W trakcie drogi powrotnej do obozu nie odezwała się do nikogo ani słowem. Nie mogła się doczekać momentu, gdy zaszyje się z powrotem w kociarni; rozmowa na granicy całkowicie wyssała z niej energię. Miała dość. Zmarnowała tylko czas, którego co prawda i tak miała pod dostatkiem, a w dodatku najpewniej została odebrana przez młodego wojownika jako świrnięta matka. Być może przez pozostałych wojowników również, jak i samego syna. Jednak czy to źle, że zamierzała bronić swoje dziecko, które nie potrafiło o siebie zawalczyć? Nawet nie chciała myśleć o tym, co by było, gdyby, czarny wojownik pojawił się później lub zamiast zaoferowania pomocy, zdecydowałby się zabrać Księżyca wgłąb ich terenu. Próbowała również pojąć co młody uczeń Klanu Wilka miał w głowie, decydując się rzucić na ucznia, zamiast zdecydować się z nim na rozmowę. Dębowa Łapa nie zrobił na niej dobrego wrażenia i miała nadzieję, że jego ścieżka już więcej nie przetnie się ze ścieżką jej syna; co najwyżej na zgromadzeniu, na którym miała nadzieję, że Dąbek faktycznie przeprosi. Musiała uczulić również Kołysankową Łapę i Śniącą Łapę, aby byli ostrożni przy granicy z Klanem Wilka i nawet nie decydowali się do niej zbliżyć na lisią długość. Nie potrzebowała dodatkowych zmartwień w postaci pobitych kociąt.
Bez ostrzeżenia zatrzymała się, a chwilę później Księżycowa Łapa uderzył w jej nogę pyskiem.
– Masz poprosić Wędrujące Niebo, aby nauczył cię, jak się bronić – powiedziała, nie decydując się spojrzeć na Księżyca. – I masz kategoryczny zakaz zbliżania się do granic, rozumiesz? Przynajmniej do Pory Nowych Liści...
– Nie chcę prosić Wędrującego Nieba – wymamrotał, przecierając nos – Nauczył mnie podstaw i jest dobrze...
– Nie, nie jest dobrze, Ksieżycowa Łapo! – podniosła głos, decydując się spojrzeć na swoje kocię. Kątem oka dostrzegła, jak Zawodzące Echo i Ruda Lisówka wymieniają ze sobą spojrzenia. – Powinieneś się cieszyć, że tamten wojownik ci pomógł. A pomoc nie leży w naturze Wilczaków, o czym powinieneś doskonale wiedzieć... Gdybyś naprawdę został uznany za szpiega, najpewniej już nigdy więcej bym cię nie zobaczyła... I nie skończyłoby się na kilku siniakach i wyrwanej sierści... Klan Gwiazdy musiał nad tobą czuwać. – Wzięła głęboki wdech. Nie. Klan Gwiazdy nad nim nie czuwał. Był głupi i miał po prostu szczęście. – Czy Wędrujące Niebo opowiadał ci o kocie zwanym "Jeleni Puch" czy też "Puszek"?
–Tylko napomknął, miał rozwinąć potem. – Grzebał pazurami w ziemi, wyrywając co pojedyncze kawałki trawy.
– Myślę, że "potem" nadeszło właśnie dzisiaj. Jak wrócimy do obozu, poproś, aby przedstawił ci losy tego biedaka. Zrozumiesz, ile miałeś szczęścia.
Legendy o krwiożerczej bestii mordującej pobratymców, czy też całkowicie złamanym kocie, co jakiś czas ożywały w Klanie Burzy. Kiedy Szanta pierwszy raz usłyszała historię kocura, była wystarczająco wstrząśnięta, aby zacząć darzyć niechęcią sąsiadujący klan. Co prawda koty odpowiedzialne za stan burzaka były martwe, tak samo jak i on, jednak plotki, które dochodziły do jej uszu od samotników wciąż były żywe i nie różniły się zbytnio od sytuacji z przeszłości. A ilekroć przechodziła obok dołu, w którym kocur pomieszkiwał, przechodziły ją ciarki. Nie rozumiała czemu nikt nie zdecydował się jej zasypać.
– Ale to był tylko uczeń. To nie tak, że by mnie zaharatał na śmierć, no i jeszcze nieopodal był patrol, zawsze mogłem krzyknąć w razie czego.
– Tylko uczeń... – wymruczała, nie decydując się kontynuować rozmowy z Księżycem. Syn jej nie rozumiał i miał do tego pełne prawo. Westchnęła, ponownie ruszając naprzód.
Księżyc nie rozumiał i być może nigdy nie zrozumie, jakie miał szczęście, że wpadł na granicy tylko na ucznia i że obcy wojownik zdecydował się mu pomóc. No chyba, że sam w przyszłości zostanie ojcem; istniał mały cień szansy, że przypomni sobie o tych wydarzeniach i zrozumie, co w tamtym momencie czuła jego matka, kiedy zobaczyła go przestraszonego i poturbowanego.
~~~
Po dotarciu do obozu razem z Księżycową Łapą udała się do Wędrującego Nieba. Nim Księżyc zdołał zaprotestować, poprosiła jego mentora, aby nie spuszczał z jej syna oczu, kiedy będą znajdować się przy granicach; bliżej obozu, jak i w samym obozie Księżyc mógł sobie hasać sam, gdzie i z kim chciał. Również poprosiła, aby streścił uczniowi dzieje syna Tygrysiej Gwiazdy. W jej głosie było słychać złość na mentora, jak i pozostałe koty, które zaniedbały swoich obowiązków. Być może również była słyszalna bezsilność, bo wątpiła, czy koty się przejmą tym, co im mówiła. Może to z nią było coś nie tak i niepotrzebnie szukała dziury w całym. W końcu Klan Burzy przyzwyczaił się już najwyraźniej do tego, że z łap samotników, którzy wkroczyli na ich tereny ginęli wojownicy, więc czy aż tak wielką szkodą byłby zaginiony uczeń, czy też uczeń, który został pobity przez innego ucznia? Ot co, kolejny kot do statystyk pokazujący, że Klan Burzy mimo, że nie chciała tego przyznać, był jednak słaby.
– Ewidentnie wdali się w ciebie... – syknęła, pocierając łapą pysk, przypominając sobie o samotniku, którego ciągnęło do kręcenia się przy granicach. Gdyby nie to, Szanta nie nawiązałaby z nim żadnej relacji, nie wspominając o potomstwie, które z nim miała.
Żałowała, że nie udało jej się znaleźć przed porodem kocura, który mógłby zastąpić ojca jej synom. Dostała prosto w pysk jeden z powodów, dla którego go potrzebowali. Przez chwilę myślała, aby nie zaproponować Rudej Lisówce umowy w postaci partnerstwa, jednak kocur zdołał się związać z Nieustraszonym Chomikiem. Być może Wyrocznia miała wobec niej inne plany, w których nie mogła być w szczęśliwym związku? Na to wychodziło.
– Hej. Jak Księżycowa Łapa? Wydawał się bardziej wystraszony z faktu, że zamierzałaś pójść na granicę, niż że został sklepany przez innego ucznia. – Zawodzące Echo zbliżył się do niej, kiedy wyszła z legowiska.
– Nadal głupi i naiwny – prychnęła. – Nie potrafi zrozumieć, że się o niego martwię... Nie tak dawno straciłam ojca, Brzęczkowy Trel prawie już nie opuszcza legowiska starszych, nie jestem zadowolona z mentora Kołysankowej Łapy, martwię się o Śniącą Łapę, a teraz jeszcze to... Wciąż się zastanawiam czy powinnam poinformować twojego ojca o zajściu na granicy. W najgorszym wypadku dojdzie do wojny...
– Powinnaś, jednak obawiam się, że nic z tym nie zrobi... – wtrącił Echo. Po jego minie można było stwierdzić, że ciężko było mu to powiedzieć, lecz także starał się patrzeć realistycznie. – Może to i lepiej? Mogę tylko zgadywać, jak się czujesz, jednak ostatecznie Księżycowi nic się nie stało, prawda? Nie popieram praktyk atakowania uczniów na granicy, ale myślę, że ta sytuacja będzie cenną lekcją dla twojego syna... W przyszłości będzie musiał radzić sobie sam, i to pewnie nie raz. Sierść odrośnie, a siniaki znikną...
– Wiem to. Doskonale zdaję sobie z tego sprawę. – Pomasowała łapą czoło. – Dlatego chcę, aby potrafił się bronić i zadbać o siebie, kiedy mnie nie będzie obok, aby takie sytuacje już nigdy więcej się nie zdarzyły. Gdyby nie był niewidomy... Jestem zła, że uważa, że nic takiego się nie stało. – Pociągnęła nosem, wycierając mokry policzek w futro. Nie wiedzieć czemu, była również zła na czarnego kocura. W końcu zgodził się pójść razem z nią i z jej synem na granicę. Pomógł, jak umiał, a teraz nawet dalej wykazywał zainteresowanie sytuacją. Jednak jego głos w tej chwili drażnił Szantę i kotka walczyła ze sobą, aby nie poprosić go o zamknięcie pyska. Być może, gdyby przestała darzyć go uczuciami, łatwiej by się jej z nim rozmawiało? A tak to łudziła się, że być może kocur spojrzy na nią inaczej niż dotychczas. – Mogę mieć do ciebie prośbę? Kiedy będziesz brał udział w patrolach razem z moimi synami, proszę, miej na nich oko i wybij im z głowy głupoty... – miauknęła niemrawo. Nie usłyszała odpowiedzi kocura, zdążyła wgramolić się do kociarni. Zwinięta w kłębek na jednym z posłań, zmrużyła oczy, co jakiś czas decydując się przetrzeć pysk łapą.
Czy tego chciała, czy też nie, miała wobec Mglistego Snu dług wdzięczności. Miała nadzieję, że nie będzie zmuszona go spłacać.
Prawdopodobnie koniec sesji, chyba, że ich drogi ponownie przypadkowo się zejdą 🌟 
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz