Co za szkoda, że Wilczy Skowyt nie zgodził się na wspólny trening ze Słotną Łapą i jej mentorką. Kocurek czuł, że stracił swoją szansę. Może podczas szkolenia by się zaprzyjaźnili? Jeśli kotki nie zdenerwowałby fatalny poziom umiejętności Kamiennej Łapy, a to zresztą było bardzo prawdopodobne. Zacisnął oczy ze smutkiem i uderzył ogonem w powietrze. Musiał wziąć się w garść i przyzwyczaić się, że i tak nie będzie lubiany. Może już się z tym urodził? Nie to, co Dębowa Łapa, którego każdy lubił, najwyraźniej przeznaczeniem bicolora była samotność. A może po prostu nie zasługiwał na znajomych? Albo cały czas robił coś źle? Gdyby tylko wiedział co…
Wraz z Wilczym Skowytem zatrzymali się w środku lasu, w miejscu, gdzie iglaste drzewa, takie jak sosny, świerki i jodły otaczały dwójkę kotów ze wszystkich stron, przepuszczając niewiele światła i wydzielając charakterystyczną woń żywicy. Ziemia była wyścielona grubą warstwą trawy, mchu, szyszek, igliwia, a gdzieniegdzie porozrzucane były krzewy takie jak cis oraz jałowiec. Podłoże delikatnie chrzęściło przy każdym kroku, więc teraz, gdy przestali iść, zapadła cisza, którą przerywał tylko szum drzew, jak i śpiew ptaków.
Uszy Kamiennej Łapy poruszały się na wszystkie strony, wychwytując rozmaite odgłosy, podczas gdy przez jego nos do płuc sączyło się świeże, leśne powietrze. Po chwili uwagę kocurka przykuł cichy, szybki i przerywany szelest z jego prawej strony, jakby gdzieś w podszyciu małe stworzonko chodziło w tę i we wte, poszukując pokarmu.
Uczeń wytężył swoje zmysły jeszcze bardziej, a jego umysł zaczął intensywnie pracować. To na pewno nie była mysz, bo szelest był głośny, jakby w zaroślach kryło się trochę większe stworzonko. Zapach kojarzył mu się trochę z owadami, a więc…
— To ryjówka — stwierdził, patrząc na Wilczy Skowyt i przestępując z łapy na łapę.
W myślach błagał mentora, aby przyznał mu rację. Nie chciał znowu się pomylić, tak jak często mu się zdarzało na treningach. Odnosił wrażenie, że nic nie umie i ciągle popełnia błędy, dlatego zawsze się stresował przy odpowiadaniu na pytania zadawane mu przez wojownika.
— Tak, a teraz idź ją złapać.
Kamienna Łapa westchnął z ulgą, ale teraz stało przed nim nowe wyzwanie. Ta zwierzyna nie mogła mu uciec, zaczynała się pora nagich drzew i klan jej potrzebował. Wiedział, że sobie nie wybaczy, jeśli przez niego ktoś będzie głodny. Dlatego serce szybko mu biło, kiedy podchodził od nawietrznej w pozycji łowieckiej do miejsca, w którym czuł i słyszał ryjówkę. Stawiał łapy powolutku, jak najciszej, nie wykonując żadnych gwałtownych ruchów, omijając wszelkie hałaśliwe patyki, na które mógłby przypadkiem nadepnąć i przepłoszyć stworzonko. Cały czas przypominał sobie w głowie o wszystkich zasadach polowania, które Wilczy Skowyt starał się mu wpoić od dłuższego czasu.
“Tym razem go nie zawiodę”, postanowił i w całkowitym skupieniu wybił się najdalej, jak potrafił.
Ryjówka przestraszona rzuciła się przed siebie biegiem, a przednie łapy ucznia wylądowały o długość wąsa za nią. Kocurek prychnął wściekły na samego siebie i popędził za istotką, którą na szczęście po pełnej stresu chwili dogonił i uśmiercił szybkim uderzeniem w kark. Zatrzymał się ze zdobyczą leżącą bez życia tuż obok i dysząc ciężko po tym biegu, próbował złapać oddech.
— Powinieneś dłużej się skradać. Pamiętaj, że kiedy wyskakujesz, zwierzyna zawsze cię zauważy lub usłyszy i zaczyna uciekać. Musisz brać to pod uwagę i wybijać się tak, żeby mieć trochę zapasu.
Kamienna Łapa pokiwał głową, a jego chwilowa radość natychmiast zgasła. Zrozumiał, że popełnił błąd i to spory. Złapał tę ryjówkę tylko czystym trafem, tak naprawdę nie miał żadnych umiejętności. Innym razem zwierzyna mu ucieknie. Musiał się pilnować.
— Dobrze, zapamiętam. Przepraszam — odparł posłusznie zasmuconym głosem.
***
Słońce już powoli zachodziło za horyzont, ale do zmroku zostało jeszcze trochę czasu. Idealnie tyle, żeby Kamienna Łapa, który właśnie wrócił z nieudanego treningu, ogromnie sfrustrowany i zły na siebie, wyrzucając sobie wszystkie swoje błędy, zdążył jeszcze trochę poćwiczyć. Nie zastanawiając się długo, uznał, że wyjdzie na polowanie. Tym razem z pewnością będzie się dużej skradać do zwierzyny. Oczami wyobraźni widział pełne podziwu spojrzenie mentora obserwującego swojego ucznia dumnie wchodzącego do obozu z pyskiem całym zdobyczy. Oczywiście wiedział, że taka sytuacja nie może się wydarzyć. Nie ma takiej opcji. Wilczy Skowyt nigdy nie będzie zadowolony z nieudacznika, który mu się trafił.
Nagle do jego uszu doszły miauknięcia paru kotów, które go bardzo zainteresowały. Brzmiało to tak, jakby ktoś wybierał się na patrol łowiecki. Kamienna Łapa, nie czekając długo, podbiegł szybko do wojowników, szykujących się do wyjścia z obozu.
— Hej, mogę pójść z wami? Jestem już po treningu, Wilczy Skowyt nie ma nic przeciwko — sapnął szybko i uśmiechnął się lekko, słysząc słowa zgody.
Wspólnie z innymi kotami, biorącymi udział w patrolu łowieckim, skierowali się do lasu. Barczatkowy Świt z uśmiechem na pysku, jak zawsze pozytywnie nastawiona, prowadziła patrol. Po chwili uczeń z przyjemnym zaskoczeniem spostrzegł Słotną Łapę, która także z nimi szła i rozglądała się w poszukiwaniu zdobyczy. Postanowił, że do niej podejdzie i na chwilkę pogada, a potem wróci do pracy.
— Cześć… — miauknął, podchodząc. — Szkoda, że nie udało się razem potrenować. Ale… Wspólny patrol to też coś, prawda? — Uśmiechnął się pocieszająco, ale nagle zatrzymał się, a jego oczy utkwiły w jednym punkcie. Trącił kotkę nosem w bark i następnie wskazał jej ogonem wiewiórkę, która przebiegała po gałęzi drzewa znajdującego się nie tak daleko od nich.
— Złapmy ją razem — zaproponował szeptem Kamienna Łapa, nie spuszczając wzroku ze swojej przyszłej ofiary.
<Słotna Łapo?>
[trening woj. 869 słów]
[przyznano 17%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz