Łezka zamrugała zaskoczona nagłą wizytą kotki. Przez dłuższą chwilę wpatrywała się w nią niczym w obrazek. Była ona kotką o niewielkich rozmiarach, taka zgrabna, a futerko jej było w odcieniach przygaszonego błękitu nieba, przyozdobione kremowymi plamami na całym ciele, wyglądając jak smugi światła. Oczy miała pomarańczowe i jasne, pełne życia i energii, w przeciwieństwie do żółtych, smutnych i przygaszonych oczu Łezki.
— Um… Cześć. — Wyprostowała się niebieska, jakby to ona sama chciała dodać sobie odwagi tym niezauważalnym gestem. — Jak się czujesz? — zapytała po chwili, odwracając wzrok.
Wąsy Łezki lekko zadrżały, a uszka nieznacznie podniosły do góry. Dymna przez moment wyglądała na zagubioną, jakby nie wiedziała, czy słowa te są skierowane do niej. Jej zawsze przygaszone oczy otworzyły się odrobinę szerzej, gdy obserwowała obcą. Przejechała po niej wzrokiem od samych łap, które stawiała pewnie, do koniuszków uszu, które poruszały się z każdym nowym dźwiękiem.
— Ja...? — szepnęła po paru uderzeniach serca, odrobinę zaskoczona tym, że słowa te były skierowane do niej. Głos Łezki był cichy.
— No tak, ty! A kto inny? — Przewróciła oczami. Ton głosu kociaka był odrobinę rozbawiony. Nie było czuć w nim złości.
Łezka powoli spuściła swój wzrok, zerkając w stronę legowiska, na którym jej brat odpoczywał. Oddech jego był spokojny, równy, bez nutki niepokoju. Sprawiało to, że Łezka czuła ciepło na swoim sercu, wiedząc, że jej brat czuje się bezpiecznie, jednocześnie sprawiało to, że ta z każdą chwilą coraz bardziej wątpiła w to, czy do tego miejsca należy. Czuła się jakby ona i jej brat żyli w dwóch różnych światach. On w swojej beztroskiej, szczęśliwej rzeczywistości, a ona w takiej, która nawet sama cisza wydaje się szeptać ci do ucha.
— Racja… Czuję się dobrze — odpowiedziała, chociaż nie było w tym czuć szczerości, jakby to Łezka starała samą siebie przekonać. Odwróciła głowę nieśmiało, unikając spojrzenia drugiej. — Jak się nazywasz? — odezwała się po dłuższym namyśleniu, słowa te ledwo przechodząc jej przez gardło, jakby oblepione były cierniami i kolcami.
— Nazywam się Kora! — odparła starsza szylkretka, spokojnym tonem głosu, jednocześnie z delikatną nutką dumy. — A ty? — zapytała, niezauważalnie przekrzywiając głowę w prawo, czekając, aż czarna odpowie na jej pytanie.
— Łezka... — szepnęła w odpowiedzi, wtulając się w swoje legowisko. — Dlaczego tu przyszłaś, Koro? — zapytała cicho, nie chcąc urazić niebieskiej swoimi słowami. To było ostatnie, czego dymna pragnęła.
<Koro?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz