Przeszłość, kiedy byli jeszcze kociakami
Kamyczek zmarszczył brwi, gdy jego brat pchał go do wojowników. Oczywiście, mógł do nich podejść i zagadać, ale trochę bał się, że źle wypadnie, a zależało mu na dobrej opinii. W końcu już prawie był uczniem.
— Nie chcę być niegrzeczny, jeszcze o mnie źle pomyślą — zaprotestował kociak, kręcąc główką. — Musimy to inaczej załatwić, poza tym nie krzycz tak głośno, bo wszyscy cię słyszą.
Aż palił się ze wstydu, zdając sobie sprawę z tego, że do uszu kocurów mogły dojść dosyć nieprzyjemne określenia ze strony Dąbka.
— Daj spokój, chyba się nie boisz, co? — Cętkowany najwyraźniej miał niezły ubaw. Jakby w ogóle się nie przejmował tym, jakie robi na innych wrażenie. Znowu szturchnął brata, tym razem mocniej.
— Dobrze, już idę! — Kamyczek położył po sobie uszka. Nie podobało mu się takie zachowanie. Miał wrażenie, że Dąbek nim pomiata. Niby czemu to bicolor miał iść do wojowników? To strasznie niesprawiedliwe!
Czuł na sobie dwie pary żółtych oczu, kiedy podchodził do Bladego Lica. Poziomkowa Polana wyglądał, jakby miał się zaraz schować przed kociakami, więc padło na białego.
— Dzień dobry, mam nadzieję, że nie przeszkadzam za bardzo… — zaczął, kiwając głową w wyrazie szacunku.
— Przeszkadzasz — odparł krótko wojownik oschłym tonem, a następnie odwrócił się, jakby kompletnie nie miał ochoty ciągnąć tej rozmowy.
— Aha… — wydukał Kamyczek zdziwiony. — To ja już pójdę… Bardzo przepraszam.
Razem z bratem wyszli z legowiska wojowników i zatrzymali się niedaleko niego.
— No i widzisz, nie wyszło nam.
— W takim razie pójdź do Poziomkowej Polany! — prychnął Dąbek, jakby to było oczywiste.
— Żartujesz sobie? Nie widzisz, że nas tutaj nie chcą! Po co im wciskać dodatkowe obowiązki na siłę? — pokręcił głową i odszedł w kierunku żłobka, nie chcąc kontynuować tej bezsensownej rozmowy.
***
Teraźniejszość
Kamienna Łapa siedział przy wejściu do legowiska uczniów dopiero od paru uderzeń serca, jednak coś mu ciągle przeszkadzało. Ta świadomość, że jest jeszcze wcześnie, a skoro jego mentor, Wilczy Skowyt, był aktualnie zajęty, to musi trochę sam poćwiczyć. Może powtórzy te bitewne ruchy, których się uczył? Przecież nie może tak siedzieć bezczynnie i tracić czasu! Dzisiejszy trening nie poszedł mu tak źle. Prostsze ruchy, takie jak kopanie tylnymi łapami na wypadek przygwożdżenia do ziemi lub przytrzymywanie przeciwnika, zdołał opanować, a przynajmniej tak twierdził jego mentor. Ciekawe, czy naprawdę tak sądził, czy tylko mówił tak, bo było mu żal nic nieumiejącego ucznia, który mu się trafił? No cóż, tak czy siak, bicolor musiał wziąć się do roboty, bo ze swoimi umiejętnościami i tempem nauki, które były fatalne, miał przed sobą jeszcze mnóstwo pracy. Już się kierował ku wyjściu z obozu w poszukiwaniu jakiegoś ustronnego miejsca, w którym to mógłby na spokojnie poćwiczyć, kiedy kątem oka zauważył Dębową Łapę. O dziwo, jego brat siedział sam, a to się często nie zdarzało. Pewnie wszyscy jego przyjaciele byli na patrolach lub treningach. Po raz kolejny Kamienna Łapa poczuł ostre ukłucie zazdrości w brzuchu. Tak bardzo chciałby być, jak cętkowany! Mieć tylu przyjaciół, być lubianym, radzić sobie bez problemów ze szkoleniem… A był jego kompletnym przeciwieństwem. Beznadziejny, nic nie umiejący, słaby, bez przyjaciół… Dębowa Łapa był we wszystkim najlepszy, podczas gdy jego brat we wszystkim najgorszy. Co prawda, bicolor już się do tego przyzwyczaił, ale… to wciąż go czasem bolało. Musiał się z tym pogodzić. Wiedział, że już zawsze będzie beznadziejny.
Podszedł do cętkowanego z nadzieją, że ten się zgodzi na prośbę, którą zaraz miał wypowiedzieć.
— Cześć, Dębowa Łapo — przywitał się w mgnieniu oka, ukrywając cały ból, stres, niepokój i tę pustkę, która cały czas mu towarzyszyła. — Wiesz co… mam takie pytanko. Czy chciałbyś ze mną poćwiczyć walkę? Co ty na to? Może mi w czymś pomożesz?
<Dębowa Łapo? Proszęęęęęęę>
[trening woj. 592 słowa]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz