— Jak się czujesz, Kurko? — Jeżyna zerknęła na niego ze zmartwieniem. Zdarzenia ostatnich dni nadal wisiały na jego ramionach. I chyba nie tylko jego. Oczy Jeżyny były wyjątkowo smutne.
— Jest w porządku — przyznał kociak. Bo było w porządku. Nie dobrze, nie źle, po prostu w porządku. Po chorobie, którą sam sobie zafundował, już w miarę wydobrzał. Może na wadze nie przybrał za wiele, może nie urósł na wielkiego kota, ale czuł się zdrowy. Chociaż częściowo.
— No dobrze… — Jeżyna uśmiechnęła się smętnie. I Kurka poczuł się dobrze, lepiej przynajmniej. Już nikt nie pytał, już nikt nie komentował jego małego upadku. Szkoda tylko, że ten księżyc przyniósł tylko więcej tragedii. — Zacznijmy więc. Wiesz, co dzisiaj robisz?
— Nie... do końca… — Kurka usiadł przed swoją nauczycielką.
— Myślę, że… to najwyższy czas na ciebie. Żebyś stał się zwiadowcą — mruknęła kotka. — Chciałbyś?
— Mógłbym?
— Możesz… ale czy chcesz? — Jeżyna naciskała. No tak… czy Kurka czuł się gotowy na to stanowisko? Nie. W żadnym wypadku, ale kociak dobrze wiedział, że nigdy nie będzie czuł się gotowy.
— Chciałbym — pokiwał głową. Miał już 12 miesięcy! Widział krew! Czuł się gotowy – tak sobie teraz wmawiał.
— Ruszajmy więc. Czas na twój test. Samodzielny. Polowanie. Wspinaczka. Maskowanie. Wszystko, czego się nauczyłeś, bez walki. Masz pół dnia, może mniej. Ruszaj — Jeżyna machnęła na niego łapą, a kociak tylko nastroszył się. Chwileczkę stał w miejscu, aby potem ruszyć między drzewa. Polowanie… Wspinaczka… Maskowanie. Wszystko wydawało się proste. Potrafił to wszystko już zrobić!
Słońce światło, kiedy Kurka ruszył na swój mały trening. Drzewa nie były już problemem, podobnie jak polowanie. Maskowanie sprawiało mu pewne problemy. Najgorzej jednak szło mu uspokojenie się. Ciągle słyszał za sobą ciche kroki swojej mentorki, która zgrabnie podążała za nim. No cóż. Ważne, że wykonywał swoje zadania bardzo skrupulatnie. Tak? To się liczyło? Czy może jego trzęsące się łapki i nastroszony ogon odejmowały mu punkty?
Koniec końców, nie zszedł na ziemię ani razu i w swoim asortymencie miał wiewiórkę i dzięcioła. Oba zwierzaki nawet go nie zauważyły, a i znalezienie ich nie było wcale trudne. To raczej znaczy, że dobrze się maskuje, prawda?
— Nieźle, nieźle, Kurko! — Jeżyna pojawiła się obok niego, kiedy przysiadł sobie na chwilę na starej brzozie i spojrzał na świat wokół. Kurka o mało nie zadrżał na jej obecność i tylko siłą własnej woli utrzymał ciało w ryzach.
— Dziękuję! — Kurka przesunął swój napuszony ogon na przednie łapy.
— No już, już. Nie stresuj się tak. Poszło ci bardzo dobrze. Śmigasz po drzewach jak wiewiórka, polujesz bez schodzenia na ziemię i uważnie słuchasz. Nawet na chwilę zdawało mi się, że cię zgubiłam, bo tak dobrze zlewasz się z ciemnymi liśćmi. Myślę, że jesteś gotowy. Porozmawiam z … Pieczarką o tym — Jeżyna uśmiechnęła się do niego. Jej słowa były nieco puste, tęskne. Kurka odetchnął z ulgą. Udało mu się. — Bierz swoją zdobycz. Wracamy do obozu!
Kurka spał tej nocy jak na igłach. Czy udało mu się uzyskać aprobatę liderki? Ciekawe czy Sówka też przyznałaby mu jego rangę? Czy w ogóle ktokolwiek zechce mu przyznać rangę? Może wcale na nią nie zasługuje. Kurka wstał ze swojego miejsca i z łezkami w oczach położył się na Guziczku. Nie będzie teraz o tym myśleć!
— Och... wszystko dobrze? — Guziczek uchylił swoje zaspane oczka.
— Już tak… — mruknął Kurka i poszedł spać. No cóż. Lepiej tak niż wcale.
— Jest w porządku — przyznał kociak. Bo było w porządku. Nie dobrze, nie źle, po prostu w porządku. Po chorobie, którą sam sobie zafundował, już w miarę wydobrzał. Może na wadze nie przybrał za wiele, może nie urósł na wielkiego kota, ale czuł się zdrowy. Chociaż częściowo.
— No dobrze… — Jeżyna uśmiechnęła się smętnie. I Kurka poczuł się dobrze, lepiej przynajmniej. Już nikt nie pytał, już nikt nie komentował jego małego upadku. Szkoda tylko, że ten księżyc przyniósł tylko więcej tragedii. — Zacznijmy więc. Wiesz, co dzisiaj robisz?
— Nie... do końca… — Kurka usiadł przed swoją nauczycielką.
— Myślę, że… to najwyższy czas na ciebie. Żebyś stał się zwiadowcą — mruknęła kotka. — Chciałbyś?
— Mógłbym?
— Możesz… ale czy chcesz? — Jeżyna naciskała. No tak… czy Kurka czuł się gotowy na to stanowisko? Nie. W żadnym wypadku, ale kociak dobrze wiedział, że nigdy nie będzie czuł się gotowy.
— Chciałbym — pokiwał głową. Miał już 12 miesięcy! Widział krew! Czuł się gotowy – tak sobie teraz wmawiał.
— Ruszajmy więc. Czas na twój test. Samodzielny. Polowanie. Wspinaczka. Maskowanie. Wszystko, czego się nauczyłeś, bez walki. Masz pół dnia, może mniej. Ruszaj — Jeżyna machnęła na niego łapą, a kociak tylko nastroszył się. Chwileczkę stał w miejscu, aby potem ruszyć między drzewa. Polowanie… Wspinaczka… Maskowanie. Wszystko wydawało się proste. Potrafił to wszystko już zrobić!
***
Słońce światło, kiedy Kurka ruszył na swój mały trening. Drzewa nie były już problemem, podobnie jak polowanie. Maskowanie sprawiało mu pewne problemy. Najgorzej jednak szło mu uspokojenie się. Ciągle słyszał za sobą ciche kroki swojej mentorki, która zgrabnie podążała za nim. No cóż. Ważne, że wykonywał swoje zadania bardzo skrupulatnie. Tak? To się liczyło? Czy może jego trzęsące się łapki i nastroszony ogon odejmowały mu punkty?
Koniec końców, nie zszedł na ziemię ani razu i w swoim asortymencie miał wiewiórkę i dzięcioła. Oba zwierzaki nawet go nie zauważyły, a i znalezienie ich nie było wcale trudne. To raczej znaczy, że dobrze się maskuje, prawda?
— Nieźle, nieźle, Kurko! — Jeżyna pojawiła się obok niego, kiedy przysiadł sobie na chwilę na starej brzozie i spojrzał na świat wokół. Kurka o mało nie zadrżał na jej obecność i tylko siłą własnej woli utrzymał ciało w ryzach.
— Dziękuję! — Kurka przesunął swój napuszony ogon na przednie łapy.
— No już, już. Nie stresuj się tak. Poszło ci bardzo dobrze. Śmigasz po drzewach jak wiewiórka, polujesz bez schodzenia na ziemię i uważnie słuchasz. Nawet na chwilę zdawało mi się, że cię zgubiłam, bo tak dobrze zlewasz się z ciemnymi liśćmi. Myślę, że jesteś gotowy. Porozmawiam z … Pieczarką o tym — Jeżyna uśmiechnęła się do niego. Jej słowa były nieco puste, tęskne. Kurka odetchnął z ulgą. Udało mu się. — Bierz swoją zdobycz. Wracamy do obozu!
Kurka spał tej nocy jak na igłach. Czy udało mu się uzyskać aprobatę liderki? Ciekawe czy Sówka też przyznałaby mu jego rangę? Czy w ogóle ktokolwiek zechce mu przyznać rangę? Może wcale na nią nie zasługuje. Kurka wstał ze swojego miejsca i z łezkami w oczach położył się na Guziczku. Nie będzie teraz o tym myśleć!
— Och... wszystko dobrze? — Guziczek uchylił swoje zaspane oczka.
— Już tak… — mruknął Kurka i poszedł spać. No cóż. Lepiej tak niż wcale.
[556 słów]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz