Ruda spojrzała na nią tylko rozbawiona.
– Mamy kraba.
– Super! A macie zapasową miskę dla mnie? – spytała, ale wojowniczka już zaczęła iść, więc wzięła tylko Esme do pyszczka i podreptała za nią.
***
Stały pod jakąś górą. I gdzie miało być gniazdo jej domowników? Tu nie było niczego, co widziała przez okno w Betonowym Świecie.
– Daleko jeszcze? Czemu stoimy? – zapytała, odkładając Esme na swoje łapki.
– To już tutaj.
– Gdzie? Nie widzę żadnych ścian ani domowników!
Kotka pokręciła głową z rozbawieniem.
– My nie mamy “domowników”. Jesteśmy dzikimi kotami żyjącymi tutaj.
– To ciebie jest więcej? To super! Będę mieć więcej przyjaciół! Ale skoro nie ma tu domowników, to gdzie są? Nie dali wam obróż? W takim razie skąd macie kraby?
Dzika kotka położyła ogon na jej barku.
– Wszystko wytłumaczę ci potem. Chodź. Musimy przejść przez wodospad, żeby wejść do obozu.
Aż się zjeżyła.
– Przez tą straszliwą ścianę wody?
– Tak, wszystko dobrze? Boisz się? W porządku, nie martw się, możesz szybko przebiec.
Pokręciła szybko główką.
– Ja się nie boję! To… to… to Esme! Esme się boi!
– Esme jest dzielna, chodź.
Esmiralda zaprotestowała. Wzięła Esme w zęby i zacisnęła mocno oczy. Nagle poczuła, jak ktoś ją podnosi. Zaczęła wymachiwać łapkami w popłochu. Nagle woda pociekła po niej, a potem były już w środku. Została odstawiona i otworzyła oczy. Było tu dość ciemno, ale nie za ciemno. Byli w jakimś dziwnym kamiennym pomieszczeniu. Otrząsnęła się z wody, po czym widząc, że jej przyjaciółka się oddala, pobiegła za nią. W środku było dużo różnych kotów. Na początku poczuła się trochę oszukana. Nie wyglądały dokładnie jak ruda kotka. Ale może to i lepiej? Ruda posadziła ją z czymś dziwnie wyglądającym jak popsuta plastikowa zabawka. Podobno to był krab. Głupiutka ruda! Nie tak wyglądał krab, ale nie chciała urazić nowej przyjaciółki, więc nic nie powiedziała. Ruda powiedziała coś o tym, że tutaj była tań… Nie pamiętała za bardzo. Niestety koleżanka oddaliła się. Znikła w paszczy kamiennego potwora. Ale fajne mieli tu kryjówki! Esmiralda zajęła się rozpracowywaniem tego dzikiego kraba. Zaczęła gryźć płat czegoś. Nie smakowało dobrze, więc to wypluła. Potem zobaczyła coś trochę przypominającego jej jedzonko. Wygrzebała to spomiędzy niedobrych kawałków kraba i zaczęła jeść. Było smaczne. Dokończyła jedzenie, więc uznała, że teraz czas na odnalezienie przyjaciółki. Chciała wejść do kamiennej paszczy, ale kremowa kotka ją zatrzymała.
– Kociaki tam nie wchodzą. – powiedziała i popatrzyła się dziwnie na nią i na Esme.
– Dzień dobry, tam jest moja przyjaciółka. Taka ruda. I ja do niej bym chciała.
Kremowa zmarszczyła nos, ale zanim zdążyła zaprotestować, z kamiennej paszczy rozległ się męski głos:
– Wpuść ją Pikująca Jaskółko.
Kremowa kotka niechętnie dała jej wejść. W środku było dość przytulnie. Usiadła obok rudej. Głos, który zagwarantował jej wejście tutaj, należał do starego brązowego kocura, który miał dziwne łyse miejsce na swoim grzbiecie.
– Dzień dobry! Domownicy tak pana wygolili? Był pan u obcinacza? – zapytała. Przez chwilę Judaszowcowa Gwiazda patrzył na nią z zaskoczeniem, może nawet szokiem, że miała czelność o coś takiego spytać. Zmarszczył brwi i nos, gdy patrzyła na niego przestraszona.
– Dzikie koty nie przechodzą przez coś tak hańbiącego, jak wizyta u obcinacza. Nie dwunóg mnie zgolił dla jakiejś własnej fantazji, a ciężkie życie. Choroby. Bitwy. Głód. Z tym mierzą się członkowie Klanu Klifu. Nie z dwunogami, którym pająki zasnuły mózg – warknął ostro, szczególnie jak na to, że zwracał się do kocięcia. Ogon bił mu na różne strony. Przez kilka uderzeń serca wyglądał, jakby dogłębnie się zamyślił. – To jest coś, co zrozumiesz, gdy postawisz łapę w prawdziwej dziczy. Chyba, że twoje pochodzenie ci to uniemożliwi... – mruknął, po czym nieco złagodniał na twarzy. Rzadki widok. – Ale do tego musi minąć jeszcze jakiś czas. Do momentu mianowania będziesz nosić imię Wzorek. Płomienne Serce zaprowadzi cię do żłobka.
<Płomyk? Czy pan od obcinacza cię zje?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz