Czuła na sobie wzrok Mandarynkowego Pióra; nie musiała nawet podnosić spojrzenia na srebrzystą kocicę, by wiedzieć, że ta tylko czekała na chociażby jej jeden zły ruch, aby móc zatopić zębiska w jej gardle. Na szczęście Nemezja miała wprawę w ignorowaniu matczynych uwag, jak i spojrzeniach, co postanowiła wykorzystać również tym razem. Różana Woń, mimo że nie wyglądała na zadowoloną z jej obecności, jak i faktu, że musi zająć się jakaś przybłędą, objaśniła jej, jak powinna dbać o łapę, aby nie wdało się w nią zakażenie. Nemezja zamiast mówić, kiwała głową na znak, że rozumie. Nie miała za dużo do zapamiętywania. Wystarczyło nie moczyć opatrunku ani go nie ściągać, dopóki medyczka nie zarządzi inaczej. Dało się zrobić!
Uważnie przyjrzała się swojej opatrzonej łapie. Nie wyglądała źle, była szansa, że jej nie straci. Podziękowała medyczce za pomoc i poświęcony czas.
– Mandarynkowe Pióro, tak? – zwróciła się do kocicy, która w tej chwili rozmawiała z młodszym kocurem, który przeprawił się na wyspę mającej na czas bliżej nieokreślony stać się domem Nemezji. Być może zastępczyni rozmawiała z synem, a może wnukiem? Albo z jakimś zwykłym kotem z ich grupy, z którym nie wiązały ją żadne więzy. Srebrzysta przechyliła głowę w stronę więźniarki na dźwięk swojego imienia. – Dziękuję – mówiąc to, pochyliła głowę przed zastępczynią, decydując się okazać jej, jak i innym kotom, wdzięczność za ratunek i zgodę, na pozostanie na ich terenach, do czasu, aż nie wyzdrowieje. Po akcie wdzięczności została szorstko poinformowana, że nim będzie mogła odejść, będzie zobowiązana spłacić dług wdzięczności za okazaną pomoc, na co niemalże natychmiast przystała.
Tylko w jaki sposób? Tego nie wiedziała.
~~~
Kocur, który został wyznaczony do jej pilnowania, Zmierzchająca Fala, jak się okazało, nie należał do rodziny Mandarynkowego Pióra, mimo podobnego wyglądu do starszej kotki. Za to inny kocur, który zdołał ją kilkukrotnie odwiedzić na wyspie, już tak. Niebieski point kilkukrotnie zdołał ją odwiedzić, być może chcąc się upewnić, że jest bliżej przekręcenia się, a nie wyzdrowienia. Zdołała nawet wymyślić mu przezwisko przez wzgląd na kilka cech wyglądu rzucających się w oczy. "Krzywa morda" zwany w Klanie Nocy jako Szałwiowe Serce, obdarowywał Nemezję podobnym spojrzeniem, co jego matka, a być może nawet i gorszym. Prawdopodobnie, gdyby nie strażnik, zakończyłby żywot rudej parę wschodów słońca temu. Nie przepadała za chwilami, kiedy to on zamiast innych kotów zadawał jej pytania, na które całe szczęście nie znała odpowiedzi. Nie musiała przynajmniej rżnąć głupa i zmyślać. Nie znała nikogo, kto by pasował do opisów kotów, których poszukiwali, jak i również imion, które podali.
– Jest straszny... I nie mówię tutaj o jego wyglądzie! – miauknęła do strażnika, kiedy książę odszedł wystarczająco daleko. Odwróciła się do niego plecami, wlepiając spojrzenie w czarnego kocura. – Sądząc po tym, jak wygląda, musiał stoczyć nie jedną walkę... Powiedz mi, Falo. Dlaczego ciebie nie zdobią rany bitewne? – Powoli zbliżyła się do kocura, na oko jej rówieśnika. Wciąż nie bardzo rozumiała, dlaczego młody kot był wybrany do jej pilnowania, a nie jakiś starszy. Może dla kocura była to swego rodzaju kara? Pilnowanie rannej więźniarki. A może zastępczyni liczyła na to, że przez zbliżony wiek, kocurowi uda się wydobyć z Nemezji prawdziwe informacje na temat jej pochodzenia? Cóż, dobrze myślała. A Nemezja gryzła patyki, nie chcąc się wygadać przed obcym, będącym lojalnym wobec swojej społeczności. – Czyżbyś unikał walki, bo boisz się, że wrogie pazury oszpecą ci pysk?
– Widzę, że zdążyliście się spoufalić – prychnęła Mandarynkowe Pióro, stawiając łapę na wyspie i otrzepując się z nadmiaru wody. Nemezja odwróciła się w stronę zastępczyni, gdy kocur pochylił głowę w jej kierunku. – Doszły mnie słuchy, że narzekałaś na swój przydział jedzenia. Podobno był za mały... Jak dla mnie i tak za dużo dostajesz. Nie polujesz, nie jesz.
– Nie polujesz, nie jesz – wymruczała niewyraźnie pod nosem, nie zastanawiając się zbytnio nad odpowiedzią. Ciekawe, jak miała polować z tą łapą. – Wiem, że nie jestem tu mile widziana. Dlatego zależy na szybkim powrocie do zdrowia i próbie odszukania bliskich. A wam zależy na szybkim pozbyciu się problemu w postaci dodatkowej gęby do wykarmienia... Mamy ten sam cel! Czyż to nie wspaniałe? – W jej spojrzeniu dało się dostrzec entuzjazm, jak i próbę przełamania lodów z zastępczynią. Nie była ani jej wrogiem, ani przyjacielem. Dlaczego ona i jej rodzina tego nie potrafiła pojąć. – Dlatego chciałabym...
– Nie obchodzi mnie, co byś chciała – przerwała jej. Cóż, najwidoczniej jedna ryba, ptak czy mysz będzie musiał jej wystarczać na cały dzień. – Cel mojej wizyty jest zgoła inny niż dyskusja o ilości piszczek, które otrzymujesz. Przyszłam poinformować cię o tym, w jaki sposób nam się odwdzięczysz za udzieloną pomoc.
– Oh. Świetnie! – miauknęła. Była ciekawa, co takiego wymyślili. – Sama o tym myślałam, w końcu nie ustaliłyśmy szczegółów... I doszłam do wniosku, że przecież mogę zaoferować pomoc odnośnie pozyskania informacji na temat kotów, których szukacie! Poza tym mogłabym pomóc w uzupełnieniu zapasów ziół, które Różana Woń była zmuszona użyć w trakcie mojej kuracji. I to z nadwyżką! – oznajmiła zastępczyni, w końcu nic innego nie miała do zaoferowania, oprócz pomocy w zdobywaniu potrzebnych informacji oraz podstawowej wiedzy medycznej.
<Mandarynkowe Pióro, wspaniała przyszła liderko? I myślę, że można będzie zakończyć sesję, żeby jej nie ciągnąć w nieskończoność>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz