Od momentu, w którym dwójka samotnych kociąt została odnaleziona przez Gąbczastą Łapę oraz Szczawiowe Serce, Łezka czuła się inaczej. Tak obco, jakby mięso okrywające jej kości i duszę nie należało do niej. Nie pamiętała wiele z momentu, gdy rodzice jej odeszli w pośpiechu, tylko chłód i świst wiatru, który przypominał szept oraz cichy głos swojego brata, który przerywał ciszę. Ona jednak milczała.
Może i była otulona mchem, ukryta głęboko w czymś, co nazywano legowiskiem medyka, to nie czuła się, jakby należała do tego miejsca. Wszystko tam pachniało lasem, mchem i deszczem oraz ziołami, które piekły ją w nos z każdym wdechem powietrza, a koty, które przechodziły obok niej, robiły to w milczeniu. Ograniczali się oni do krótkich spojrzeń posyłanym nowym znajdką, za każdym razem, gdy ci mijali jej kłębek mchu, który przypominał legowisko. Przejechała ona powoli pazurem po ziemi, tworząc na niej cienką linię, wpatrując się w nią tym pustym, przybijającym spojrzeniem. Powolnym ruchem kreśliła krzywe szlaczki, głęboko w swoich myślach.
— Mamo… — szepnęła cicho, nie oczekując odpowiedzi. Zamilkła na dłuższy moment, a gdy na jej słowa odpowiedziała jedynie cisza, ta powróciła do swojej wcześniejszej pozycji na legowisku, kładąc pyszczek na łapkach. Przymrużyła swoje żółte oczka, wsłuchując się w rozmowy poza lecznicą. Słyszała głośne rozmowy uczniów i ich przepychanki, dyskusje wojowników na temat ich przybycia, oraz rozmowę parki, która odnalazła ją i jej brata. Nieznacznie przysunęła się w stronę wyjścia, aby lepiej usłyszeć ich słowa, jednak gdy zbliżyła się na tyle, aby wyłapać chociaż jedno słowo, to wiatr przebił się do środka legowiska medyków, odbijając się od ścian, głośno świszcząc i wyjąc. — Przestań to robić… — mruknęła, odsuwając się od wyjścia, porzucając swoje plany na podsłuchanie innych. — Nie pozwalasz mi nic się dowiedzieć, wszystko zagłuszasz… — szepnęła.
— Co tam mówisz? — odezwała się jedna z kotek, które zajmowały się kociętami, patrząc na Łezkę, widocznie znudzona swoimi obowiązkami. Była to kotka o imieniu Cisowe Tchnienie, wysoka i smukła szylkretka o niebieskim futrze i kasztanowych oczach. — Jeśli to do mnie, to musisz mówić głośniej. Starsze ciało nie pozwala mi na wyłapanie każdego z twoich pisków, wiesz? — kontynuowała. Medyczka odczekała chwilę, dając szanse kociakowi na wydukanie swojej odpowiedzi. Łezka jednak nie odezwała się ani słowem, jedynie wbijała w nią swoje senne, żółte oczka, jakby niebieska mówiła w obcym języku. — Nic nie powiesz? Wiesz, wypada odpowiadać starszym, gdy mówią do ciebie — dodała, głośno wzdychając.
— Wybacz — szepnęła dymna, podkulając swoje łapki i układając się w bochenek.
— Wybacz? Nie jestem zła na ciebie. Dziękuję, za odpowiedź mimo wszystko. Przynajmniej wiem, że gardło masz na tyle sprawne, aby mówić. — Odwróciła się medyczka, powracając do swoich poprzednich obowiązków. Widziała, jak ta układa zioła na półce, odrzuca te stare i zniszczone, a świeże dzieli na grupy. Wyglądało to dosyć nudno z perspektywy kociaka. Łezka wzięła głęboki wdech, a następnie odezwała się niepewnie.
— Mogę wyjść? — zapytała.
— Wyjść? Na zewnątrz? — powtórzyła brązowooka, spoglądając na młodszą kotkę z podniesioną brwią. — W takim stanie zdecydowanie nie. Jesteś osłabiona i jeszcze przemarznięta twoim nieszczęsnym pobytem w krzewach razem z twoim bratem. Parę uderzeń serca w tym chłodzie i się przeziębisz. — Starsza kocica sięgnęła do magazynku, wyciągając roślinę o żółtych kwiatkach, oblepiona pomarańczową, lepką substancją, na której widok Łezka się skrzywiła. — Zjedz, jest to podbiał z miodem. Poczujesz się lepiej po tym. — Podepchnęła jej zioło pod pyszczek.
Łezka niepewnie powąchała roślinkę, szturchając ją swoją łapką. Podniosła wzrok, jednocześnie pytając, czy musi to zjeść, a błagając, aby nie była do tego zmuszona. Cisowe Tchnienie tym razem milczała, czekając, aż ta weźmie podane jej zioło do pyska. Łezka powoli zbliżyła roślinkę do pyska i jednym ruchem wepchnęła je sobie do mordki, żując i czując, jak łzy nalewają jej się do oczu. Było to obrzydliwe. Po długiej walce z tym zdradzieckim chwastem nareszcie przelazło jej ono przez gardło, chociaż tej zdrady to nigdy nie zapomni…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz