Przed wyprowadzką z Klanu Wilka
Na zewnątrz pogoda dziko szalała, jakby to sam świat pragnął zmyć Klan Wilka z powierzchni ziemi, a las starał się wymyć brud zbrodni kotów zamieszkujących te tereny. Tego nie można było określić zwykłym deszczem; była to cała ściana wody lejąca się z nieba, tłukąc o ziemię bezlitośnie, rozbijając się o ściany legowisk i wsiąkając we wcześniej ciepłe i suche zawiniątka z mchu. Wiatr głośno wył w koronach drzew, taki głośny i zawodzący, że przypominał głos matki opłakującej śmierć swojego kocięcia. Wszystko wydawało się takie dziwne, takie obce, gdy wiatr uderzał w ściany lecznicy, jakby chciał dostać się do środka i rozrzucić cenne zioła po całym pomieszczeniu. Były takie momenty, gdy wszystko nagle ucichało, wzbudzając w niej tę nadzieję, że to już koniec, tylko aby powrócić parę uderzeń serca później z podwójną siłą. Łezce momentami wydawało się, że między zawodzeniem wiatru coś słyszała, takie ciche, takie ukryte, różne głosy kotów, jedne krzyczące, jedne szepczące, jednak one zawsze znikały z następnym podmuchem wiatru. Było to jasne, że deszcz nie zamierzał ustawać. Z każdą chwilą przybierał on na sile, a jedynym bezpiecznym miejscem od tej ulewy była lecznica. Panował w niej półmrok, a jedynym źródłem ciepła w tej chwili był suchy mech pod łapami kociaka. Łezka jak zwykle siedziała w swoim kącie, skulona i okryta ogonem. Może i mech pod jej łapami był suchy, taki miękki w dotyku, to i tak nie przynosił on jej szczęścia. Patrzyła smutno w jeden punkt na ścianie, jakby starała się dostrzec w nim coś więcej. Koteczka szeptała cicho do samej siebie, mamrocząc słowa, które były ledwo słyszalne dla niej samej, a w jej oczach błyszczało coś dziwnego, choć nic nowego, to samo spojrzenie przepełnione zmęczeniem i strachem oraz czymś jeszcze, czego ona sama nie potrafiła określić jednym słowem. Gdy wiatr ucichał, to głosy poza lecznicą stawały się głośniejsze, jakby nie chciały robić nic innego, tylko uprzykrzać jej życie z każdym kolejnym uderzeniem serca.
— Daj mi spokój... — wymamrotała koteczka, zaciskając łapy na uszach, aż poczuła, jak pazurki dotykają jej skóry. Dopiero wtedy rozluźniła swój chwyt. Cisza jednak nie nadeszła, a wiatr i deszcz jedynie się nasiliły, jakby ignorując jej błagania. Koteczka powoli odkleiła łapki od swoich uszu, gdy wśród rytmicznego bicia deszczu o ziemię rozległy się kocie kroki, takie ciche, ale z każdym uderzeniem serca stawały się one głośniejsze. Łezka powoli uniosła głowę, a jej zmęczone oczka rozszerzyły się, gdy do środka wpadła kotka.
Futro jej było czarne i dymne, pokryte odrobiną rudych plam i bieli, a oczy jej były brązowe. Woda ściekała z niej strużkami, tworząc na podłodze lecznicy lodowatą kałużę, od której Łezka odsunęła łapki. Futro kocicy wręcz się kleiło do jej ciała. Oddychała ona ciężko, tak nierówno, jakby właśnie przebiegła cały maraton, gdy w rzeczywistości jedyne, czego pragnęła, to skryć się przed burzą, która najprawdopodobniej złapała ją w środku treningu.
— Czy... — wydyszała kocica, a głos jej zadrżał. Przerwała na moment, próbując uspokoić swój oddech, który rozrywał jej płuca. Serce starszej biło tak mocno, że ta miała wrażenie, iż zaraz wyskoczy z jej piersi. Dopiero gdy odzyskała kontrolę nad swoim ciałem, podjęła kolejną próbę odezwania się. — Czy macie coś... na przeziębienie? Lub coś takiego... — spytała, podnosząc swój wzrok z łap. Zrobiła parę kroków w głąb lecznicy, pozostawiając za sobą kałużę i mokre ślady łap ciągnące się po podłodze. Dopiero kiedy wzrok jej przyzwyczaił się do panującej tam ciemności, dostrzegła tam jedynie dwa drobne kociaki skulone w swoich legowiskach. Nie było tam nikogo innego, żadnego medyka, który powitałby ją na wyjściu, wyjrzał z zaplecza lecznicy bądź zapytał, czego ta może potrzebować. — Gdzie są medycy..? — wymamrotała niepewnie, speszona obecnością kociąt.
— Nie wiem — cicho miauknęła szylkretowa koteczka, jej głos ledwo przebijając się przez szum deszczu. — Gdzieś poszli — dodała krótko. Głos jej był taki cichy, jakby się bała, że ktoś inny ją usłyszy.
<Pomroczna Łapo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz