Dziś postanowił porozmawiać z Foczą Łapą. Odkąd została zaatakowana przez mewę, właściwie nie mieli okazji ze sobą porozmawiać, bo byli zbyt zajęci. Srebrny w końcu był tak pochłonięty treningami, obowiązkami i naśmiewaniem się z Niesfornej Łapy i Lekkomyślnej Łapy, że nie miał kiedy odetchnąć!
Gdy dostrzegł niebieską kotkę, siedzącą niedaleko wyjścia z obozu, od razu ruszył do niej pewnym krokiem, z zadartą brodą i ogonem uniesionym wysoko w górę.
Gdy dostrzegł niebieską kotkę, siedzącą niedaleko wyjścia z obozu, od razu ruszył do niej pewnym krokiem, z zadartą brodą i ogonem uniesionym wysoko w górę.
— Foczko! — zawołał, uśmiechając się czarująco. Pręgowana prychnęła pod nosem, odwracając wzrok w stronę ucznia. Zmarszczyła brwi i przewróciła oczami, co jeszcze bardziej zachęciło Bukową Łapę do rozmowy. Podszedł bliżej i położył łapę na jej barku. — Ach, przecież wiem, jak bardzo mnie lubisz! Nie musisz być taka niemiła — zażartował, unosząc jedną brew. Focza Łapa odrzuciła jego łapę, a na jej pysku pojawił się uśmiech, który starała się ukryć.
— Kłamiesz! Wcale cię nie lubię, pieszczoszku! — fuknęła, odwracając głowę. Pomarańczowooki usiadł obok niej, owijając łapy ogonem. Niebieska rzuciła mu spojrzenie z ukosa, lecz zaraz potem zadarła głowę i zmrużyła oczy.
— No już, nie dąsaj się tak! Mów śmiało, co u twoich sióstr. Lubisz plotkować, prawda? W takim razie nie krępuj się, młoda damo, ja z przyjemnością wysłucham wszelakich nowinek! — zaśmiał się elegancko, po czym odchrząknął. — Wiesz, jak bardzo zależy mi na tym, by być obeznanym we wszystkim, co teraz w Klanie Klifu jest w centrum uwagi. Znaczy, wiesz, o czym wszyscy gadają… Chcę to wiedzieć! — zażądał, ale język poplątał mu się na tyle, że delikatnie się speszył. Polizał kilka razy kosmyki futra na swojej klatce piersiowej.
Foka w końcu odwróciła głowę w jego stronę i na moment się zastanowiła.
— Podobno w tej mewie odnaleziono robaki… Starsi mówią, że to jakiś zły omen, czy coś. Pff! To głupie, nie? Dlaczego Klan Gwiazdy miałby ostrzyć sobie na nas pazury? — mruknęła pewnie, a Bukowa Łapa przytaknął. — Poza tym moja siostra, Nietoperza Łapa, kręci się coraz częściej przy tej całej Drobnej Łapie. Myślisz, że się w sobie zakochały? — zakpiła, po czym spojrzała na niego z naglącym wzrokiem. — No, co myślisz?
Pomarańczowooki uniósł brwi do góry, wpatrując się w wodospad.
— Mam nadzieję, że to nieprawda! — burknął. Focza Łapa przechyliła głowę.
— Dlaczego? — spytała, a jej końcówka ogona stuknęła o ziemię. Bukowa Łapa delikatnie trącił ją łapą, po czym mruknął:
— No nie wiem… jakoś nie wydają mi się dla siebie stworzone, chociaż nie rozmawiałem zbyt wiele z Drobną Łapą, o ile w ogóle kiedyś rozmawialiśmy… Haha, tyle kotek czasem się do mnie dobija, że już ich nie pamiętam! — odparł gładko, ale w rzeczywistości był zazdrosny. Zazdrosny o to, że Nietoperza Łapa i Drobna Łapa mogłyby nie podziwiać jego, a siebie nawzajem. To głupie, bardzo głupie! Ale on taki już był.
Focza Łapa skrzywiła się.
— Tsa…
Im zimniej było, tym trudniej Bukowej Łapie było znaleźć ładne kwiaty czy tłuste piszczki, które mógłby podarować swoim wielbicielkom. Dlatego teraz, podczas treningu z Mirtowym Lśnieniem, rozglądał się po okolicy znacznie częściej niż zwykle. Prawie nie słuchał rudego wojownika, a zresztą… czemu miałby? I tak był już najmądrzejszy w Klanie Klifu, nie potrzebował, żeby jakiś starszy tłumaczył mu, jak polować i walczyć. Wszystko doskonale wiedział. Tak, dokładnie. Był idealny, bystry, inteligentny… i można by jeszcze długo wymieniać, ale po co, skoro trzeba się skupić na poszukiwaniach?
Srebrny przeszukiwał teren w poszukiwaniu ładnych kamyczków, może muszelek, lecz nic nie wpadało mu w oko. Już był wystarczająco zirytowany, gdy nagle jego mentor mruknął:
— Bukowa Łapo, czy mógłbyś się na moment skupić? Próbuję ci coś wytłumaczyć.
Głos Mirtowego Lśnienia był poważny i… dziwnie płaski, może trochę chłodny, co tylko bardziej rozgniewało pręgowanego. Za kogo on się uważał? Za przywódcę? Dobre sobie. Ktoś musiałby mu w końcu wbić do łba, że jest tylko zwykłym wojownikiem, dodatkowo kulejącym na jedną łapę, co Bukowa Łapa zdążył już zauważyć. Prychnął pod nosem i burknął:
— Skupić? Ty mi każesz się skupić? To ty powinieneś się skupić, a wtedy może zauważyłbyś, że chodzisz jak… rozjechany szczur!
W oczach rudego zabłysło zdumienie.
— Jak ty się do mnie odezwałeś? — spytał szorstko, delikatnie marszcząc brwi. Pomarańczowooki mógłby powtórzyć to głośniej, ale wtedy zauważył gdzieś w piachu niewielki kamyk. Przewrócił oczami i podbiegł do niego, podczas gdy lodowaty wiatr rozwiewał mu futro. Rozgrzebał piasek wokół i chwycił znalezisko w pysk. Kamyk był nawet ładny – szary z grubymi, białymi pasmami. Może da go Morświnowej Łapie na zdrowie? Na pewno jej się przyda. Pewnie tak się ucieszy na prezent od tak pięknego kocura, że magicznie wyzdrowieje, wyzna mu miłość, wyrosną jej skrzydła i odleci do nieba… czy coś w ten deseń.
— Możemy już wracać — oznajmił Bukowa Łapa, podchodząc do swojego mentora. Ten ze zdziwienia zamrugał kilkakrotnie.
— Czy pająki zasnuły ci mózg? To ja decyduję, kiedy kończymy trening, a ty, młodziaku, nie zrobiłeś jeszcze nic pożytecznego. Odłóż ten kamyk i zacznij mnie słuchać, bo powiem wszystko Judaszowcowej Gwieździe! — zagroził, strzepując uchem. — Wiesz, na jak cienkiej linii stąpasz? Jesteś samotnikiem, trzymamy cię tu tylko dlatego, że ci twoi koledzy stchórzyli, a ty nie miałeś dokąd pójść. Wystarczy jedna pogłoska, że jesteś leniwy, a wylecisz stąd na zbity pysk.
Srebrny wzdrygnął się na słowa rudego. Przez moment poczuł strach, lecz zaraz potem wyprostował się, starając się wyglądać pewnie.
— To nieprawda…! Nie możecie mnie ot tak wyrzucić — uparł się, choć jego głos nie brzmiał zbyt pewnie. Mirtowe Lśnienie posłał mu jedynie delikatny uśmiech, pełen litości.
— Będziesz mnie słuchać, czy chcesz się sam przekonać, jaką decyzję wobec ciebie podejmie Judaszowcowa Gwiazda?
Bukowa Łapa wszedł do obozu ze zwieszonym ogonem i gorzkim wyrazem pyska. Gdy wracali, zgubił gdzieś swój podarek dla Morświnowej Łapy i teraz został z pustymi łapami! Jak inaczej miał jej pomóc, skoro nie tym kamykiem? Może po prostu powinien z nią porozmawiać, jakoś ją wesprzeć słowami? Nie… to głupie i bez sensu. W końcu postanowił, że może zagada do jakiegoś starszego kocura i poprosi o drobną radę. Nie miał zwyczaju prosić o pomoc, bo zawsze uważał, że wie najlepiej, ale tym razem mu nie zaszkodzi, a może nawet nawiąże jakąś znajomość z kimś ważnym w Klanie Klifu.
Dlatego, gdy dostrzegł postawnego, umięśnionego kocura na obozowej polanie, natychmiast nabrał pewności siebie i podszedł do niego niemal w podskokach. Nie miał pojęcia, kim był ten czekoladowy wojownik, jaką pełnił rangę ani jak miał na imię, ale wiedział jedno – wyglądał na silnego, a to oznaczało, że pewnie miał u swojego boku wiele kotek.
— Witaj, kolego! — przywitał się Bukowa Łapa, z entuzjazmem podchodząc do starszego.
Na jego nieszczęście, czar prysł, bo cętkowany tylko trochę się skulił, wyglądając na zawstydzonego. Srebrny wypuścił powietrze z płuc, łudząc się, że przecież w jego towarzystwie każdy by się onieśmielił. Nie zamierzał się jednak zniechęcać.
— Wiesz może, jak poprawić nastrój jakiejś kotce? — zaczął, trochę zawiedziony, ale z nadzieją w głosie. — Morświnowa Łapa jest trochę poharatana, kojarzysz? Chciałem dać jej jakiś drobny przedmiot, może kamyk albo piórko, ale teraz ciężko coś znaleźć. Ty pewnie wiesz, co można w takiej sytuacji zrobić, prawda?
— Kłamiesz! Wcale cię nie lubię, pieszczoszku! — fuknęła, odwracając głowę. Pomarańczowooki usiadł obok niej, owijając łapy ogonem. Niebieska rzuciła mu spojrzenie z ukosa, lecz zaraz potem zadarła głowę i zmrużyła oczy.
— No już, nie dąsaj się tak! Mów śmiało, co u twoich sióstr. Lubisz plotkować, prawda? W takim razie nie krępuj się, młoda damo, ja z przyjemnością wysłucham wszelakich nowinek! — zaśmiał się elegancko, po czym odchrząknął. — Wiesz, jak bardzo zależy mi na tym, by być obeznanym we wszystkim, co teraz w Klanie Klifu jest w centrum uwagi. Znaczy, wiesz, o czym wszyscy gadają… Chcę to wiedzieć! — zażądał, ale język poplątał mu się na tyle, że delikatnie się speszył. Polizał kilka razy kosmyki futra na swojej klatce piersiowej.
Foka w końcu odwróciła głowę w jego stronę i na moment się zastanowiła.
— Podobno w tej mewie odnaleziono robaki… Starsi mówią, że to jakiś zły omen, czy coś. Pff! To głupie, nie? Dlaczego Klan Gwiazdy miałby ostrzyć sobie na nas pazury? — mruknęła pewnie, a Bukowa Łapa przytaknął. — Poza tym moja siostra, Nietoperza Łapa, kręci się coraz częściej przy tej całej Drobnej Łapie. Myślisz, że się w sobie zakochały? — zakpiła, po czym spojrzała na niego z naglącym wzrokiem. — No, co myślisz?
Pomarańczowooki uniósł brwi do góry, wpatrując się w wodospad.
— Mam nadzieję, że to nieprawda! — burknął. Focza Łapa przechyliła głowę.
— Dlaczego? — spytała, a jej końcówka ogona stuknęła o ziemię. Bukowa Łapa delikatnie trącił ją łapą, po czym mruknął:
— No nie wiem… jakoś nie wydają mi się dla siebie stworzone, chociaż nie rozmawiałem zbyt wiele z Drobną Łapą, o ile w ogóle kiedyś rozmawialiśmy… Haha, tyle kotek czasem się do mnie dobija, że już ich nie pamiętam! — odparł gładko, ale w rzeczywistości był zazdrosny. Zazdrosny o to, że Nietoperza Łapa i Drobna Łapa mogłyby nie podziwiać jego, a siebie nawzajem. To głupie, bardzo głupie! Ale on taki już był.
Focza Łapa skrzywiła się.
— Tsa…
***
Im zimniej było, tym trudniej Bukowej Łapie było znaleźć ładne kwiaty czy tłuste piszczki, które mógłby podarować swoim wielbicielkom. Dlatego teraz, podczas treningu z Mirtowym Lśnieniem, rozglądał się po okolicy znacznie częściej niż zwykle. Prawie nie słuchał rudego wojownika, a zresztą… czemu miałby? I tak był już najmądrzejszy w Klanie Klifu, nie potrzebował, żeby jakiś starszy tłumaczył mu, jak polować i walczyć. Wszystko doskonale wiedział. Tak, dokładnie. Był idealny, bystry, inteligentny… i można by jeszcze długo wymieniać, ale po co, skoro trzeba się skupić na poszukiwaniach?
Srebrny przeszukiwał teren w poszukiwaniu ładnych kamyczków, może muszelek, lecz nic nie wpadało mu w oko. Już był wystarczająco zirytowany, gdy nagle jego mentor mruknął:
— Bukowa Łapo, czy mógłbyś się na moment skupić? Próbuję ci coś wytłumaczyć.
Głos Mirtowego Lśnienia był poważny i… dziwnie płaski, może trochę chłodny, co tylko bardziej rozgniewało pręgowanego. Za kogo on się uważał? Za przywódcę? Dobre sobie. Ktoś musiałby mu w końcu wbić do łba, że jest tylko zwykłym wojownikiem, dodatkowo kulejącym na jedną łapę, co Bukowa Łapa zdążył już zauważyć. Prychnął pod nosem i burknął:
— Skupić? Ty mi każesz się skupić? To ty powinieneś się skupić, a wtedy może zauważyłbyś, że chodzisz jak… rozjechany szczur!
W oczach rudego zabłysło zdumienie.
— Jak ty się do mnie odezwałeś? — spytał szorstko, delikatnie marszcząc brwi. Pomarańczowooki mógłby powtórzyć to głośniej, ale wtedy zauważył gdzieś w piachu niewielki kamyk. Przewrócił oczami i podbiegł do niego, podczas gdy lodowaty wiatr rozwiewał mu futro. Rozgrzebał piasek wokół i chwycił znalezisko w pysk. Kamyk był nawet ładny – szary z grubymi, białymi pasmami. Może da go Morświnowej Łapie na zdrowie? Na pewno jej się przyda. Pewnie tak się ucieszy na prezent od tak pięknego kocura, że magicznie wyzdrowieje, wyzna mu miłość, wyrosną jej skrzydła i odleci do nieba… czy coś w ten deseń.
— Możemy już wracać — oznajmił Bukowa Łapa, podchodząc do swojego mentora. Ten ze zdziwienia zamrugał kilkakrotnie.
— Czy pająki zasnuły ci mózg? To ja decyduję, kiedy kończymy trening, a ty, młodziaku, nie zrobiłeś jeszcze nic pożytecznego. Odłóż ten kamyk i zacznij mnie słuchać, bo powiem wszystko Judaszowcowej Gwieździe! — zagroził, strzepując uchem. — Wiesz, na jak cienkiej linii stąpasz? Jesteś samotnikiem, trzymamy cię tu tylko dlatego, że ci twoi koledzy stchórzyli, a ty nie miałeś dokąd pójść. Wystarczy jedna pogłoska, że jesteś leniwy, a wylecisz stąd na zbity pysk.
Srebrny wzdrygnął się na słowa rudego. Przez moment poczuł strach, lecz zaraz potem wyprostował się, starając się wyglądać pewnie.
— To nieprawda…! Nie możecie mnie ot tak wyrzucić — uparł się, choć jego głos nie brzmiał zbyt pewnie. Mirtowe Lśnienie posłał mu jedynie delikatny uśmiech, pełen litości.
— Będziesz mnie słuchać, czy chcesz się sam przekonać, jaką decyzję wobec ciebie podejmie Judaszowcowa Gwiazda?
***
Bukowa Łapa wszedł do obozu ze zwieszonym ogonem i gorzkim wyrazem pyska. Gdy wracali, zgubił gdzieś swój podarek dla Morświnowej Łapy i teraz został z pustymi łapami! Jak inaczej miał jej pomóc, skoro nie tym kamykiem? Może po prostu powinien z nią porozmawiać, jakoś ją wesprzeć słowami? Nie… to głupie i bez sensu. W końcu postanowił, że może zagada do jakiegoś starszego kocura i poprosi o drobną radę. Nie miał zwyczaju prosić o pomoc, bo zawsze uważał, że wie najlepiej, ale tym razem mu nie zaszkodzi, a może nawet nawiąże jakąś znajomość z kimś ważnym w Klanie Klifu.
Dlatego, gdy dostrzegł postawnego, umięśnionego kocura na obozowej polanie, natychmiast nabrał pewności siebie i podszedł do niego niemal w podskokach. Nie miał pojęcia, kim był ten czekoladowy wojownik, jaką pełnił rangę ani jak miał na imię, ale wiedział jedno – wyglądał na silnego, a to oznaczało, że pewnie miał u swojego boku wiele kotek.
— Witaj, kolego! — przywitał się Bukowa Łapa, z entuzjazmem podchodząc do starszego.
Na jego nieszczęście, czar prysł, bo cętkowany tylko trochę się skulił, wyglądając na zawstydzonego. Srebrny wypuścił powietrze z płuc, łudząc się, że przecież w jego towarzystwie każdy by się onieśmielił. Nie zamierzał się jednak zniechęcać.
— Wiesz może, jak poprawić nastrój jakiejś kotce? — zaczął, trochę zawiedziony, ale z nadzieją w głosie. — Morświnowa Łapa jest trochę poharatana, kojarzysz? Chciałem dać jej jakiś drobny przedmiot, może kamyk albo piórko, ale teraz ciężko coś znaleźć. Ty pewnie wiesz, co można w takiej sytuacji zrobić, prawda?
<Kolego?>
[1303 słów]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz