Jakiś czas temu
Roztargniony Koperek spojrzało zmęczone na Krucze Pióro, kładąc uszy po sobie zdenerwowane.
— Czego ty nie rozumiesz! Jak nie chcesz paść na pysk podczas walki, to musisz być zdrowy! — warknęło zdenerwowane, kierując się w stronę ziół leczniczych.
— Przecież nic mnie nie boli — mruknął ze skrzywionym pyszczkiem, choć widać było, że przez ugryzienie na łapie ledwo chodził.
— Rzeczywiście! Nic go nie boli. A kto przed chwilą kulał w drodze do głupiego stosu zwierzyny? Jak czujesz się aż tak dobrze, to może jeszcze zrobisz nam trzy okrążenia wzdłuż terenów Klanu Wilka? — zasugerowało nerwowo, szperając w ziołach. Dopiero po chwili zorientowało się, że przez przypadek ustało na patyku, który przez nacisk niestety złamało. Zjeżyło się lekko, podchodząc do Kruczego Pióra.
— Mogę już stąd iść? Po posiłku zamierzałem iść na patrol, a jakiś bezmózg postanowił mi przerwać — spojrzał na Kopra, kontynuując swojego narzekanie.
— Nie ma takiej opcji! Co, teraz sobie pójdziesz, a za księżyc wrócisz mi z łapą do amputacji? Chyba boli cię główka! — odparło, coraz bardziej rozjuszone.
Krucze Pióro spojrzał tylko na liliowego z niechętnym wyrazem pyska, a następnie dał jeno łapę.
— I kto tu jest bezmózgiem? Dziwne, że łapa jeszcze nie zzieleniała, zapewne jeszcze trochę i mógłbyś dostać infekcji! — dramatyzowało w najlepsze, aby po chwili zostać uciszonym przez wchodzącą do lecznicy Cisowe Tchnienie.
Cętkowany korzystając z krótkiej nieuwagi dymnego kocura, nałożył mu okład z dzikiego czosnku na łapę. Wojownik po chwili wyszedł, nadal z niezadowolonym grymasem na pyszczku.
Kilka godzin przed teraźniejszością
W całym obozie dało się słyszeć żałosne wycie wiatru. Potężne krople wody spadały na ziemię, wprowadzając hałaśliwy zamęt w całym Klanie Wilka. Liliowy biegł w te i we wte poszukując wzrokiem ziół, które przed biciem serca zerwał ze sobą psotliwy wicher. Gdy pogoda wydała się na moment uspokoić, uznało, że w końcu pora na krótki odpoczynek. Już po chwili jednak ujrzało żółte oczy prędko wchodzące do legowiska, aby schronić się przed deszczem.
— Iskrząca Nadziejo… Co cię tutaj sprowadza i to jeszcze w taką pogodę? — zapytało, podchodząc do kotki, najpierw samo starając się ustalić objawy, które miałyby dokuczać kotce. Na pierwszy rzut oka niestety nie zauważyło nic podejrzanego. Po chwili jednak dało się słyszeć nieco świszczący oddech kotki, co już dawało Koprowi niewielkie pole do zgadywania.
— Witaj Roztargniony Koperku! — miauknęła na jednym wydechu, po chwili biorąc kolejną ogromną ilość powietrza w płuca. — Nie mogę oddychać — mruknęła w końcu, starając się ustabilizować oddech, co nie wychodziło jej jakoś wspaniale.
— Jasne — odparło krótko, kierując się w stronę ziół. Wzięło ze sobą jagody jałowca i podało kotce do przeżucia. — Wróć, jeśli objawy się nawrócą lub nasilą! — miauknęło kotce na odchodne.
Teraźniejszość 
Wiatr, który kilka godzin temu zdawał się ustąpić, na nowo rozpoczął swoje szaleństwo po obozie. Tym razem był nawet silniejszy niż poprzednio, sprawiając, że rozbrykane krople deszczu co jakiś czas dziwnym trafem trafiały cętkowanego w nos. Pogoda w obozie zdawała się irytować wszystkich coraz bardziej. Wojownicy zamiast wyjść na patrol pochowali się w legowiskach z nadzieją, że te się nie zapadną. W takich chwilach Koper zastanawiało się, co musiał czuć Klan Nocy, który może łatwo się podtopić, czy choćby Klan Burzy, na którego terenach wiecznie hula wietrzna pogoda. Spojrzało na kocięta, które jakiś czas temu zostały przywleczone do lecznicy i zaczęło się zastanawiać czy czasem nie marzną. Zdążyli się odwrócić tylko na chwilę, a poczuło mech mocno uderzający go w bok wraz z podmuchem z zewnątrz. Obejrzało się za siebie, widząc, że legowiska były w całkowitej rozsypce.
— Na przodków, niechże ta pogoda w końcu ustąpi! — miauknęło zdenerwowane, a po chwili rozejrzało się nerwowo po legowisku. Prędko zorientowało się, że jednego z kociaków gdzieś brakuje.
— O rany… — odezwało się, gdy zauważyło Łezkę, znajdującą się pod legowiskami. Medyk w podskokach znalazł się przy kotce, wyciągając ją spod mchu. — Wszystko dobrze? — zapytało zmartwionym głosem.
Wpatrywało się w kotkę, mając nadzieję, że tej nic nie jest. Widząc, jak kiwnęła głową, odetchnęło cicho.
— To dobrze… — mruknęło, a widząc mech rozsypany po całym legowisku, zjeżyło się lekko. — Chcesz mi pomóc? — zapytało, kierując swoją wzrok na koteczkę.
— Ja? — zapytała cicho kotka, przez moment wbijając wzrok w niebieskie oczy Kopra. — No dobrze…
— Swoją drogą jak się czujesz Łezko? — mruknęło cicho.
— Czuję się… Okej. Tak myślę przynajmniej — szepnęła, kuląc się dziwnie pod wzrokiem starszego kota. — A ty? — zapytała, a w jej głosie było słychać dosyć dużą dozę niepewności.
Koprowi kociak ten przypominał samego siebie.
— Ach… Czuję się dosyć dobrze. Nadchodzi jesień, medycy przez gorszą pogodę mają coraz mniej czasu dla siebie, a chorych tylko przybywa. Chyba nie przepadasz za rozmowami, co? — miauknęło, a kotka pokiwała głową na nie. — Też ich nie lubiłom. Ale czasem w życiu trzeba…punktu zawrotu — stwierdziło. — Jeśli chcesz, mogę kiedyś przyprowadzić do lecznicy którąś ze swoich córeczek. Może dałabyś radę dogadać się z Aksamitką lub Cykorią? Na pewno będziecie razem przechodzić szkolenie na wojownika! — miauczało, choć coraz bardziej wydawało jeno się, że jeno gadanie było na marne.
— Może… — odmiauknęła koteczka. — Nie wiem — mruknęła cicho.
<Naprawdę nie musisz się mnie bać Łezko. Ja nie gryzę!>
Wyleczeni: Iskrząca Nadzieja, Krucze Pióro
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz