przed akcją z klepaniem przez wilczaka na granicy
Starał się Wróżki unikać. Unikać i jednocześnie szukać jej towarzystwa. Nie musiał jej widzieć, wystarczyło, że poczuje jej obecność, usłyszy jej kroki czy głos i będzie to w zupełności wystarczające. Problem w tym, że zauważył, iż kompletnie wtedy głupiał. Starał się zachowywać normalnie, a jednocześnie dobrze wypaść. Nie chciał źle wyglądać w jej oczach, nie chciał, żeby źle o nim myślała, żeby ktokolwiek go w jej oczach umniejszał. I o ile wcześniej było jakoś lepiej, bo legowisko uczniów było zapełnione, tak teraz został w nim praktycznie on i rodzeństwo, pawie dzieci oraz... jakaś mini jednostka na którą nie zwracał uwagi. To oznaczało więcej miejsca, owszem, ale również dodatkowy stres. Niestety jego realizacja posiadania zauroczenia na kimś, zlewała się z sytuacją karną Wróżki oraz śmiercią jej mamy, którą nadal przeżywała. Nie wiedział jak ją pocieszyć, więc po jakimś czasie milczenia, starał się zachowywać jak gdyby nic się nigdy nie stało, może jedynie nieco ciszej i łagodniej, chociaż mógł to nie być najlepszy pomysł. Dodatkowo, chociaż tragedia nieco oczyściła jego umysł i przyniosła ulgę, po jakimś czasie od nowa zaczął się cyrk w jego umyśle i żołądku, który skakał nieprzyjemnie gdy tylko do uszu Księżyca docierał znajomy głos. Nawet podczas nauki prześladowało go wspomnienie, gdy ta potrafiła przeczesywać mu ogon, a on, nieudacznik emocjonalny mógł jedynie schować głowę w łapach i udawać, że wszystko jest w porządku, jak wtedy, kiedy byli w żłobku... tyle, że NIE byli. Już nie byli! Nie wiedział, czy jej zachowanie go irytuje, cieszy czy sprawia, że był jeszcze bardziej zmieszany.
BUM.
Jego czoło właśnie zetknęło się z pasją z częścią ściany w grocie pamięci, w bardzo uczuciowym pocałunku, z wdzięcznością i pewnym szokiem przyswajając chłód bijący od kamienia.
,,Co zrobić, co zrobić...?" był już tym zmęczony do tego stopnia, że najchętniej by zaczął wyć z frustracji.
- Księżycowa Łapo, na ścianie pamięci zazwyczaj odbijamy swoje łapy, nie czoła - znajomy, cierpliwy głos rozniósł się echem po grocie, chociaż już pierwszy dźwięk był wystarczający, by srebrny gwałtownym ruchem odchylił się od ściany.
- M. - wyszło tylko z jego pyska, kiedy to ściął wargi w zawstydzeniu.
- Skoro już przyswoiłeś całą wiedzę z kamienia, wyjdź proszę do Słodkiej Dziewanny. Jest przy wschodnim tunelu głównym i potrzebuje pomocy przy porożach sarnich.
- Jasne - wyrwało się szybko z jasnego pyska, a już chwilę później drobna postać przeciskała się przez tunele. Praca w czyimś towarzystwie była czymś, co pozwalało mu przez chwilę nie być żałosnym w swoim umyśle. Sama praca, czy też właśnie wspomniana wcześniej samotność, idealnie nadawały się do długich myśli i scenariuszy, których teraz potrzebował jak najmniej.
- Ty? - gdy chłodne i wilgotne tunele zniknęły za nim, a srebrny pysk wyłonił się z tunelu by zaczerpnąć świeżego powietrza przesiąkniętego zapachem mokrej ziemi i starej trawy, od razu został ugodzony raczej niezbyt entuzjastycznym tonem. Słodka Dziewanna z jakiegoś powodu zdawała się za nim nie przepadać i nie potrafił wybadać dlaczego. Z tego co zdołał kiedyś podsłuchać (nie specjalnie!) nie uważała go za brzydkiego i wyjaśniła, że pierwszy raz gdy go zobaczyła, to uznała, że jest kotką, a z tego co wiedział, wojowniczka przepadała wręcz za komentowaniem czyjegoś wyglądu, gdy nie jest w jej guście. Czyżby myślała, że ślepiec jak on nie był jej do niczego potrzebny i będzie tylko zawadzał? Czy też w głębi duszy chciała mu wyrwać rzęsy i przyczepić jako własne? Kto mógł znać odpowiedź, na te nurtujące go pytania... dla bezpieczeństwa jednak wybrał opcję ,,ten ślepy uczeń prędzej się sam nadzieje na ten róg, niż doczłapie z nim na miejsce".
- Mógł mi chociaż tego drugiego przysłać, byłoby przynajmniej śmiesznie podczas podróży. Chyba taka pochmurna nie wypaliłaby mu skóry, księciu - prychnęła rozbawiona - Dobrze mówię? - kocur uśmiechnął się tylko głupio i niepewnie, czekając na polecenie. Nie chciał się źle wypowiadać o Lotosie i a ton kotki świadczył o tym, że nic miłego nie chciała powiedzieć. Widząc brak reakcji z jego strony, zamiotła ogonem powietrze i westchnęła ostentacyjnie, chwilę potem kończąc to combo prychnięciem przez nos, jak prawdziwa tsundere.
- Jak nie chcesz otwierać jadaczki to chociaż ją do czegoś użyj i chwyć te dwa... co, nie dasz rady? Widocznie nie tylko oczy masz dziewczęce, nie wiesz, że trzeba damie pomóc? Z resztą, nie ważne, wszystko w tych czasach trzeba robić samemu. Gdyby jeszcze byli tacy dżentelmeni o których Ognista Piękność opowiadała... chociaż i ją okropnie potraktowano. Na jej miejscu wyrwałabym temu gburowi futro z karku, zostawiła piękną bliznę na pysku, żeby do końca życia pamiętał o swoim wstydzie. Jak ktoś tylko by na jego twarz popatrzył od razu by było wiadomo, co za szuja... żadna szanująca się kotka by go nie chciała - przerwać musiała swój wywód, gdy, jak zgadywał Księżyc, schyliła się po małe poroże. Doskonale wychwycił dźwięk szemrzącej trawy, krótkiego poślizgu, gdy zęby nie załapały jeszcze kości. Sam już stał ze swoją w pysku, marszcząc wrażliwy nos, gdy dotarł do niego charakterystyczny zapach zwierzęcia wraz z pozostałością żywej tkanki. Widocznie był całkiem świeży... zastanawiał się, czy kiedyś uda się znaleźć takie poroże z prawdziwego zdarzenia, o których czasem słyszał z opowieści starszych kotów, które przyszły z daleka, lub miały styczność z takim, jednak nie miały potrzeby go ze sobą zabrać. W sumie, Cyklon i Śnieżyca wspomnieli, że kiedyś takie widzieli w swoim starym obozie.
- Hej, poczekaj - wypluł róg, zanim zawołał do starszej kotki, której kroki zaczęły zanikać. Nastała krótka cisza, po której do jego uszu doszło głośniejsze szuranie, jakby futrem o ziemię... na pewno nie była zachwycona z tego, że musiała czołgać się po tunelach.
- Hm?
- Ja... ja wezmę też ten drugi róg... - wymamrotał, starając się brzmieć zdecydowanie i odważnie, nie wiedząc w rzeczywistości na co się pisząc. Chciał po prostu wyglądać bardziej... męsko? W oczach innych? Bo skoro Słodka Dziewanna wyraziła już swoją opinię a była uznawana za stereotypowy przykład kotki (przynajmniej przez niektórych, jak zdołał podsłuchać na jakimś patrolu), to w takim razie, jak myślała Wróżka...? Może wtedy... wtedy...
Głuchy odgłos uderzenia oznajmił porzucenie kości przez wojowniczkę.
- Ojej, jednak wiesz jak traktować damę, prawda skarbie? Troszkę ci to zajęło ale mogę ci to wybaczyć. No, w zamian może dotrzymam ci towarzystwa co? Za mną! - jej zmiana tonu głosu była niespodziewana, jednak się nie zastanawiał nad tym długo, szczególnie, że końcówka puchatej kity "przez przypadek" opadła na drobny, niebieski pyszczek i teraz kocur walczył z kichnięciem. Podróż przez tunele w drodze powrotnej okazała się cięższa niż się spodziewał i od razu pożałował swojej decyzji. Bolała go szczęka i kark, co jakiś czas przystawał by potem spróbować wojowniczkę dogonić, w dodatku zaczynał się ślinić i nie miał jak przełknąć nadmiaru wydzieliny przez to, że jego zęby próbowały objąć oba poroża. Mordęga. Cierpiał i z każdą chwilą marzył coraz intensywniej o końcu, podczas, gdy Słodka wcale nie zdawała się być przejęta jego sytuacją i gawędziła w najlepsze.
- (...) I wiesz nawet gdybym jednak chciała, to zwyczajnie nie mogę, tak damie nie przystoi. Bo co, gdyby potem doszło do kłótni i rozstania? Wtedy grupa znajomych by się podzieliła, musiałaby obrać strony, a czy miłość jest warta skończenia przyjaźni? - zadała, zdawało się, retoryczne pytanie z lekką nutą dramatu. - Oh nie, najlepiej jest sobie omotać jakie-co ja mówię. Ale musisz przyznać, że to byłaby katastrofa, gdyby Śnieżycowa Chmura wybrała stronę byłego partnera, zamiast moją, nie uważasz? - w tle rozległ się cichy, głuchy dźwięk, ani to nie potwierdzający, ani nie zaprzeczający. Widocznie jednak kotce to wystarczyło. Gdyby się w ogóle nie odezwał, to pewnie też byłoby dla niej w tym momencie wystarczające - Byłoby przykro... brak wspólnych plotek... oczywiście, pewnie nagadałaby przeciwnej stronie wszystkie moje sekrety i dostałaby pazurami po pysku, ale wciąż byłoby smutno. No, jesteśmy, idź tam gdzieś... o, widzę Lotosową Łapę, cóż, powodzenia.
Znikła tak szybko jak pierwszy raz się odezwała, a kocur z ulgą wypluł kości, zaraz wycierając z pyska resztki śliny. Przez myśl mu przeszło, że nigdy więcej nie da się wciągnąć w pomoc Słodkiej Dziewannie.
[1289 słów]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz