Przed odejściem Gąbczastej Łapy do Klanu Nocy
Gdy ruda zerknęła w jego kierunku, a starsza odwróciła się, by odszukać potrzebne rośliny, rudawy otworzył pyszczek.
— Hej! Jestem Stroczek. Czy widziałaś gdzieś moich rodziców? — zapytał. — Moja mama wygląda jak moja siostra, Łezka, i nazywa się Penelopa, a tata jest jaśniejszy i chyba podobny do mnie, na imię ma Odyseusz — przedstawił ich z wyraźną nadzieją w głosie.
Kocimiętkowa Łapa przekręciła głowę, zastanawiając się, o co w ogóle chodzi młodemu. Penelopa? Odyseusz? Co go skłoniło do myślenia, że może ich znać? Te imiona były jej zupełnie obce i nawet w najgłębszych zakamarkach umysłu nic jej nie świtało! Dlatego tylko wpatrywała się w kocurka z lekkim zdziwieniem. Ach, to był ten… tak, ten, którego ostatnio znaleźli ci dwaj kochasie – Gąbczasta Łapa i Szczawiowe Serce. Stroczek był znajdką. Musiał mieć gdzieś tam rodziców, którzy… cóż, pewnie go porzucili. Albo zmarli. Albo najpierw porzucili, a potem zmarli.
Kocimiętka zamiast, jak normalny kot, po prostu powiedzieć mu, że nie widziała żadnych Penelop ani Odyseuszów, postanowiła podejść bliżej, uśmiechając się chytrze pod nosem.
— Właściwie… to tak! — zawołała, mrużąc swoje zielone ślepia. Stroczek natychmiast się wyprostował, jakby chciał zbliżyć się do rudej. W jego oczach błysnęła nadzieja, a wibrysy zadrżały z emocji. — Tak, widziałam ich. Nie przesłyszałeś się — dodała z powagą, potakując głową.
— Gdzie!? Gdzie ich widziałaś!? — wykrztusił, aż mu się głos załamał. Zielonooka zrobiła krok do przodu i lekko poklepała go łapą po czole.
— Byłam wtedy w lesie z moją mentorką… — zaczęła, siadając ostrożnie na chłodnej posadzce. — I nagle usłyszałam krzyki. Naprzemiennie: Stroczek! Łezka! Stroczek! Łezka! Dziwne, prawda? Pomyślałyśmy z Lodowym Omenem, że to pewnie samotnicy, więc poszłyśmy sprawdzić…
Przerwała dramatycznie, tworząc tym samym napięcie.
— I wtedy, za krzakami, zobaczyłyśmy ich… Penelopę i Odyseusza. Szukali was. Ale… byli samotnikami. — Gdy to mówiła, wysunęła pazurki, przyglądając się ich ostrym zakończeniom. — A wiesz, co się robi z samotnikami?
Stroczek wbił wzrok w jej łapy i przełknął głośno ślinę.
— C-co? — pisnął cicho. Kocimiętka zbliżyła się do jego pyszczka, a potem kłapnęła zębami tuż przy nim.
— Zjada się ich! — oznajmiła głośno, prostując się dumnie. W tej samej chwili zza niej wyłoniła się Cisowe Tchnienie, niosąc w pysku jakąś roślinę. Stroczek zamarł, patrząc raz na rudą, raz na medyczkę, widocznie zmieszany.
— Z-zjadłaś ich…? — wyszeptał w końcu, z trudem łapiąc oddech.
— Zjadłam, nie zjadłam… co za różnica? — odparła nonszalancko, kiedy Cis owijała jej poduszkę pajęczyną po wcześniejszym nałożeniu papki. Kiedy medyczka skończyła, ruda podziękowała jej krótko i ruszyła w stronę wyjścia z lecznicy. Wtem młody kociak zerwał się z posłania i doskoczył do jej nogi.
— Poczekaj! Czy moi rodzice… żyją? — zapytał z desperacją w głosie. Kocimiętka spojrzała na niego przez ramię, uśmiechając się pod nosem, po czym zniknęła w legowisku uczniów, gdzie Stroczek nie mógł już wejść. Biedaczek… pewnie teraz zamartwi się na śmierć!
***
Teraźniejszość
Odkąd Gąbczasta Łapa zniknęła z Klanu Wilka, zabierając ze sobą Łezkę, Kocimiętkowa Łapa zastanawiała się, czy nie zagadać do Stroczka. Bidulek siedział dalej w tej smętnej lecznicy, teraz już bez opiekunki i siostry. Miał tylko Szczawiowe Serce, który trochę przygasł po odejściu swojej kochanki do Klanu Nocy. Ruda miała wrażenie, że to, co wcześniej powiedziała kociakowi, było trochę nie na miejscu. Czuła, że musi mu się jakoś odpłacić.
Właśnie dlatego z własnej woli zajrzała w końcu do lecznicy. Tam zauważyła, że młodziak leżał smutno na swoim posłaniu, przesuwając wzrok po swoich łapach, jakby coś liczył. Może ilość włosków na skórze? Cóż, gdyby ona była na jego miejscu, też z nudy pewnie robiłaby dziwne rzeczy. Zawiesiła na nim wzrok, a kiedy spojrzał na nią, wzdrygnęła się i szybko wycofała. Nie może tam wejść z pustymi łapami!
Szybko rozejrzała się wokół, a wtedy dostrzegła leżącą na ziemi kulkę mchu. Była trochę sztywna i zmarznięta, ale Kocimiętka chwyciła ją w pyszczek i ruszyła w stronę wejścia do lecznicy. Ktoś musiał zgubić tę kulkę, tylko kto? Może Makowa Łapa? Ona w swoim futrze miała wszystko! Właściwie dawno nie rozmawiały. Może później do niej zagada…
Wsunęła się znowu do lecznicy, tym razem rzucając mech pod swoje łapy. Stroczek podniósł uszy do góry, patrząc z zaciekawieniem na nową zabawkę. Ruda popchnęła ją w jego stronę, po czym podeszła bliżej i usiadła, zaczynając przerzucać kulkę z jednej łapy do drugiej.
— To… cześć, kolego! — przywitała się, przenosząc na niego wzrok. Stroczek cofnął się w róg posłania, patrząc na nią z przerażeniem. Właściwie to ona też by tak patrzyła na kogoś, kto teoretycznie zjadłby jej rodziców.
— Musi ci być ciężko… — odchrząknęła, odwracając od niego wzrok. Zaczęła nucić coś pod nosem, lecz potem pokręciła głową, wracając myślami do teraźniejszości. — W końcu… w jeden dzień straciłeś opiekunkę, siostrę… to musi być straszne! Ja też coś o tym wiem, bo sama musiałam pożegnać się w młodym wieku ze swoim ojcem i wujkiem… — westchnęła, grymasząc się lekko. Wciąż tęskniła za Króliczą Ułudą i Trójokim Zającem. Byli fajni… bardzo fajni.
— Ale nie martw się! W końcu będzie lepiej, zapomnisz o nich. A może i nie? Ale to bardzo dobrze. Pielęgnuj pamięć o nich, ale nie zawracaj sobie tym głowy. Znajdziesz wielu przyjaciół, którzy pomogą ci zapełnić pustkę po nich. Poza tym, to nie koniec świata, spotkasz ich kiedyś na zgromadzeniu i tego mogę być pewna! To nie tak, że one zniknęły całkowicie. Odeszły tylko do Klanu Nocy, co znaczy, że wciąż są niedaleko! — mruknęła, starając się pocieszyć młodziaka.
Stroczek wpatrywał się w swoje łapy, jakby rozważał słowa zielonookiej.
— No nic. Takie już jest życie, wiesz? Czasem coś tracimy, czasem zyskujemy. Jednak może zamiast użalać się nad sobą, pobawimy się tym świetnym, pięknym mchem, który ci przyniosłam? Jest specjalnie dla ciebie! W sensie… wzięłam go z myślą o tobie, bo taki smutny siedzisz. Przyda ci się trochę ruchu, więc… głowa do góry i chodźmy trochę porzucać tę kulkę! Widzisz, jak się na ciebie patrzy? Wyobraź sobie, że do ciebie mówi! A wiesz, co mówi? Rzuć mną, rzuć mną!
Po lecznicy rozniósł się jej chichot, na który Cisowe Tchnienie burknęła coś pod nosem.
<Stroczku? To co, pobawisz się ze mną?>
[1028 słów]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz