Przed mianowaniem Kurki na zwiadowcę
Pora opadających liści w końcu przeminęła, choć początkowo nie dało się odczuć tej zmiany. Dni i noce już od jakiegoś czasu stawały się chłodniejsze, pojawiały się przymrozki oraz szron na trawach przy ziemi. Czajka w tym czasie zbytnio się nie zmienił, oprócz tego, że doszły go słuchy o poważnym stanie Kurki, z którym nie tak dawno temu rozmawiał w nocy, kiedy to młodszego trapiła sprawa jego relacji z Borowikiem. Kocur po tym zaczął się jeszcze bardziej martwić o większego z liliowych braci, mając nadzieję, że mimo unikania samego Czajki nic więcej się nie dzieje.
Każdy doradzał mu rozmowę z Borowikiem, lecz niebieski nie chciał na niego naciskać, by nie zburzyć tego, co powstało między nimi za kocięcych czasów. Poza tym, kiedy on niby miał z nim porozmawiać, skoro każdemu zawsze wspomniał, że starszy sprawia wrażenie, jakby go unikał… przecież nie cofnie się w czasie lub nagle teleportuje w dane miejsce, choć czasem bardzo, by chciał. To jednak na zawsze zostanie w jego sferze marzeń oraz rzeczy niemożliwych.
Czajka coraz częściej uświadamiał sobie, jak bardzo się zmienił przez te księżyce, choć niby dużo czasu jakoś nie minęło, to jednak było widać różnicę w jego zachowaniu. W żłobku był małą bojową kulką nastroszonego futerka, które nie obawiało się zabawy z większym, silniejszym i zdecydowanie cięższym Borowikiem. Teraz jednak te czasy minęły, kontakt z owym kocurem się urwał, a sam brązowooki spoważniał, przestając się wychylać przed szereg. A może to właśnie było powodem nagłego unikanie Czajki przez liliowego? Nagle przeszło mu przez myśl, łapiąc się każdego możliwego wyjaśnienia, czemu zielonooki odciął się od niego. Młodszemu naprawdę zależało na relacji z uczniem wojownika, lecz co miał zrobić w tym przypadku?
Ciężko westchnął, przewracając się na drugi bok. Kolejna bezsenna noc do niego zawitała, nie mając litości dla młodego ucznia, który był wyczerpany po całym dniu. Ostatnio Czerwiec stał się nieco… bardziej oschły dla swego ucznia, jednak Czajka nie miał mu tego za złe, szczególnie po ostatniej jego samotnej eskapadzie do Dębowej Ostoi. Bury kocur całą drogę powrotną robił mu wykład o tym, że to niebezpieczne, nieodpowiedzialne, a co gdyby spadł z drzewa, natknął się na lisa lub dwunożnych. Ostatnia opcja była mało prawdopodobna, ale nie niemożliwa. Mimo to, kocurka nie obchodziły możliwe zagrożenia lub późniejsze konsekwencje swych czynów po powrocie do obozu — najważniejsze było uczucie wolności i lekkości, którą odczuwał podczas szalonego biegu wysoko nad ziemią w korkach drzew.
Teraz jednak do odwołania miał zakaz wychodzenia samemu z obozu. Zachciało mu się samotnie zapuszczać na teren Owocowego Lasu, to teraz będzie płacić za swoje czyny. Choć Czerwiec już po dwóch dniach miał go chyba dość — uczeń niemal w każdej wolnej chwili męczył mentora kolejnym wyjściem poza obóz, by ten mógł “wyszaleć się” na drzewach niczym wiewiórka. Zwiadowca za każdym razem niemal mordował go wzrokiem, kiedy temu nagle zachciało się wyjść poza obóz, a Czerwiec akurat spędzał czas ze swoją partnerką. Niebieski kocur starał się nie narzucać mentorowi, jednak niemal ciągle będąc w obozie, czuł, jak go łapy mrowią, spragnione wysiłku wysoko nad ziemią.
Niby obóz otaczały gęsto rosnące drzewa, jednak co to za bieganie w jakieś kółko? Poza tym niepotrzebnie, by ściągał na siebie uwagę innych kotów, przebywających na osłoniętej polanie. Do tego jeszcze, by ktoś pomyślał, że coś mu się w głowie poprzewracało czy coś, skoro lata jak opętany po drzewach w kółko. Za taką kompromitację to Czajka zdecydowanie podziękuję, także Czerwiec musi zacisnąć zęby i znosić tę jedną zachciankę swojego ucznia.
Jego myśli galopowały w każdym możliwym kierunku bez większego celu, co zdecydowanie nie ułatwiało zaśnięcia. Ciało mówiło dość po całym dniu, lecz umysł nadal działał na pełnych obrotach, nawet jeśli powieki były niczym z ołowiu i same opadały, by połączyć się z tymi dolnymi, dając oku odpocząć. Wyglądał jakby spał, lecz w żadnym wypadku tak nie było. Czuł, że ten moment chwilowego zamknięcia oczu był istnym zbawieniem dla piekącego uczucia. Jego ślepia były tak zmęczone po całym dniu wypatrywania zwierzyny, odpowiedniej gałęzi oraz szybkich akomodacji, że wieczorem miał wrażenie, jakby widział przez mgłę, a szczypanie przy każdym uchyleniu powiek nie do wytrzymania. Jeszcze tego brakowało, by kolejny uczeń zwiadowcy wylądował na przymusowym odpoczynku u Kruszynki i Wiciokrzewu. Czajka nie mógł do tego dopuścić, dlatego pozwalał oczom odpocząć, ponieważ była to jedna z nielicznych rzeczy, nad którą miał jeszcze kontrolę. W tym czasie inne zmysły się samoistnie wyostrzyły, a każdy najmniejszy szelest sprawiał, że kierował w tym kierunku swoje postawione uszy. Lekkie nocne podmuchy chłodnego wiatru niosły ze sobą szeroką gamę zapachów, z którym można było się sporo dowiedzieć. Cały las wręcz rozpraszał umysł Czajki, nie dając mu chwili wytchnienia — dla innych mogło być to pomocne przy zaśnięciu, jednak dla tego kocura w ostatnich księżycach było czymś, czego nie potrafił wewnętrznie znieść. Jakby Wszechmatka robiła mu na złość co noc, odkąd zaczął czuć coraz większe osamotnienie w kociej społeczności.
Zdenerwowany, machnął końcówką ogona, otwierając w końcu wciąż zmęczone oczy, które skierował w stronę reszty uczniów. Gąska spała w najlepsze, podobnie jak Guziczka, u którego w legowisku przebywał Kurka, także pogrążony we śnie. Mimowolnie spojrzał dalej, na Borowika, który wypoczywał po całym dniu. To był jeden z nielicznych momentów, kiedy to Czajka mógł zawiesić wzrok dłużej na liliowym kocurze. Pomimo zmęczonego wzrok, doskonale wiedział wszelkie zmiany, które zaszły w wyglądzie Borowika odkąd rozpocząć szkolenie na wojownika. Nie dość, że wciąż był sporych rozmiarów, to przyszły zwiadowca mógł zauważyć mięśnie rysujące się pod warstwą półdługiego futra, które posiadał liliowy. Dopiero po chwili uświadomił sobie, że intensywnie wpatruje się w śpiącego kota, jakby miał na tym jednym uczniu jakąś obsesję. W sumie może i miał, ale nie przyznawał tego przed samym sobą, utrzymując to na poziomie tęsknoty za dawnymi czasami.
Ktoś inny zapewne, by stwierdził, że Czajka musiał za mocno uderzyć głową w pień drzewa, lecz nic takiego nigdy nie miało miejsca. Także to wszystko samoistnie powstawało w czasie tworzącej się relacji księżyce temu pomiędzy Borowikiem a Czajką. Wtem nagle jeden z uczniów przewrócił się na drugi bok, tworząc szelest, na którego dźwięk niebieskie futro kocura stanęło dęba. Od razu poczuł stres zostania nakrytym na gorącym uczynku, jakim było obsesyjne wpatrywanie się w liliowego ucznia. Kiedy zdał sobie sprawę, że nic mu nie grozi, wygładził sierść i po cichu wrócił na swoje posłanie, z którego bezpiecznie mógł kontynuować swoje maniakalne obserwacje.
Powinien iść spać, lecz nie potrafił. Obecna sytuacja między nim a Borowikiem nie dawała mu spokoju aż do takiego stopnia. Mimo wszystko nie chciał podzielić losy Kurki, który także najwidoczniej miał jakieś problemy, które doprowadziły go do takiego, a nie innego stanu. Miał nadzieje, że to nie wpłynęło na ogólny stan liliowego ucznia zwiadowcy i już niedługo dołączy do innych dorosłych kotów — widać było, że bardzo się stara i zasługuje na ten zaszczyt.
Dzień mianowania Kurki
Nowa liderka, Pieczarka zwołała niemal całą społeczność Owocowego Lasu. To był właśnie ten moment — Kurka miał zostać zwiadowcą. Po krótkiej formułce i wymianie zdań z uczniem został on ogłoszony nowym zwiadowcą i każdy zaczął mu gratulować. Kiedy tylko tłum się przerzedził, do liliowego podszedł Borowik, Kajzerka i on także, choć wewnętrznie walczył z chęcią dorwania najpierw większego z braci. Finalnie jednak stwierdził, że osobiście pogratuluje Kurce i pędem skieruje się do Borowika — niestety ten mu zniknął za gęstymi krzewami wraz z Topolą. Zapewne szli na trening, a Czajka sam nie mógł opuszczać obozu, nie po samotnej eskapadzie do Dębowej Ostoi. Wręcz czuł czujny wzrok Czerwca, który go obserwował, będąc gotowym ruszyć za własnym uczniem, gdyby ten postanowił złamać postanowienie z powodu swojego obiektu westchnień.
Niebieski kocur jednak jedynie patrzył z utęsknieniem na wyjście z obozu, gdzie jeszcze parę uderzeń serca wcześniej widział, jak znika liliowe futro przyszłego wojownika. Ciężko westchnął, by obrócić się i skierować w stronę kasztanowca, gdzie od dzisiaj będzie mniej uczniów o Kurkę. Czajka niezbyt pośpiesznie wspiął się na drzewo, by udać się do swojego posłania. Ciężko opadł na mech, by następnie pogrążyć się we własnych myślach. Dotychczas to ograniczenie dotyczące wychodzenia mu nie przeszkadzało, lecz teraz uważał je za istne utrapienie — przez nie miał możliwości dogonić Borowika i w końcu z nim wyjaśnić to wszystko. Nawet nie zauważył, gdy w końcu jego zmęczony umysł zdecydował o tak upragniony śnie.
“Niebieski kocur biegł przed siebie, przeskakując pomiędzy drzewami z gałęzi na gałąź. Czuł, jak lekki zefir targa jego półdługą sierść, wkradając się pod warstwę futra i muskając także nieco rozgrzane ciało Czajki. To uczucie wolności i swobody, którą obecnie odczuwał, była czymś niesamowitym i niepowtarzalnym. Wtem niespodziewanie poczuł gwałtowne szarpnięcie oraz uścisk na swych łapach. Zdziwiony spojrzał na swoje kończyny, by ujrzeć podejrzane pnącza, które nagle pociągnęły go w stronę ziemi, przez co kocur zaliczył bolesny upadek na zmarzniętą ziemię. Dopiero teraz dostrzegł, że jego oddech zmienia się w obłoki pary wodnej — równocześnie przeraźliwe zimno przeniknęło go do kości niczym bolesne ciernie. Momentalnie grymas bólu wymalował się na jego pyszczku, który był pokryty bielą, do tego niebieska sierść stanęła dęba ze strachu.
Skupiony na marnych próbach uwolnienia się, nie zauważył chwili, w której został wciągnięty w pod ziemię i to dosłownie.”
CDN.
[1491 słowa]
[przyznano 30%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz