Pora Zielonych Liści
Z samego rana, chcąc uniknąć Wysokiego Słońca, udała się na samotny patrol. Niby raczej nie powinna, jednak co mogłoby się stać na zwykłym odnowieniu znaczników zapachowych na granicy? No dobra, mogłaby trafić na dzikie zwierzę lub samotnika, jednak to drugie było mało prawdopodobne, patrząc na to, że zmierzała do granicy z Klanem Burzy – raczej każdy rozsądny kot unikałby przebywania pomiędzy dwoma klanami. Zza przerzedzonej linii drzew widziała rozciągające się po horyzont równiny. Zatrzymała się przy jednym z drzew i otarła się rudym futrem o korę, wtem nieopodal siebie usłyszała szelest ze strony terenów drugiego klanu.
Wypatrywała czegoś w trawie po stronie Burzaków, czując na sobie czyjś wzrok. W dodatku było zbyt spokojnie, jedynie szelest liści i wcześniejsze jej kroki przerywały wszechogarniającą ciszę.
— Wyjdź i pokaż się. Chyba że kot z Klanu Burzy jest tchórzliwy niczym spłoszona mysz — rzuciła w przestrzeń, nasłuchując najmniejszego szmeru. Jej uszy co chwilę zmieniały kierunek, wprawiając pojedyncze włoski grzywki w lekki ruch.
Wtem nagle tuż obok niej wyłoniła się wojowniczka z Klanu Burzy.
— Nie wiem, czy myszy są aż tak tchórzliwe — odparła, stawiając krok niemalże na granicy terytorium Wilczaków. Wystawiła nos do przodu, jakby chciała powąchać przeciwniczkę, badając ją wzrokiem i węchem. Na co Horyzont jakby zdegustowana cofnęła głowę, mrużąc oczy.
— Może nie, ale z budowy już na pewno — stwierdziła, badając obcą kotkę wzrokiem. Czy jakkolwiek zareagowała na nagłe pojawienie się wojowniczki tuż obok? Nieszczególnie, Mglisty Sen sam się za kociaka lubił podkradać lub w milczeniu nagle podchodzić do niej i siostry. Także ruda już jakiś czas nie reagowała gwałtownie ani nie jeżyła sierści na nagłe pojawienie się kota obok.
— Nie wiem, czy z samej budowy ciała coś może być tchórzliwe — stwierdziła, spoglądając w bezchmurne niebo. Po chwili jednak jej wzrok wrócił na rudą wojowniczkę. – A ty jesteś tu sama?
Po stwierdzeniu nieznajomej wymsknął się krótki śmiech ze strony Zaćmionego Horyzontu.
— Miałam na myśli porównanie budowy do myszy — sprostowała, patrząc na nią z wyższością. — Sama, może nie. Ta informacja nie jest ci niezbędne — dodała, podchodząc bliżej granicy. Gdyby wykonała jeszcze jeden krok, stałaby idealnie na umownej linii oddzielającej terenu Wilczaków i Burzaków. Na co nieznajoma jedynie usiadła na trawie.
— Cóż, czasami ocenianie z góry czyjejś budowy może być zgubne — stwierdziła, przejeżdżając ogonem po wysokiej trawie. – A ty nazywasz się… hm, nie pamiętam. Jednak widziałam cię na zgromadzeniu. Chyba jesteś ta Gwiazdnicowa Łapa? Chociaż pewnie wojowniczką już zostałaś — powiedziała, skanując ją wzrokiem powoli i dokładnie, od łap po końce uszu.
— Przecież wiem. Jakiś marny Burzak nie musi mnie uświadamiać w tym — prychnęła, obserwując ruchy kotki. Nie przejęła się tym, że została pomylona z siostrą. — Gwiazdnicowa Łapa to moja siostra — sprostowała. — Jestem Zaćmiony Horyzont, a ty? — spytała. Obecnie nie miała zamiaru walczyć, jednak coś jej mówiło, że raczej są małe szanse na uniknięcie tego, lecz kto wie, co się może stać za parę uderzeń serca.
– Och, marny Burzak? — Zaśmiała się, poruszając wąsami w zaczepnym geście. — Tak jakby bycie Wilczakiem było lepsze. Czasami naprawdę ciemno wam pod głowami. Och, a więc twoja siostra… Cóż, ja jestem Motylkowa Łączka — przedstawiła.
Żółtooka na uwagę Motylkowej Łączki, jedynie zastrzygła przeciętym uchem.
— Motylkowa Łączka — powtórzyła, sprawdzając, jak to imię brzmi w jej pysku. — Chyba komuś mysi móżdżek przegrzało niedawno — odpowiedziała kąśliwie z widocznym wrednym uśmiechem. Ona sama miała dzień na zaczepki, mając wrażenie, że w klanie jest coraz gorzej, a ona nic nie mogła na to poradzić, by ochronić rodzeństwo.
— Przegrzało ci móżdżek? Bardzo mi przykro! — Zaśmiała się lekko. — To dość dziwne, jak macie tyle drzew. Ale nie martw się! Musisz więcej siedzieć w cieniu! Ja, jako Burzak, jestem bardziej odporna na słońce i bardzo je lubię.
Zaćmiony Horyzont zamrugała kilka razy, zastanawiając się, czy Motylkowa Łączka faktycznie posiada jedynie dwie szare komórki, czy udaje, chcąc ją sprowokować.
— Burzaki chyba jednak nie są zbyt mądrymi kotami — skwitowała jedynie, zapamiętując, by mówić od razu kto, co. Inaczej to będzie stać tu do wieczora, próbując wygrać te wymiane słów i złośliwości.
— Nie zgadzam się z tobą! Znam wiele mądrych kotów i każdy jest mądry w innej dziedzinie. Jednak… fakt, spotykałam też niezbyt mądre koty i, co ciekawe, zawsze były to Wilaczki. Prowokacyjne, szybko się denerwowały i ciągle szukały walki! Chyba macie tam tak ciemno, że odbija się to na waszej psychice.
— Doigrasz się w końcu — syknęła. — Jednak ja nie mam zamiaru marnować energii na takie lisie łajno — dodała, obracając się w głąb własnego terenu. Miała zamiar zakończyć te bezsensowną dyskusję, chcąc ją w ten sposób wygrać.
Wtem zza pleców usłyszała głośne prychnięcie.
— Widzisz? A więc moje spostrzeżenia się sprawdziły! Szybko się denerwujesz i nie ładnie mówisz, droga Horyzont — miauknęła, przymrużając oczy z lekkim rozbawieniem.
— Nie jestem prawdziwym Wilczakiem. Nie jestem z rodzeństwem tam z nikim spokrewniona — sprostowała, rzucając przez ramię. — Nie ja wybierałam, gdzie trafię.
— Och, czyli nie masz czystej krwi? Cóż, ja też nie! Jedna z moich mam była samotniczką. Ale nie czuję się wcale pół-burzakiem. A ty… nie czujesz się Wilczakiem?
— Ja nawet nie jestem półkrwi — mruknęła, odgarniając grzywkę z oczu, choć mimo niej i tak w większości wszystko widziała.
– Nie wiem… mi to by nie przeszkadzało. Zachowujesz się jak Wilczak, więc moim zdaniem masz w sobie ich krew!
— Nie jest mi to na łapę — stwierdziła, lekko kładąc uszy po sobie. Naprawdę nie miała ochoty mieć cokolwiek wspólnego z Klanem Wilka i Kultystami.
<Motylkowa Łączko, pierwsze koty za płoty?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz