swoim ciele, które zaczęły go oplatać we śnie, aż przebiegł go zimny dreszcz przez cały kręgosłup. Na chwilę przymknął oczy, próbując się rozluźnić jakkolwiek, lecz chłodny wiatr miał inne plany i na mroźny powiew zefiru Czajka otworzył nagle oczy, a jego zaspany mózg przywołał w jego pamięci senny koszmar.
“Czy ja naprawdę nie mogę mieć choć jednej spokojnej nocy? Czy ja proszę o zbyt wiele?” — pomyślał, załamując się w duchu z tego powodu. Już wystarczy, że ostatnio także został wyrwany ze spokojnego snu… W takim tempie to on długo nie pociągnie, w szczególności, że nadal trapiła go relacja z Borowikiem, którego od jakiegoś czasu nie umiał dorwać, by na spokojnie z nim porozmawiać. W teorii mógłby poprosić Kurkę, by ten przytrzymał brata w jednym miejscu, żeby Czajka miał możliwość zagadania do niego. Jednak czy chciał w to wciągać liliowego ucznia zwiadowcy? Może niepotrzebnie kombinował i się martwił o to wszystko… Już nie był niczego pewny, oprócz tego, że to zamartwianie się wszystkim go niedługo wykończy psychicznie, a następnie fizycznie, co wolałby uniknąć. Wystarczająco kiepsko się czuł w noc przed wyruszeniem na trening do Dębowej Ostoi, gdzie w końcu mógł odetchnąć i odciąć się od negatywnych myśli.
Zdenerwowany i zmęczony tym wszystkim, machnął końcówką ogona, aby następnie skierować się po gałęzi w stronę pnia. Zgrabnie zszedł na zmarzniętą ziemię, która nieco otrzeźwiła jego zmącony umysł. Skupił się na odczuciu chłodu pod łapami, zapominając o wszystkim innym — nawet daleki śpiew sowy nie był w stanie przebić się skoncentrowany umysł kocura. Dopiero nagłe pojawienie się Kurki obok niego, wyrwało go z pewnego zawieszenia. Nieświadomie młodszy zjeżył sierść na plecach oraz ogonie, patrząc szeroko otwartymi oczami na znajomego.
— Na Wszechmatkę, zawału mogłem dostać! — syknął, kiedy zorientował się, kto niespodziewanie do niego dołączył.
— Nie taki był mój zamiar — wyjaśnił liliowy, przebierając nieco przednimi łapami w miejscu, co Czajka zauważył.
— Aż tak Ci zimno?
— A Tobie nie? — odpowiedział pytaniem na pytanie, co spotkało się z przewróceniem brązowych ślepi. — Lepiej powiedz, co robisz o tej porze sam, zamiast spać?
— Rozmyślam — mruknął krótko w odpowiedzi.
— Nad czym?
— Zawsze byłeś taki dociekliwy? — prychnął młodszy.
— A Ty taki mniej żywy?
— …
— Jak powiesz, o co chodzi, to Ci będzie lżej — wyjaśnił zielonooki.
— Chodzi o to, że od dłuższego czasu nie mogę dorwać Borowika, by z nim porozmawiać… Nie to, że mam do niego jakąś sprawę, ot co chciałbym porozmawiać jak za kociaka. Ten jednak sprawia wrażenie, jakby mnie unikał specjalnie, robiąc wszystko, by nie zamienić choćby słowa ze mną… Nie wiem, czy coś źle zrobiłem, powiedziałem kiedyś, jednak jeśli tak faktycznie było, to chciałbym to wyjaśnić z nim w cztery oczy. Już nawet Czerwiec zauważył, że coś jest na rzeczy, także Kajzerka też może się domyślić, a wolałbym jej niczym nie martwić…
<Kurko, doradź zdesperowanemu Czajce>
[520 słów]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz