TW: drastyczne opisy koszmaru sennego
Ciąg dalszy poprzedniego opka
“Nie wiedział, jak to jest zostać zakopanym żywcem, lecz nie było to niczym przyjemnym — ziemia dostawała się do uszu, oczu, nosa i gardła, tłumiąc jakiekolwiek krzyki desperacji. Próbował wyrwać swoje przednie łapy, by zaczął bezsensownie młócić nimi we wszechobecnej ziemi. Pnącza jednak nie puszczały, ciągnąć go cały czas coraz bardziej w dół, a w końcu z hukiem uderzył bezwładnym ciałem. Upadek na tyle go ogłuszył, że świat przed oczami wirował, a w uszach piszczało w akompaniamencie bólu głowy.
Z męczeńskim jękiem podniósł się ociężale na łapy, dając sobie czas, by wszystko przestało wirować niczym liście w wietrzny dzień. Powoli zaczęło do niego docierać wszystko z zewnątrz — dookoła była tylko ciemność, a on stał w jakiejś płytkiej na idealnie płaskiej powierzchni. Wtem zawiał znikać mroźny wiatr, a kocur skulił się w miejscu, próbując zatrzymać ciepło ciało, nim zostanie brutalnie wytargane, przepędzone przez zimne powietrze.
Wtem poczuł muśnięcie czyjegoś ogona na swoich plecach oraz czyjś oddech na swoim prawym uchu. Przestraszony momentalnie całym ciałem obrócił się, by zobaczyć, kto go tak nastraszył — lecz zamiast ujrzeć jakąkolwiek sylwetkę, przywitała go tylko pojawiająca się mgła nad wodą. Chłód uderzył go silnym podmuchem prosto w pysk, na co zacisnął szczękę. Wtedy też dotyk na plecach ponownie się pojawił, lecz coś go sparaliżowało, a nagły szept przy uchu sprawił, że pociemniało mu przed oczami. Napływające łzy do brązowych oczu w niczym nie pomagały, a słowa tak znajomego kota odbijały się echem w jego głowie.
— Naprawdę myślałeś, że cokolwiek poczuje do takiego nieudacznika jak ty? — Całe to zdanie było przesiąknięte jadem i wstrętem do jego persony, że aż czuł, jak nim ocieka, a spadające krople lądują bezpośrednio na jego skórze. Były niczym kwas, który powoli zaczął wypalać dziury w jego ciele, lecz Czajka milczał. Głos uwiązł mu w gardle, jakby coś zaciskało się na jego szyi — i faktycznie tak było. Były to łapy liliowego ucznia, który nagle stał nad nim, przytrzymując niebieskiego powierzchni pokrytej płytką wodą. Nie widział pyska Borowika, lecz oczyma wyobraźni widział chęć jego śmierci w zielonych oczach, w których także odbijał się obraz przestraszonego pyska ucznia zwiadowcy.
— Zasługujesz jedynie na śmierć! — wysyczał starszy, niespodziewanie puszczając przestraszonego kocura. Ten od razu odsunął się od przyjaciela, którego coś opętało. — Mały kotek, taki przestraszony. Co teraz zrobi, stanie do walki czy ucieknie? No dalej, zaskocz mnie!
— Krew się leje, kości pękają, skórę rozrywają — Wtem w tle inny głos zaczął powtarzać te parę słów niczym mantrę.
Nie wiedząc, co się dzieje, podniósł się na niepewne łapy, które z trudem utrzymywały jego, by pognać w bezdenną czerń. Każdy krok wzburzał wodę pod jego łapami, mocząc także sierść na jego brzuchu, lecz to teraz nie miało znaczenia — w panice obejrzał się za siebie, lecz nikogo nie było. W tym momencie niespodziewanie stracił grunt pod łapami, wpadając do zimnej wody, która z każdym ruchem łap wciągała go pod powierzchnię coraz głębiej i głębiej. W końcu ledwo przytomnym spojrzeniem widział niewielkie światełko nad sobą, kiedy jego ciało bezwładnie opadało w bezdenną otchłań.”
W tym momencie Czajka obudził się z ciężkim oddechem, jakby długi czas w jego płucach nie było ani grama powietrza. Nie wiedział, co się działo i nerwowo rozglądał się dookoła, mając przed oczami przebłyski koszmaru oraz słowa odbijające się echem w jego głowie.
— To był… tylko zły sen — wyszeptał ochrypłym głosem pod nosem, chcąc podnieść samego siebie na duchu. — Tylko sen… — Mimowolnie spojrzał w kierunku, gdzie znajdowało się posłanie Borowika. Nie było go, a co ciało kocura się spięło, mając nadal w pamięci to, co przeżył, gdy był pogrążony we śnie.
Raptem zmierzchało, a on czuł się jeszcze bardziej zmęczony niż wcześniej bez jakiegokolwiek snu. Zastanawiał się, czy to możliwe, jednak chyba musiało, skoro tak się czuł — chyba że to znowu coś jego głowa sama sobie dopowiada, naginając rzeczywistość, tak jak to było w koszmarze z Borowikiem. Lekki wiatr zawiał w koronie kasztanowca, jednak to wystarczyło, by Czajka poczuł przeraźliwe zimno, dorównujące temu ze snu. Zacisnął powieki, modląc się, aby to okropne uczucie zniknęło i już nie powracało.
***
Do wieczora nikt go niepokoił, lecz nie było mu, to ma łapę, ponieważ ciągle nawiedzały go obrazy przeżytego koszmaru. Nie wiedział, skąd jego umysł wytrzasnął pomysł na tak drastyczne przeżycia, a Borowik odgrywał główną rolę w tym wszystkim. Do tego, kogo głos był tłem dla słów liliowego? Musiał to być kogoś, kogo znał, choć mógł to być też wymysł jego zmęczonego umysłu, który jedynie jeszcze bardziej zniechęcił go do snu. Jeśli co noc ma coś takiego przeżywać, to on naprawdę podziękuje za oddanie się w objęcia zmęczenia.
[750 słów]
[przyznano 15%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz