- Ojej, jakie paskudne zadrapanie - melancholijny głos potwierdził obecność Dryfującego Fluorytu, którą kocur usłyszał już jakiś czas temu, gdy przechodziła powoli obok, najpewniej szukając zwierzyny. Jeśli natomiast chodziło o wcześniej wspomniane zadrapanie, wcale nie uważał, żeby było paskudne. Pod łapą nie czuł tak wyraźnie zaschniętego już śladu, który zostawił wilczy uczeń tamtego pamiętnego dnia a z tego co usłyszał od braci wynikało, że i tak najgorzej wyglądało miejsce gdzie na boku wyrwano mu sierść, ale to było na tyle. Nie był ranny, a jedynie poobijany a miejsca świadczące o ataku dawno zarosły sierścią, a przynajmniej nie były już bardzo widoczne. No i przede wszystkim nie wyglądał już jak strach na wróble po marnej próbie zamaskowania swojego starcia. Czujne oko matki i tak wszystko wypatrzyło. Ten wypadek jednak dał mu do myślenia, a przynajmniej do takiego, podczas którego zaczynał zataczać się w dół jeszcze bardziej niż przedtem. Gdyby to Śniątko albo Kołysanek byli zaatakowani, czy zostaliby pobici tak samo jak on? Nie! No, a przynajmniej by krzyknęli jakoś czy coś... nie to co on. Ale to w końcu zrozumiałe. Czuł się inny od nich i pogrążyło się to uczucie ostatnimi czasy, kiedy coraz bardziej docierało do niego, że może sam nie czuł się bardzo poszkodowany przez brak wzroku, ale inni na pewno widzieli to nieco inaczej. Był ślepy i bezużyteczny, był INNY od reszty. Jasne, wujek nie miał jednego oka ale wciąż posiadał drugie sprawne i był świetnym medykiem, podobnie jak Wędrujące Niebo, który mógł zobaczyć gwiazdy. A on? Nie dość, że słaby i lichy to jeszcze Ognista Piękność najchętniej ubrałaby go w pończochy i zrobiła z niego porcelanową lalkę. Nikt go nie rozumiał i nie był w stanie zrozumieć, w jakiej głębokiej ciemności właśnie tonął.
- Sam zrobiłeś? - kiwnął głową na potwierdzenie.
- Trochę to smutne, nie uważasz? - zaczął, marszcząc zaraz pysk gdy zawiało zimne powietrze - My zazwyczaj mamy groby, a reszta stworzeń nikogo nie ma, kto by wykopał grób dla nich i tylko tak wietrzeją na zewnątrz, zdane na los. Albo kończą pożarte, to jeszcze bardziej przykre. - Wyobraził sobie jak to może być, gdy jego pożerałoby coś żywcem. Co prawda trochę to udramatycznił, ale poświęcenie się dla kogoś, kończąc w paszczach wściekłych lisów które rozszarpują cię na strzępy... takie dramatyczne poświęcenia zawsze w nocy przejmowały jego umysł, przechodząc przez wszystkie fikcyjne scenariusze, bardziej lub mniej żenujące. Jak na przykład masowa zdrada przez wszystkie ważne dla niego koty, a wtedy on, zdradzony i podłamany zaciąga jako kronikarz wiedzy u kotów z Mrocznej Puszczy, do których wyciąga łapę w akcie rozpaczy, a oni wciągają go dramatycznie w krwawe odmęty, rozcinając przy tym skórę swoimi grzesznymi łapami, by po śmierci mógł terroryzować tych, którzy go zdradzili, uświadamiając im, jak bardzo jest w tym wszystkim pokrzywdzony i jak bardzo cierpiał, co będzie widoczne na makabrycznych śladach pozostawionych na jego skórze i łzach płynących z oczu, ale to nic, bo oni teraz też będą cierpieć. Tak, cóż, lepiej by było, żeby te wszystkie scenariusze nigdy nie wyszły na światło dzienne.
- Dusza tego stworzenia na pewno dozna spokoju - wymruczała miękko - Trzeba przykryć ciało, by nie zostało zabrane przez duchy wietrzne - po tych słowach do uszu srebrnego doszedł charakterystyczny dźwięk zsypywania ziemi. Westchnął głęboko, przyłączając się do uklepywania i zasłaniania całego dzieła jakie stworzył, co nie zabrało za dużo czasu zważywszy na to, że grób był raczej płytki.
- Wyglądasz na cierpiącego - rzekła cicho kotka, po minucie która upłynęła na słuchaniu wiatru, dotykając brudną z ziemi łapą piersi ucznia. Nie był zachwycony z dotyku, ale jego wyraz pyska na szczęście pozostał bez zmian, a sama informacja została zarejestrowana raczej w tyle głowy.
- Tak?
- Mhm... twoje wewnętrzne wibracje potrafią naprawdę wiele zdradzić, ale by odblokować czakry i uwolnić się od części trosk, trzeba niestety trochę wysiłku. Mogłabym ci z tym kiedyś pomóc, chociaż pewnie bardziej mój brat by się do tego nadawał, ma więcej wiedzy - zaproponowała przyjaźnie, stawiając przez chwilę Księżyca w całkiem dziwnym uczuciu niezręczności i zdezorientowania. Odmówić nie było łatwo, a też przyjąć... cóż, nie był tak łatwowierny jak za kociaka i teraz, szczególnie TERAZ podchodził do tych rzeczy raczej z dystansem.
- No... tak, jasne, może kiedyś - uśmiechnął się wdzięcznie, jednocześnie czując z ulgą, jak zabrała łapę.
- Wspaniale, powiem Rudej Lisówce dobrze? Jak będzie mieć chwilę na pewno do ciebie podejdzie i sobie porozmawiacie - kiwnął głową kilka razy nadal się uśmiechając, przestając dopiero wtedy, gdy kotka się oddaliła, przybierając raczej zmęczony i zirytowany wyraz pyska, jak przystało na prawdziwego nastolatka, który został zaciągnięty na spotkanie do cioci we wcześniej wciśniętym na siłę, bardzo brzydkim i nudnym kubraku. O ile lubił rodzeństwo spoza klanu, tak jakoś nie miał ochoty słuchać ich ciągłego gadania o wewnętrznych energiach, już wystarczył mu Lotos i szczerze powiedziawszy miał już tego odrobinę dość, postrzegając starszych (w sumie, w wieku jego matki) koty przez pryzmat starszego kolegi. Miał tylko nadzieję, że jednak Lisówka nie będzie miał czasu.
- Sam zrobiłeś? - kiwnął głową na potwierdzenie.
- Trochę to smutne, nie uważasz? - zaczął, marszcząc zaraz pysk gdy zawiało zimne powietrze - My zazwyczaj mamy groby, a reszta stworzeń nikogo nie ma, kto by wykopał grób dla nich i tylko tak wietrzeją na zewnątrz, zdane na los. Albo kończą pożarte, to jeszcze bardziej przykre. - Wyobraził sobie jak to może być, gdy jego pożerałoby coś żywcem. Co prawda trochę to udramatycznił, ale poświęcenie się dla kogoś, kończąc w paszczach wściekłych lisów które rozszarpują cię na strzępy... takie dramatyczne poświęcenia zawsze w nocy przejmowały jego umysł, przechodząc przez wszystkie fikcyjne scenariusze, bardziej lub mniej żenujące. Jak na przykład masowa zdrada przez wszystkie ważne dla niego koty, a wtedy on, zdradzony i podłamany zaciąga jako kronikarz wiedzy u kotów z Mrocznej Puszczy, do których wyciąga łapę w akcie rozpaczy, a oni wciągają go dramatycznie w krwawe odmęty, rozcinając przy tym skórę swoimi grzesznymi łapami, by po śmierci mógł terroryzować tych, którzy go zdradzili, uświadamiając im, jak bardzo jest w tym wszystkim pokrzywdzony i jak bardzo cierpiał, co będzie widoczne na makabrycznych śladach pozostawionych na jego skórze i łzach płynących z oczu, ale to nic, bo oni teraz też będą cierpieć. Tak, cóż, lepiej by było, żeby te wszystkie scenariusze nigdy nie wyszły na światło dzienne.
- Dusza tego stworzenia na pewno dozna spokoju - wymruczała miękko - Trzeba przykryć ciało, by nie zostało zabrane przez duchy wietrzne - po tych słowach do uszu srebrnego doszedł charakterystyczny dźwięk zsypywania ziemi. Westchnął głęboko, przyłączając się do uklepywania i zasłaniania całego dzieła jakie stworzył, co nie zabrało za dużo czasu zważywszy na to, że grób był raczej płytki.
- Wyglądasz na cierpiącego - rzekła cicho kotka, po minucie która upłynęła na słuchaniu wiatru, dotykając brudną z ziemi łapą piersi ucznia. Nie był zachwycony z dotyku, ale jego wyraz pyska na szczęście pozostał bez zmian, a sama informacja została zarejestrowana raczej w tyle głowy.
- Tak?
- Mhm... twoje wewnętrzne wibracje potrafią naprawdę wiele zdradzić, ale by odblokować czakry i uwolnić się od części trosk, trzeba niestety trochę wysiłku. Mogłabym ci z tym kiedyś pomóc, chociaż pewnie bardziej mój brat by się do tego nadawał, ma więcej wiedzy - zaproponowała przyjaźnie, stawiając przez chwilę Księżyca w całkiem dziwnym uczuciu niezręczności i zdezorientowania. Odmówić nie było łatwo, a też przyjąć... cóż, nie był tak łatwowierny jak za kociaka i teraz, szczególnie TERAZ podchodził do tych rzeczy raczej z dystansem.
- No... tak, jasne, może kiedyś - uśmiechnął się wdzięcznie, jednocześnie czując z ulgą, jak zabrała łapę.
- Wspaniale, powiem Rudej Lisówce dobrze? Jak będzie mieć chwilę na pewno do ciebie podejdzie i sobie porozmawiacie - kiwnął głową kilka razy nadal się uśmiechając, przestając dopiero wtedy, gdy kotka się oddaliła, przybierając raczej zmęczony i zirytowany wyraz pyska, jak przystało na prawdziwego nastolatka, który został zaciągnięty na spotkanie do cioci we wcześniej wciśniętym na siłę, bardzo brzydkim i nudnym kubraku. O ile lubił rodzeństwo spoza klanu, tak jakoś nie miał ochoty słuchać ich ciągłego gadania o wewnętrznych energiach, już wystarczył mu Lotos i szczerze powiedziawszy miał już tego odrobinę dość, postrzegając starszych (w sumie, w wieku jego matki) koty przez pryzmat starszego kolegi. Miał tylko nadzieję, że jednak Lisówka nie będzie miał czasu.
- Nic mi nie jest - mruknął tylko, nie mając ochoty być teraz dotykany, a spotkał się z tym, że koty bez pytania lubiły macać zadrapania na czyichś pyskach. Dodatkowo takie użalanie się nad jego osobą stało się dla niego niezwykle irytujące, trochę jak celowe upupianie i spodziewanie się, że na zawsze zostanie puchatym, krągłym kocięciem. Dryfujący Fluoryt jednak nie miała widocznie zamiaru wcale go dotykać, tylko zwróciła uwagę na coś, co leżało przed łapami Księżyca. Z daleka można było to uznać za florystyczny układ ozdobny leżący pośrodku niczego, który dopiero po zobaczeniu z bliska nabierał sensu. Był to bowiem grób. Mały, zgrabny, ustrojony opadłymi liśćmi i suchymi kwiatami, wśród których, na środku, ułożony był martwy wróbelek, znaleziony nieopodal drogi grzmotu. Czy został potrącony gdy przelatywał niefortunnie, czy to jakiś drapieżnik pozbawił go życia? Zastanawianie się nad tym nie miało najmniejszego sensu, gdyż teraz leżał tutaj, martwy, a jego egzystencja została pozbawiona całkowicie znaczenia. Branie go do obozu jako pożywienie byłoby głupie i nieodpowiedzialne, zważywszy na to, że nie wiadomo ile tak leżał, a Księżyc nie wyczuwał od niego świeżej woni. Z resztą, zawsze mógł się czymś zatruć. Co więc innego mu pozostało, jak właśnie wykopanie wgłębienia i pochowanie stworzonka?
<999 słów>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz