Zaskoczyło ją nieco wyznanie Kołysankowej Łapy. Wiedziała, że jej syn nie pałał zbytnio miłością do walki, jednak nie przypuszczała, że jego marzeniem było zostanie karmicielką. Właściwie, w jego przypadku zostanie karmicielem czy też być może Wiecznym Królewiczem. W końcu kociętami zajmowały się kotki, i to od samego momentu, gdy medyk potwierdzał ciążę; nosiły je pod sercem przez dwa księżyce, przechodziły męczarnie, jakimi był poród, by móc w końcu ujrzeć słodkie, małe pyszczki swych pociech. To one były obecne przy nich dniem i nocą przez kolejne dwa pierwsze księżyce, póki młode piły mleko. A kocury? Miały inne sprawy, jak chociażby wykarmienie klanu i zapewnienie ochrony. Co prawda ten podział się zacierał; były kotki, które nigdy nie decydowały się na potomstwo, by do końca swego życia przysłużyć się tylko jako wojownik w klanie, jednak w ciągu swego życia Wieczna Królowa nie słyszała o kocurze, który by chciał spędzić resztę życia w kociarni, opiekując się kociętami. Aż do teraz.
– Naprawdę? – spytała, mając nadzieję, że kociak nie zdecydował się z niej zażartować. Ulżyło jej również, że Kołysanek nie użył w rozmowie z nią żadnych sformułowań jak "mieszaniec" i tym podobne tylko "mama", co mogło świadczyć o tym, że jego mentor nie zdecydował się przelać na jej syna własnych wartości. Przynajmniej jeszcze. – Och, Kołysanku. Naprawdę mnie zaskoczyłeś...
– Jesteś zła? – spytał, kładąc po sobie uszka.
– Nie. – Uśmiechnęła się. Przejechała łapą go głowie kocurka, wygładzając sterczącą sierść. – Cieszę się, że mi o tym powiedziałeś.
Widziała, że żyć wiecznie nie będzie, a mimo to w Klanie Burzy nawet po jej śmierci będą się rodzić kolejne kocięta. Dlatego też chciała po sobie coś zostawić. W taki sposób zrodził się w jej głowie pomysł, aby Wieczne Królowe (i Królewicze) mogły prowadzić szkolenie dla kotów, chcących w taki, a nie inny sposób przysłużyć się klanowi, nauczając przyszłe karmicielki o zajmowaniu się kociętami. Uważała, że Klan Burzy potrzebował kogoś, kto wspierałby matki w okresie ciąży, porodu i po porodzie, oferując im wsparcie emocjonalne, informacyjne i fizyczne. Kogoś bez uprzedzeń, neutralnego w poglądach, tak, aby uniemożliwić indoktrynację młodych. Kogoś, kto sprawowałby piecze nad jednym z ważnych, jak nie najważniejszych, miejsc. Kogoś broniącego przyszłości klanu i stojącego na jej straży za dnia i w nocy.
Nie zdecydowała się porozmawiać jeszcze o tym z liderem, gdyż kocur wydawał się zajęty własnymi sprawami, a poza tym żaden z kotów nie przykuł jej uwagi na potencjalnego ucznia, aby zdecydować się poruszyć ten temat. Co prawda przez chwilę rozważała zaproponowanie tej funkcji Wełnistej Łapie, jednak odkąd uczennica zaczęła sama pytać się swojej mentorki o to, kiedy pójdą na trening, zrozumiała, że tylko podcięłaby skrzydła córce Leszczynowej Wiązki, chcąc ją zamknąć w kociarni. Chciała, aby jej następca nie był przypadkowym kotem, matką, która odchowała już swoje kocięta, ale ktoś z odpowiednim wykształceniem i powołaniem. Być może tym kimś był właśnie Kołysankowa Łapa?
– Możesz mi pomóc w żłobku. Jagodowe Marzenie nie powinna mieć nic przeciwko temu, a jej kocięta na pewno ucieszą się z twojej obecności. Zobaczysz czy to jest to, co faktycznie chciałbyś w przyszłości robić. Jeśli tak, później udam się razem z tobą do Króliczej Gwiazdy, a ty powiesz mu to samo, co mi i zobaczymy, co zdecyduje – miauknęła. Nawet jeśli ten pomysł jej się podobał, nie mogła zdecydować za lidera. A nawet jeśli by się nie zgodził, mogła nieoficjalnie nauczać rudego o "królowaniu", aby już zdobyta wiedza nie przepadła.
Skinęła w kierunku stosu, dając znać, aby młodzik zabrał ze sobą piszczkę. Sama również pochwyciła królika i razem z synem zniknęła w pieńku. Rozkwitająca Szanta poinformowała królową o małym pomocniku, uprzednio upewniając się, że nie będzie miała nic przeciwko jego obecności; i faktycznie, królowa nie miała. Wydawała się uradowana, mogąc chociaż na chwilę odpocząć od czwórki maluchów. Mimo to czujny wzrok matki obserwował przez cały czas zarówno Wieczną Królowe, jak i jej syna.
– Razem z Jagodą zdążyłam już je wymyć, więc ten punkt pominiemy – poinformowała kocurka, przyglądając się niebieskookiej królowej, jak spożywała przyniesione przez nich jedzenie. – Może na początek po prostu się pobawicie, ale pamiętaj, aby pilnować, żeby żaden z nich nie wyszedł na zewnątrz – upomniała syna. Miała zamiar obserwować go, jak sobie radzi i czy gang urwisów, w postaci czwórki kociąt, go nie przerośnie. – Chyba jeszcze pamiętasz zabawy, w które się bawiłeś z braćmi?
<Kołysanku? Nie wiem czy się uda, nie jestem liderem, ale Szanta chętna na otrzymanie ucznia. Przynajmniej, jak wytrenuje Kołysanka, to będzie mogła umierać w spokoju>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz