Kocurek pokręcił spokojnie głową.
— Nie bardzo, wtedy po prostu po nim deptam a on się denerwuje. Ale to nie moja wina bo do spania mamy legowisko a nie losowe miejsce w żłobku.
— Ah... Też racja — miauknęła, a po chwili ciszy zajrzała do krzaków i wyciągnęła z nich ostrożnie mniejszego ślimaczka, o czym przekonał się zaraz po chwili, gdy położyła go obok łap Księżyca. — Masz koło łapek niewielkiego ślimaka i wygląda jakby miał dosyć cienką skorupkę... Będziemy się przyjaźnić?? — spytała radośnie, machając lekko ogonkiem na boki.
— No, bez przyjaciół byłby chyba smutny — odpowiedział, wymacując ślimaka łapą — A jak będzie miał na imię?
— Ach! W takim razie będziemy przyjaźnić się w trójkę? Ty, ja i ślimaczek! Co ty na to? No i w sumie dobre pytanie... Hmmm. Może Słoneczko? — zapytała. — Ma jasną skorupkę
— Dobrze. Ale to musimy jeszcze znaleźć jakiegoś co będzie się nazywał noc i gwiazdki i dzień żeby był komplet. — zauważył — Wtedy będzie taka wielka rodzina.
— Jestem za! Tylko czy znajdziemy takie śmieszne skorupki którym będą pasować te imiona...? — miauknęła, przechylając główkę lekko na bok. — Zbierasz też ślimaki bez ich gniazd? — zapytała.
— Bez gnia... a, nie, nie lubię ich — przyznał po chwili, kręcąc przecząco główką — Są śliskie i nie można ich podnieść a śluz się źle zmywa i jest paskudny. Ale myślę, że możemy poszukać ładnych skorupek pasujących do imion, a nawet jeśli się nie znajdzie i znajdziemy jakieś później, to imiona można zmienić!
— Księżyc chodź! Mama mówi, że przynieśli nam jedzenie! — głos Kołysanka przerwał ich rozmowę i do głowy wpoił jeszcze jedną, dodatkową myśl. Czy można jeść ślimaki?
— ZARAZ! — odkrzyknął w stronę głosu, unosząc nieco pyszczek. — Pogadamy potem? — spytał z nadzieją, już nie wrzeszcząc.
— Oczywiście, w końcu nigdzie nie ucieknę! W przeciwieństwie do twojego posiłku, jeszcze ci go zjedzą...
— Niech tylko spróbują. Pa pa! — machnął z rozmachem ogonem na pożegnanie z szerokim uśmiechem, już chwilę później biegnąc w stronę żłobka, myśląc już i żyjąc chwilą, w której dostanie w łapki odpowiednie ślimaki.
┈◦☽⭒┈𝄪⚪𝄪┈⭒☾◦----
Porozmawiał krótko z Wędrującym Niebem i doszli do wspólnego wniosku, że Księżycowi jednak przydałby się lepszy nieco trening jeśli chodziło o samoobronę. Nie, żeby się to jakoś srebrnemu podobało, nie chciał skrzywdzić drugiego kota... Szybko mu jednak uświadomiono, że nie powinien na inne koty patrzeć przez pryzmat kotów z klanu burzy. Obcy nie byli jego pobratymcami i jasne, jeśli mieli nieco klepki pod czupryną można się było zastanawiać czy im odgryźć ogon czy nie, niemniej takie osobniki jak Bukowa... Dudkowa Łapa...? potrzebują żeby przemówić im językiem pazurów bo inaczej nie zrozumieją. I im dłużej nad tym myślał, tym bardziej się z ową tezą zgadzał i miał ochotę oddać parszywcowi za pobicie, kryjąc wciąż w tyle głowy jakąś naiwną myśl, że może nie byłoby to konieczne. Koniecznym jednak było by znaleźć jakiegoś kota który by się zadania podjął, bo nie chciał męczyć Wędrującego Nieba, a wizja treningu z mamą jakoś mu nie siadła. W ogóle z jakiegoś powodu nie chciał żeby wiedziała o jego decyzji ani żeby mu pomagała. Biorąc pod uwagę wszystkie aspekty, wybrał więc jednego z kotów, które, no, można powiedzieć, że znał.
— Przepraszam, Rudzikowe Skrzydełko jest tutaj może? Przepraszam, czy...
— Tu jestem! — po chwili poszukiwań rozległy się znajome kroki, w stronę których skierował uszy. Kotka, po zapachu zgadywał, że właśnie wróciła zza obozu. — Co tam, co się dzieje? Coś mi donieśli, że mnie szukałeś...
— Hej, cześć, tak — zbadał, czy nikt za bardzo nie podsłuchuje. Nie miał ochoty ogłaszać swoich prywatnych spraw całemu klanu. — Słuchaj, masz może trochę czasu? Zastanawiałem się, czy nie chcesz mi pomóc z samoobroną...
<Rudzik?>
[582 słów]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz