Więc nawet jak wywaliła się teraz mocno, to tata szybko się poddał i puścił ją, żeby biegała znowu. W końcu nic jej nie było! Więc biegała. Szczera radość wypełniała wtedy jej duszę. Tak! Tak dokładnie było. Duszę i wszystkie skrawki małego ciałka. Tego ciałka, które obiegało właśnie żłobek po raz kolejny. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie nagle wyrastające spod ziemi przeszkody! Kotka wpadła w czyjąś łapę z impetem, którego się nie spodziewała. Pisnęła cicho pod nosem i przysiadła sobie z wrażenia na tyłku. Oburzające! Ona tu biega, jak tak można jej przeszkadzać!
— Ojej… Wszystko w porządku, Promyczku? — zapytał się jej obcy kot. Kto to w ogóle był?
— Uch… Tak, wszystko w porządku. — Poza faktem, że już nie biegła, bo ktoś jej to przerwał! Wstała na równe łapki z małą pomocą burego kota. Nie było to potrzebne! W zupełności! Promyk była dzielną kotką, sama by sobie poradziła, ale będzie miła i nie będzie tego starszemu wypominać!
— Proszę… bądź w przyszłości ostrożniejsza… Na pewno wszystko dobrze? Nie potrzebujesz odwiedzić medyczki? — Medyczki!? O nie! W żadnym wypadku! Promyk nie potrzebuje medyka! To nie tak, że się go boi, nie!
— Wszystko w porządku! — miauknęła głośno, po czym zamrugała dwa razy i spojrzała podejrzliwie na osobę przed sobą. — Chwila… skąd pan wie, jak się nazywam? — pisnęła. Jak to możliwe! Szpiedzy? Zdrajcy? Kto rozpowiada jej imię wszystkim wokół?!
— Taka wiadomość… jak przybycie nowych członków klanu, nie uchodzi bez rozgłosu. — No tak… to ma sens. W końcu przybycie Promyk na pewno było głośne. Ciekawe czy wszyscy znają jej imię w takim razie!
— Hmm, skoro tak… to, kim właściwie jesteś? — dopytała jeszcze. Bo nie mogła mu dać po prostu podejść do swojego rodzeństwa! Jeszcze by ich ukradł! A tak to będzie wiedziała, kto ich ukradł! Ha! Promyk pokiwała głową, bo była nie tylko dzielna, ale też bardzo inteligentna!
— Nazywam się Pomocny Wróbelek… jestem protektorem w tym klanie… Protektorzy zajmują się waszym i każdego w klanie samopoczuciem… — odpowiedział jej kot. Promyk zamyśliła się na chwilę nad tym, czy taki kot jak on, w takim razie mógłby ukraść jej rodzeństwo, czy nie, skoro zajmuje się samopoczuciem innych.
— Więc czy mogę ci jakoś pomóc? — zapytał lekko zdezorientowany brakiem odpowiedzi.
— Tak. Nie kradnij mojego rodzeństwa, proszę — powiedziała prosto z mostu i zdawało się, że nie takiej odpowiedzi spodziewał się kot. — I może… ale tak tylko może, chcesz się ze mną pobawić? Albo wziąć mnie ze sobą na spacer! Jestem naprawdę dzielnym kotkiem! — odparła po ledwie kilku sekundach, nie pozwalając Wróbelkowi się wypowiedzieć. — Ale tata nie pozwala mi wychodzić ze żłobka samej, dalej niż na długość wąsa, a twoja praca brzmi fajnie, bo widzisz, ja też poprawiam innym humory! Na przykład tacie, kiedy siadam na tyłku, tak przynajmniej mówi do drugiego taty czasami, jak myśli, że nie słyszę. Więc czasem siedzę dłużej niż chwilę i się do niego przytulam, bo mu się robi lepiej. Ty też się przytulasz do innych? Tak im poprawiasz humor? Czy jak to działa? Bo wiesz, ja chcę zostać wojownikiem, no bo wtedy będę mogła chronić moje rodzeństwo, chociaż Słońce wcale nie potrzebuje dużo ochrony, ale i tak jest przekochany! I w ogóle, dlaczego Wróbelek? Nie wyglądasz jak ten ptaszek! — w końcu się zamknęła i wbiła swoje wielkie, zielone oczy w rozmówcę, który tylko zamrugał na nią parę razy, zanim się odezwał.
<Pomocny Wróbelku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz