Przeszłość, po porodzie Borówki
Trzy niewinne kruszynki leżały wtulone w siebie nawzajem, a delikatny wietrzyk bujał kolorowymi muszelkami nad nimi, tworząc piękną melodię, która niczym śpiew ptaków późnym popołudniem delikatnie kołysała maleństwa do snu.
Każde z nich inne, jednak tak samo piękne i wyjątkowe. Największe z nich nazwane na cześć kwiatu, oddychało spokojnie, raz po raz wydając z siebie ciche westchnienia. Obok kocurka leżała troszeczkę mniejsza szylkretka, która swoim unikatowym wyglądem zaskoczyła wszystkich. A mimo to, jej oddech był głęboki i rytmiczny, jakby nie obchodziła ją opinia innych. Trzecia istotka niepodważalne była najmniejsza. Jej maciupka klatka piersiowa unosiła się nierówno i płytko, a z jej pyszczka wydostawały się cichutkie piski. Wyglądała, jakby jeden niewielki podmuch wiatru, jedno dotknięcie mogło sprawić, że rozpadnie się pod nim niczym pył.
✩ ★ ✩ ★ ✩
Wcześniej, poród
Poród zaczął się w nocy, kiedy księżyc osiągał swój zenit, a jego blask oświetlał obóz, otaczając go niemal mistyczną, przepiękną aurą. Narodziny pierwszych dwóch maleństw nie były problematyczne, przeszło w miarę gładko, a już chwilę po rozpoczęciu porodu, dwójka z oczekiwanej trójki wzięła swój pierwszy wdech niemal od razu, wypełniając żłobek swoimi piskami. Wtedy nadeszła pora na ich siostrę, a sprawy zaczęły się komplikować. Mała nie mogła znaleźć się na zewnątrz i medyczce zajęło sporo czasu, aby pomóc jej przyjść na świat. Kiedy już i trzecie kocię wydostało się ze środka, aby również wziąć swój pierwszy oddech, żłobek zamiast spodziewanego pisku koteczki, przeszyło zszokowane westchnienie Różanej Woni. Szylkretka była jednym z najmniejszych kociąt, z jakimi kocica mogła mieć do czynienia. Sama ruda natomiast zostawała cicho, nienaturalnie milcząc niczym głaz. Co się okazało, przez jakiś czas nie była w stanie samodzielnie oddychać, a jej serduszko biło tak słabo, że ledwo dało się je wyczuć. Mama musiała pobudzić jej krążenie, dokładnie ją wylizując. W końcu – po czasie, który jednocześnie był niczym jedno uderzenie serca i cały księżyc – płomiennoruda istotka zaczęła samodzielnie oddychać, a jej pierwszy tak bardzo wyczekiwany wdech, nadszedł wraz ze wschodem słońca.
Borówkowa Słodycz, wraz z Tojadową Kryzą, kiedy dostali w swe łapy trzecią istotkę stwierdzili, że to już pora, aby nadać im imiona. Zaczęli od swojego jedynego syna. Był liliowy, jednak częściowo, jego futerko pokrywała barwa przypominająca konwalie. Kwiaty były bardzo ważne dla tej dwójki, więc kocurek został nazwany Konwalia na cześć owych kwiatów, swym wyglądem przypominających malusie dzwoneczki, na których łatwo osadza się rosa. Szylkretka leżąca obok, mimo iż miała zaledwie pół nocy, już wykazywała się swoją energią, raz po raz delikatnie kopiąc czy to swojego brata, czy to swoją rodzicielkę, leżącą tuż obok. Z tego powodu oraz przy okazji jej unikatowego jak dla Klanu Nocy (mimo to pięknego!!!) wyglądu i charakterystycznym paseczkom na uchu, które niezaprzeczalnie dodawały jej uroku, od tamtej pory zwała się Korzonek. Wtedy została jeszcze tylko ta trzecia kruszynka, która ledwo przeżyła swoje narodziny. Krucha, urocza i delikatna niczym piórko, o pięknym, płomiennorudym odcieniu futerka z wieloma czarnymi piegami, łatką na jednym z oczu i pędzelkami na uszkach. Kiedy Tojad oraz Borówka zastanawiali się nad imieniem dla tej małej, ona ukazała swoją kolejną unikatową cechę, ziewając i zaczynając delikatnie ugniatać przednie łapki w powietrzu. Cała jej skóra, razem z językiem, poduszkami łap oraz uszami, była łaciata, nosząc na sobie wiele pięknie komponujących się barw. Propozycji na jej imię było naprawdę wiele, a pomysły przychodziły i przychodziły, jednak żaden nie podobał się na tyle, aby końcowo go użyć. Były kwiaty, owoce, części pogody, zwierzęta, rzeczy związane z wodą… Możliwych propozycji było zdecydowanie co niemiara. Truskawka, Wisienka, Lawendka, Liliak, Knieja, Wschód, Motylek, Lilia… Naprawdę było ich mnóstwo! Podczas kiedy rodzice maluchów główkowali, do żłobka cicho wślizgnął się uczeń z ziołami oraz trzema uklejkami w pysku. Powoli podszedł do białej kocicy, kładąc przed nią to, co przyniósł. Borówka nie spuszczała z niego swojego czujnego, acz zmęczonego, spojrzenia, kiedy on zaczął mówić.
— Proszę, to pomoże w produkcji mleka, a to w odzyskaniu sił, pani Pierzasta Kołysanka prosiła, abym to przekazał… — miauknął, na co wojowniczka, a raczej królowa, jedynie skinęła głową, następnie zaczynając pochłaniać medykamenty. — Te ryby też są dla ciebie, musisz teraz dużo jeść, ale w razie co mogę donieść jeszcze… Sam je upolowałem.
— Dziękuję, Szepcząca Łapo — odpowiedziała Borówkowa Słodycz, po chwili zabierając się za posiłek.
Oczy Szepciątka skierowały się na trójkę kociaków z szerokim uśmiechem.
Przez chwilę kocica przestała jeść, jednak kiedy ujrzała minę pointa, trochę się uspokoiła. Normalne było, że matka chciała chronić swe pociechy, szczególnie w takiej sytuacji i takim miejscu.
— Jeśli można, to jak je nazwaliście? — spytał po chwili, nie spuszczając z nich oczu, jakby chciał nacieszyć się ich widokiem.
— Ten liliowy kocurek to Konwalia, szylkretka obok Korzonek, a ruda nie ma jeszcze imienia — odparł rudy z dumą i miłością, wpatrując się w swoje dzieci.
— Och, wszystkie są takie przeurocze! Szczególnie ta malutka szylkretka! Chociaż nie powinna być takich rozmiarów… Cieszę się, że teraz już wszystko dobrze. Borówkowa Słodyczy, Tojadowa Kryzo, wasze kocięta są przeurocze!
Starszy kocur uśmiechnął się do młodszego, a jego oczy rozbłysły.
— Borówko, a może nazwiemy ją po tobie? — zaproponował, po niedługim czasie kontynuując.
— Co, jeśli nazwać by ją Słodka? Jest taka przeurocza, ma to po tobie…
Zmęczona królowa przybrała delikatny uśmiech i zgodziła się ze swoim partnerem.
— Tak więc Konwalia, Korzonek i Słodka… — wyszeptała, przysuwając trójkę swoich dzieci bliżej siebie.
— Pięknie… — dodała jeszcze, następnie wygodniej się układając.
W tym czasie przyszły ogrodnik wycofał się, dając nacieszyć się tą chwilą kotom, które znajdowały się w żłobku.
✩ ★ ✩ ★ ✩
Każdy kot, który przychodził w odwiedziny do świeżo upieczonej mamy oraz trójki kociąt przeżywał szok. Najpierw prawie każde spojrzenie padało na czekoladową szylkretkę, a następnie lądowało na tak niebywałym rozmiarze jej siostry. Mimo to końcowo wszyscy skupiali się na Korzonek. Sama wieść rozniosła się po obozie szybciej, niż pożar po suchym lesie i zanim ktokolwiek się obejrzał, wszystkie Nocniaki wiedziały. Reakcje wśród nich były różne, jednak nie to było głównym tematem rozmów. Otóż w żłobku jednocześnie znajdowało się czekoladowe kocię oraz kocię wywodzące się z rodu królewskiego, co było równie niespodziewane. Jak się okazuje, życie może być pełne niespodzianek…
✩ ★ ✩ ★ ✩
Teraźniejszość
Leżałam przy boku Borówkowej Słodyczy, razem ze swoim rodzeństwem jako jedyna z naszej trójki nie śpiąc. Delikatnie prostowałam i zginałam swoje przednie łapki, ugniatając je. Tak w zasadzie, to robiłam to bardzo często! Powoli otworzyłam jeszcze trochę zaspane oczka, szukając wzrokiem swojej mamy.
<Mamusiu?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz