Przeszłość; ogłoszenie wojny Klanu Wilka z Klanem Klifu
Wieczorem, gdy to słońce chyliło się już ku zachodowi, do obozu Klanu Wilka wpadła trójka wojowników, wcześniej przydzielonych do patrolu granicznego.
Dyniowa Skórka wspierała swym bokiem intensywnie krwawiącego Piołunowy Dym, któremu szkarłatna ciecz mocno utrudniała pole widzenia, natomiast Wrotyczowa Szrama, zwykle cicha i wycofana, wyskoczyła do przodu, niecierpliwie wymachując ogonem.
— Zostaliśmy zaatakowani! Klifiacy zadeklarowali nam zbliżającą się wojnę, grożąc nam odebraniem terenów!
Brzmiały słowa wojowniczki, które po chwili rozniosły się po obozie, niesione dziesiątkami szeptów. Już w momencie ich wypowiedzenia, w sercach Wilczaków zapadła jasna decyzja — wojna.
Nikła Gwiazda ogłosił, że za dwa wschody słońca wszyscy mają być w gotowości. Klan Klifu był głupi, nie zdając sobie sprawy, z kim zadziera.
⸻↣⚔︎↢⸻
Kosaciec stał przy Wrotyczowej Szramie w tłumie innych wojowników. Kątem oka zauważył Koperka, a jego strach nie umknął mu. Szepnął cicho przyjaciółce, że zaraz wróci i przecisnął się przez tłum w stronę asystenta medyczki. Stworzenie, widząc idącego w jeno stronę Kosaćcową Grzywę, burknęło cicho, a na jeno pyszczek wpełznął minimalny uśmieszek.
— Jak tam ci mija ten bardzo piękny dzionek, Koper? — zaczął z entuzjazmem młodszy i przysunął się do jego boku.
— Hmm... Średnio — mruknęło, patrząc kocurowi w oczy.
— To chyba dobrze, że średnio. W Klanie Wilka to zazwyczaj się tak czujemy... — rzekł, przytakując. Zobaczył niemrawy pysk kocura — Co ty taki smutny? — przechylił łeb Kosaciec — Przecież nie będziesz walczył. Masz siedzieć w krzakach i ratować Wilczaków; jeśli będzie w ogóle, co ratować! — zażartował.
— Może nie, ale boje się, że stanie się krzywda innym. Na przykład tobie? Wydaje mi się, że stres jest w tej chwili normalny? Nie wiem — mruknęło i lekko oparło się na kocurze. Kosaćcowa Grzywa parsknął na jego drugie zdanie.
— Po prostu chyba się boję... — stwierdziło z niemrawym wyrazem pyszczka.
— Jesteśmy silni, raczej dużo z nas nie oberwie od tych Klifiaków — dodał. Zamilkł, czekając na reakcję starszego.
— Och, to bez wątpienia! — zaśmiało się.
— Nic mnie już raczej nie zaskoczy bardziej niż głupia śmierć Omena — wymamrotał, a jego wyraz pyska posmutniał. — Może trochę jest stresik... Ale nie będzie tak źle — zesztywniał, gdy przypomniał sobie o pewnym kocie z Klanu Klifu.
Promieniste Słońce zginie, pomyślał z nienawiścią.
Chwilę później rozluźnił się, gdy poczuł bok Koperka przy nim.
— Aż tak się boisz, że się do mnie przysuwasz? — odezwał się z psotnym uśmiechem, patrząc wprost na niego. Nagle Nikła Gwiazda oznajmił, że ruszają. Kosaćcowa Grzywa spojrzał na odchodzącą resztę, a potem na Kopra.
— Chodź, bo pójdą bez nas.
⸻↣⚔︎↢⸻
Spojrzał kątem oka na Krucze Pióro, początkowo milcząc, analizując go od łap do najwyższego punktu na ciele kocura. Wydawał się silny.
Tajemniczo się uśmiechnął I rzekł do niego:
— Witaj, Krucze Pióro — zaczął. — Czy chciałbyś razem unicestwić Klan Klifu? Moglibyśmy, no, wiesz... zaczaić się na jednego i razem go ciachnąć — mówił spokojnym, dosyć przekonującym głosem. — Chcesz? Czy może jesteś zbyt dumny, aby się przyłączyć do wielkiego Kosaćca?
Prychnął trochę rozbawiony wypowiedzią kocura. Skinął głową większemu.
— Cóż, możesz to uznać za zaszczyt, ale chętnie zawalczę po twojej stronie.
Zadziornie szturchnął go barkiem, gdy się zgodził. Zerknął na terytorium Klanu Klifu.
— No i to ja lubię! — powiedział entuzjastycznie. — My, ty i ja, razem przeciwko tym zapchlonym Klifiakom... — Spojrzał na niego — Oczywiście, nie mówię o tym w sposób... romantyczny. Potem możemy już do siebie nie gadać, czarny ptaszku.
Spojrzał na Kosaćcową Grzywę trochę krzywym wzrokiem. Raczej nie gustował w starszych.
— No weź, nie dąsaj się... — powiedział do młodszego — To był żarcik. Jutro już nie będziemy mordować kotów razem, pasi? — dodał.
Odwrócił wzrok ponownie, aby zobaczyć koty w oddali.
— Idą! — szepnął Kruczemu Piórowi.
Do nosa starszego dotarł mocny zapach Klifiaków. Wzdrygnął się.
— Oby ich ta klątwa unicestwiła... śmierdzą, jakby z kaczkami spali na co dzień! — skomentował biały.
Napiął mięśnie, nie patrząc w ich stronę.
Nie chciał ujrzeć tam Strzępki.
— Tak, tak… Ale wiesz, połączenie mamy dobre. Wiem, że jesteś silny, więc raczej szybko się uporamy z przeciwnikami. — Krucze Pióro przez chwilę stał tak, jednak zdecydował się dodać — Bez homo, czy coś.
Parsknął śmiechem w jego stronę, a następnie odważył się na spojrzenie w stronę Klifiaków. Nie widział przy pierwszych kotach Strzępki. Z pyska wymsknęło mu się małe westchnięcie z ulgą. Szybko się wyprostował i wyjaśnił to, co zrobił przed chwilą, aby Kruk sobie nie myślał.
— Mało ich jest, nie będziemy musieli się brudzić ich krwią zanadto.
Nagle do jego uszu dotarły wycia wilczych wojowników. Najwyraźniej chcieli rozgrzać ducha walki przed bitwą.
Jako iż miał wojowniczego ducha, zawył, jakby był wilkiem z krwi I kości. Musiał pokazać, że się nie boją! Nie będzie okazywał strachu przed byle jakimiś kotami. Bojowe krzyki nasilały się, a nawet Krucze Pióro się do niego przyłączył.
Wyczekiwana Liściasta Gwiazda stanęła w końcu.
Zerknęła ukradkiem na swojego zastępcę, który zrównał się z nią.
Kocur ucichł, gdy Liściasta Gwiazda zaczęła mówić. Szturchnął Kruka.
— Zobaczmy, co ten gwiezdny tchórz ma do powiedzenia — wyszeptał, nie odrywając wzroku od Liściastej Gwiazdy. Gapił się tylko w nią, słuchając konwersacji z ich przywódcą.
— Nikła Gwiazdo, witaj — powiedziała uroczyście. Patrzyła kocurowi prosto w ślepia. — Czy chciałbyś wyjaśnić czemu zaszczyciłeś nasze tereny tak... liczną wizytą?
Nikła Gwiazda przeciął ogonem powietrze, powstrzymując swych wojowników przed wyskoczeniem ku gardłom Klifiaków. Parsknął sarkastycznie.
— Że też masz czelność pytać — prychnął pogardliwie. — Niby taka pewna siebie, atakuje nasze patrole, zapowiada kradzież terenów, ale gdy przychodzi, co do czego, nagle się lęka. Czyżby przytłoczyła cię nasza armia, Liściasta Gwiazdo? Niestety, muszę cię rozczarować, na zmianę zdania już za późno.
Makowy Nów podeszła bliżej przywódcy Klanu Wilka.
Kolory zeszły z pyszczka Klifiaczki.
— Nikła Gwiazdo... Nikt z naszych wojowników nie drasnął twojego choćby pazurem... Nie wiem, skąd wziąłeś takie informacje, ale masz moje słowo, że wszystko, co powiedziałeś, o co nas oskarżasz, nie jest prawdą — powiedziała, próbując brzmieć stanowczo. Niestety, Kosaciec wyczuwał tylko strach, szok, zakłopotanie…
Judaszowcowy Pocałunek zmarszczył brwi, gdy na grzbiecie włosy zaczynały się jeżyć.
— To jakieś oszczerstwa! — wypalił, nie będąc w stanie trzymać języka za zębami. Zresztą, czy kiedykolwiek Judaszowcowy Pocałunek wyglądał na kota, który milczy, gdy tego wymaga sytuacja? — Jak śmiesz pleść takie kocopoły! Jak mówi Liściasta Gwiazda, żaden wojownik Klanu Klifu was nawet nie drasnął pazurem!
Wilczak objął chłodnym spojrzeniem przerażoną, żałośnie zgarbioną ze strachu liderkę Klanu Klifu.
— Naprawdę, aż do tego momentu sądziłem, że Klan Klifu ma w sobie choćby krztynę godności. Najwyraźniej się myliłem. Łżesz w żywe oczy, Liściasta Gwiazdo. I nawet nie umiesz trzymać swoich wojowników w ryzach! Przekrzykują cię jak dzikie zwierzęta.
— To twoi wojownicy wyją na nas jak kundle do księżyca! — odwarknął zastępca, zanim Liściasta Gwiazda zdołała odpowiedzieć na jego zarzut.
Przywódca spojrzał z politowaniem na kocura z Klanu Klifu. Nie skomentował jego słów. Zastępca odpowiedział mu wrogim spojrzeniem.
Kosaćcowa Grzywa przysłuchiwał się w milczeniu ważnej rozmowy przewodzących, komentując w myślach ich słowa. Gdy Judaszowcowy Pocałunek miał czelność się odezwać o ich wyciu, ten syknął, napinając mięśnie. Był gotowy do ataku; powstrzymała go tylko myśl, że Nikła Gwiazda jakoś sobie poradzi. Albo... zginie? Zły uśmiech prawie wkradł mu się na pyszczek, ale się powstrzymał.
Nagle kątem oka dojrzał zaniepokojoną Postrzępiony Mróz. Poczuł coś ciężkiego na swojej klatce piersiowej. Kotka mogła zobaczyć jego chwilowe zaskoczenie, ale szybko spoważniał i wrócił wzrokiem do Liściastej Gwiazdy.
— Jak śmiesz nazywać mego syna zwierzyną! To wy czaicie się na nas jak wataha, nawet jeśli my prysłyśmy zwyczajnie porozmawiać, wyjaśnić sytuację — powiedziała kotka żałośnie w stronę Wilczaka. — Którzy z nas są dzikimi zwierzętami; ci, którzy chcą rozmawiać czy ci, którzy już szczerzą swoje kły?
— Nawet teraz nie umiesz zachować spokoju, więc o jakiej pokojowej rozmowie mówisz? Okaleczyliście naszych wojowników własnymi łapami, a teraz chwytacie się najbrudniejszych sztuczek, byleby uniknąć konfrontacji.
— Ile razy trzeba ci powtarzać, że nasi wojownicy nie babrali w tym swoich łap!? — syknął Judaszowcowy Pocałunek.
— No tak, bo po waszej stronie, noszące na swoich skórach smród waszego klanu, mówiące o sobie jako o członkach Klanu Klifu, biegają sobie ot tak samotnicy lub pieszczochy.
Kosaćcowa Grzywa był zażenowany Klanem Klifu.
Zerknął na Krucze Pióro i niepewnie szepnął:
— Czy w ogóle będzie nam dane kogoś... zaciukać...?
— Nie wiem, ale nie ukrywam, mam nadzieję, że nam dadzą taką możliwość. — mówił spokojnym, opanowanym głosem.
— Czy ktoś, kto dopuścił się tak... — Liściasta Gwiazda kontynuowała swoją przemowę — Tak haniebnej krzywdy, teraz przyszedłby przed twoją osobę, z garstką kotów, prosząc o możliwość rozmowy? O oszczędzeniu kolejnych żyć, kolejnych krzywd? Nikła Gwiazdo, proszę cię, abyś przestał myśleć o niepotrzebnym bólu i odwołał część swojego klanu, aby mógł zająć się czymś, co faktycznie jest mu potrzebne… Porozmawiajmy spokojnie, proszę…
— W sumie to możemy zacząć od Judaszowca, co tak kłapie tym dziobem jak opętany. — Kosaciec wskazał szybko brodą na starszego. — Racja? Mniej gadania, więcej roboty.
— Zabawa się skończyła, Liściasta Gwiazdo. Klan Wilka nie będzie dłużej znosił fałszywych obelg rzucanych w naszą stronę na zgromadzeniu, przekraczania naszych granic i atakowania naszych wojowników. Jeśli nie chciałaś rozlewu krwi, powinnaś zastanowić się nad swoimi działaniami wcześniej. Weź się w garść, jesteś liderką, nie kociakiem!
Judaszowcowy Pocałunek zmarszczył brwi, nie wiedząc, co na to odpowiedzieć.
Krucze Pióro nie mógł powstrzymać śmiechu, jaki wydobył się z jego pyszczka.
— Mniej gadania, więcej robienia, co? W sumie teraz przez to zastanawia mnie czy faktycznie potrafi się bić, czy tylko kłapać pyszczkiem na temat tego, co by to nie zrobił.
Kosaciec zachichotał razem z Krukiem, wyglądając jak dwa koty knujące coś strasznie złego.
— Możemy go przetestować.
Spojrzał na niego wyzywająco.
Młodszy uśmiechnął się wyzywająco.
— Stawiam mysz, że nie wytrzyma pięciu minut.
Zmrużył oczy, kopiując wyzywający uśmiech Kruka.
— A ja tłustego, dorosłego zająca…
Ich dalszą rozmowę zagłuszyło rozpaczliwe zawodzenie Liściastej Gwiazdy.
— N-nie! nie! Nikła Gwiazdo, nie bądź głupi! Nie przelewaj krwi! To naprawdę nie my zaatakowaliśmy wasz patrol, masz moje słowo, słowo lidera! — krzyknęła szczerze przerażona. Futro na karku zjeżyło się, a jej łapy drgały tak mocno, że mogła się w każdej chwili wywrócić. Zrobiła kilka kroków do tyłu, ale natrafiła na pierś czarnej wojowniczki, która aż podskoczyła ze strachu. Szeroko rozwartymi oczami wpatrywała się to w nią, to w siedzącą obok kotkę. Zanim usłyszała łomot łap Nikłej Gwiazdy, zdążyła szepnąć jedynie do drugiej:
— B-biegnij do obozu... Oni nas wszystkich tu zamordują. — Oczy zaszły jej łzami. I tak się stanie, pomyślał z nienawiścią.
Nikła Gwiazda rzucił się ku liderce z wysuniętymi pazurami.
— Do ataku, Klanie Wilka!
Rozkaz Nikłej Gwiazdy był słodką rozkoszą. Prośbą.
Kosaciec zgodził się.
Obnażył kły, napiął mięśnie, odsłonił ostre pazurki i... skoczył wprost na Judaszowcowy Pocałunek z pazurami.
Niestety, nie udało mu się. Spudłował. Judaszowcowy Pocałunek warknął, widząc biegnącego na niego młokosa. Uniknął ciosu. Kosaćcowa Grzywa warknął, zdesperowany patrząc na Krucze Pióro. Oby mu pomógł…
Zachichotał złowieszczo, gdy Krucze Pióro podbiegł do Judaszowcowego Pocałunku, rzucił i wgryzł się w szyję. Zastępca próbował oddać młodszemu, ale spudłował. Chichot przerodził się w śmiech. Będzie piękna szrama!
Niestety, liliowy, nieznany Kosaćcowi dotąd kocur skoczył Klifiakowi na ratunek.
— Dwójka na jednego! Niedoczekanie! — warknął i rzucił się w ich wir walki.
Gdy go usłyszał, syknął i zjeżył się. Zaszarżował, ale mimo tego spudłował. Dzisiaj był żałosny. Czyżby go przeklęto?
Liliowy zainteresował się ciemniejszym kotem. Oboje zaczęli unikać i zadawać sobie potężne ciosy.
W trakcie, gdy drugi Klifiak atakował innego kota, Judaszowcowy Pocałunek rzucił się na prawie białego wojownika, który zaatakował go jako pierwszy, przewracając na ziemię i bijąc zaciekle pazurami.
Kosaciec syknął, kładąc uszy po sobie. Gdy został przyszpilony przez zastępcę, Instynktownie go odepchnął od siebie tylnymi łapami. Fuknął, wstał prędko, po czym szybko próbował dosięgnąć drugiego kocura. Niestety spudłował.
— A żeby was Klan Gwiazdy zostawił! — krzyknął, sfrustrowany.
Wilczak widział, jak Krucze Pióro był bity przez Klifiaków. Chciał mu pomóc, ale nie był w stanie; cokolwiek próbował, kończyło się teraz fiaskiem.
Odważył się ponownie wycelować w jednego z nich, aby pomóc Kruczemu.
Kosaćcowa Grzywa nie dowierzał.
Ponownie spudłował.
Ponownie.
Chciał pomóc swojemu ,,nie-homo" towarzyszowi, ale... Gwiezdnym chyba się nie spodobało to, jak o nim mówił. I słusznie. ALE NIE W TAKIEJ CHWILI!
Zaraz po Mniszku, atak na Kruka przypuścił Judaszowcowy Pocałunek, chcąc odwdzięczyć się za szramę na karku – zanim ten na dobre podniósł się z ziemi, przybił go do niej znów Judaszowiec, wbijając zęby w puszystą szyję Wilczaka.
Drugi kocur warknął w stronę białego wojownika, próbując się na niego rzucić. Ten go odtrącił, a Mniszek nie trafił.
Judaszowcowy Pocałunek próbował ugryźć Kosaćca ponownie, lecz niestety został odepchnięty.
Kosaćcowa Grzywa zaśmiał się, gdy nieudolny wojownik spróbował zatopić kły w jego ciele.
— HA, HA! I co teraz? — zadrwił. Spojrzał na Judasza i pomknął w jego stronę, ale znowu spudłował.
Coś się w nim zaczęło gotować.
Przerażający, przenikający śmiech rozlał się po Czarnych Gniazdach. Wydawał się dochodzić znad głów, z koron... Sprawił, że koty zastygły. Wątła, wręcz niekocia postać zeskoczyła z jednego z drzew, a za nią dwie kolejne, z krzaku wypełza czwarta... Pierwsza niosła w pysku... coś... Coś, co przypominało łapę. Może nawet kiedyś nią było.
— Jacy wy jesteście rozkoszni — powiedziała, kiedy wypluła już lekko nadgniłą łapę. Uśmiechnęła się do znanych jej kotów z Klanu Klifu. — Kojarzycie prawda? Miała takie futerko, że trudno nie rozpoznać... Ja nawet rozpoznałam, kiedy biedną widziała, jak się wykrwawia, a ostatnio moje oczy spotkały się z jej, kiedy była jeszcze małym robactwem…
Kosaćcowa Grzywa gapił się w nią tępo.
— A ona, do jasnej cholery, kim jest? — zapytał, przerywając walkę i zarazem ciszę klanowców. Popatrzył w stronę Judasza.
— Ty coś o tym wiesz, racja?
Judaszowcowy Pocałunek otrząsnął się z bitewnego zamętu, by spojrzeć na pysk nieznajomej Kosaćcowi. Starszy dawał się być obrzydzony. Stał pochylony nad przeciwnikami w bezruchu. W osłupieniu.
— Nie... — Uśmiechnął się, wręcz maniakalnie, choć Kosaciec nie wiedział, co tu było takiego do śmiechu. — Co za... Co za wronia strawa! — wypluł wręcz z pyska, nie mogąc oderwać wzroku od samotniczki.
— Och... Jak grzecznie milczycie, jak patrzycie i czekacie... Że też nie mogliście być tacy spokojni od początku. — Pokręciła głową. — Bo wiecie, ja was obserwowała, z moimi towarzyszkami... Już od dawna mące sobie i mącę... Głównie w Klanie Klfiu, jednak co rodzina, to rodzina... ale mącenie w Klanie Wilka też było przezabawne! Tak łatwo się wami zabawiać! Bhaha! — Zaśmiała się na widok pyska Judaszowca. — Oj, mój drogi! Czy pamiętasz, jak skradłeś mi piórka w kociarni? Oh... Judaszowcu, czy ja też ci coś teraz skradłam? Czy opłakałeś jedną lub drugą z tych kotek? Ależ nie... Och, bo wy myślicie, że to ja zabiłam biedną, smutną Obuwik? Bhahah! WY GŁUPCY!
Judaszowcowy Pocałunek wstał i zaczął iść przed siebie, w kierunku samotniczki. Jego kroki dudniły, ciężkie i agresywne. Kotka uśmiechnęła się i również zrobiła jeden krok do przodu śmiało.
— Jak nie ty, to kto, co? Któraś z tej twojej ślepej bandy? — warczał, robiąc powolne, pełne napięcia kroki.
Kosaćcowa Grzywa uniósł jedną brew z ciekawości. Nie odpowiedział mu; zaczął gadać do siebie, a nawet się uśmiechnął. Kosaciec spoważniał, wypluł krew na bok i zmrużył oczy, patrząc to na Judasza, to na nieznajomą. Chciał coś powiedzieć, ale samotniczka się odezwała.
— Hm... Wiesz, mój drogi... Myślę, że odpowiedź jest po prostu zbyt blisko ciebie... Tak blisko, że jej nie dostrzegasz. My, w głównej mierze, w tej sprawie łapeczek nie taplałyśmy... Chociaż, może troszkę kłamię... Ale dopóki serduszko jej biło, my nic nie zrobiłyśmy. Potem dopiero... Wiesz, jak to mówią Judaszowcu... Stare znajomości nigdy do końca nie umierają, trzeba sobie pomagać... — Spojrzała na łapę Obuwik. Miała wysunięte pazury, a między nimi dalej widoczne były kępki sierści. — Chodź, podejdź... Przyjrzyj się dokładnie temu futerku, które tak się wciąż dzielnie trzyma.
Kosaćcowa Grzywa stał z rozwartym pyskiem w szoku, z obrzydzeniem gapiąc się w zgniłą łapę. Nie rozumiał całej tej sytuacji, ale wiedział, że ktoś jest martwy. Otrzepał się, próbując się uspokoić i poukładać myśli.
Spojrzał w końcu na nieznaną i warknął;
Zmarszczył brwi, gdy odezwał się Judaszowiec.
— Czy to... — Uciekło z jego pyska, gdy podchodził bliżej, przypatrując się wyrwanej, gnijącej łapie Zagubionego Obuwika.
Czarna kotka, w którą wpadła niedawno Liściasta Gwiazda, wpatrywała się w samotniczkę. Wyglądała na przerażoną w ocenie Kosaćca.
Samotniczka wybuchła śmiechem
— Spójrzcie na nią! Zielona nie tylko z imienia, zaraz chyba puści pawia! Pani wielka wojowniczka!
— Och, tak! Spójrz bliżej! — Podniosła cuchnące łapsko. Niemal rzuciła nią w kocura. — Futerko tak ci znane, tak ci bliskie, chociaż... No, nie do końca tobie... twojej siostrze na pewno! Czarne jak smoła! Specjalnie je zachowałyśmy, żeby mieć pewność, że umowa zostanie uszanowana. Z wami nigdy nie wiadomo... Wszystko byłoby okej, ale... Proste zadanie przerosło biedną Zielone Wzgórze, a miała tylko jedno... — powiedziała, wpatrując się nie w kocura, a w zielone ślepia dawnej przyjaciółki. Nagle jej łagodny, rozbawiony wyraz pyszczka zmienił się. Była rozsierdzona, pluła wszędzie dookoła — Miała trzymać kogokolwiek, kto stanie między mną a moim Pokrzywkiem, moją rodziną, daleko! Miała nie pozwolić, aby ktokolwiek się wtrącał! Aby jakiekolwiek zaszczane łajno nie pałętało się wokół niego, nie smuciło go, ani nie sprawiało kłopotów! A ona nawet z tym sobie nie poradziła! Nawet zabicie tej głupiej, szurającej po trawie brzuszyskiem pchły ją przerosło! Nawet tego nie mogła zrobić dobrze!
Kosaciec spoważniał i zaczął przysłuchiwać się im, próbując się dowiedzieć, o co im chodzi.
Zielone Wzgórze skuliła się. W złości; w żalu; w nienawiści. Na czarnej wisiał wzrok jej pobratymców. Wojowniczka odwróciła wzrok, aby nie musieć patrzeć na samotniczkę i na Bożodrzewny Kaprys, która wróciła z drugim patrolem.
Z pyska Zielonego Wzgórza wydobył się pełen bólu wrzask. Niespodziewanie rzuciła się w stronę Terpsychory, pazurami orając ziemię.
— … Zielone Wzgórze — zastępca dokończył swoje słowa, choć i tak nie miało to już najmniejszego znaczenia.
Kopnął jedną z tylnich łap zdrajczynię, która biegła na następną zdrajczynię, by spleść się z nią w zdradzieckim uścisku. — Lisia... — Nie zdążył nawet dokończyć, gdyż jego słowa zamieniły się w syk, a łapy wypaliły w przód jeszcze przed tym, jak umysł był w stanie podjąć świadomą decyzję. Podgniła noga przetoczyła się po leśnej ściółce, wypadając z łap samotniczki, gdy ta uderzyła łbem o twardą ziemię. Dusił ją, przyciskając pierś łapami w szaleńczym amoku. Dociskał je mocniej. Wbijał głębiej ostre, brudne szpony. Patrzył w ten parszywy pysk samemu obnażając zęby, jak wściekły pies.
Kosaciec już nie chciał dłużej na to patrzeć.
Kątem oka zobaczył znowu przerażoną Postrzępioną Mróz. Nie uśmiechnął się, jego wzrok był chłodny. Uśmiech wydawał się teraz niedostępny, który tak bardzo uwielbiała Strzępka. W dodatku grzywa, w którą kotka lubiła się tulić, była teraz splamiona krwią jej klanowiczów.
Była to tylko przykrywka, aby nikt nic nie podejrzewał, a może coś... więcej? Może dawał jej o czymś znać?
Był smutny, że kotka nie zjawiła się wcześniej. Czemu nie przyszła?
Spojrzał na Krucze Pióro, który ledwo sapał. Pomógł mu wstać i wskazał, gdzie jest Roztargniony Koperek. Miał nadzieję, że jego ,,brak homo’’ towarzysz nie umrze przez te rany.
Nagle Postrzępiony Mróz podbiegła skrycie do Kosaćcowej Grzywy, który stał obok wojowników, z którymi wcześniej walczył. Pchnęła go w bok, ukrywając się razem z nim w krzakach. Popatrzyła na jego rany zmartwiona.
— Wszystko w porządku? Nic ci nie jest? — Patrzyła na jego rany z paniką w oczach.
— Nie, nie… Wiesz, że jakby nas zobaczyli, mielibyśmy przechlapane. — Kocur skarcił ją, na co ta westchnęła.
— Wiem, ja… Martwiłam się. Przepraszam, że nie mogliśmy się spotkać. Ja chciałam, tylko…
— Było ci ciężko. Wiem, widzę to po tobie, sama mówiłaś, że wiele ostatnio przeszłaś. — Postrzępiony Mróz patrzyła na kocura, który był całym jej światem. Jego słowa były jak miód na jej ostatnio złamane serce.
— Przepraszam…
— Nic się nie stało. Tylko, proszę, uważaj na siebie w tej walce. — Przez chwilę patrzył na nią, po czym polizał jej ucho delikatnie. Chyba tak to robili… partnerzy? To było dziwne uczucie.
Wstał, przez co wydał z siebie cichutki syk z bólu. Rany przy barku i na pysku dały się w znaki.
— Muszę już wracać. Powodzenia — wyszeptał.
— Powodzenia… — patrzyła, jak kocur wychodzi z krzaków, pojawiając się obok Kruczego Pióra, który wracał z nieudanych poszukiwań medyków.
Ciemny kocur znowu zaczął szukać Roztargnionego Koperka. Kosaćcowa Grzywa westchnął i usiadł dalej od szamotaniny. Nie wiedział czemu, ale ta wojna nawet… nie sprawiała wrażenia wojny. Była zbyt spokojna, zbyt… żałosna. Nie było ekscytacji, nie czuł nawet rozkoszy z bólu Klifiaków… Większość czasu musiał słuchać bełkotów kilku ,,ważnych” kotów, a potem patrzeć, jak sojusznicy się zabijają i doszło do zdrady. Klan Klifu stracił wielu swych śmierdzących wojowników. W dodatku obie mu nieznajome samotniczki zostały zamordowane z zimną krwią przez własnych sojuszników. Masywna, duża kotka została zabita przez Mniszkowy Nektar i innego, nieznanego mu kota. Natomiast ta, która trzymała zgniłą łapę jakiejś Obuwik
Kosaćcowa Grzywa nagle zdał sobie sprawę, że wygrali; na jego pysku znalazł się słaby uśmiech, a potem zawył, skacząc wokół Kruczego Pióra. Liściasta Gwiazda nie żyła!
Klan Wilka odniósł kolejne wspaniałe zwycięstwo. Wiwat puszczo, wiwat wilki!
Musiał poinformować o tym kociaki, które na pewno będą chciały go posłuchać! W końcu jest wielkim Kosaćcem, czyż nie?
Jak bardzo żałował, że nie dobił tego śmierdzącego Judaszowcowego Pocałunku… może jeszcze znajdzie się okazja do wyrównania rachunków.
Reszta odchodziła już, ale on się nie poruszył. Czuł się brudny.
Przeszkadzało mu suche, posklejane krwią długie futro na klatce piersiowej.
Przeszkadzał mu brud pod łapami, pieczące, świeże rany na barkach i w okolicach nosa.
⸻↣𓇗↢⸻
Przez pewien czas czuł na swoich plecach mrożące krew w żyłach spojrzenie siostry, ale na początku starał się to zbywać. Od ich pierwszej rozmowy minęło sporo księżyców, może teraz coś ją oświeciło i chciałaby braciszka przeprosić? Oczywiście, że byłoby to kłamstwo; Kosaćcowa Grzywa o tym wiedział, ale mimo wszystko lubił sobie posiedzieć przy legowisku wojowników i pomarzyć lub rozmyślać pewne sprawy.
W tym dniu spojrzała na niego dwa razy z mieszaniną niepewności i wyczekiwania. Za drugim razem postanowiła się zbliżyć, niczym kot do zwierzyny.
Jarzębina wzięła głęboki wdech i podeszła sztywno do brata. Strzepnęła ogonem i odchrząknęła, zwracając na siebie jego uwagę.
— Kosaćcu, możemy porozmawiać? — miauknęła, jakby każde słowo sprawiało jej ból.
Kosaćcowa Grzywa spojrzał w jej kierunku. Przez chwilę rozważał jej słowa, po czym lekko skinął głową.
— Cóż to się stało, droga siostrzyczko? — zaczął z uśmieszkiem, podchodząc bliżej. — Pomóc ci w zbieraniu chwastów? Pewnie w tym księżycu wiele będzie ich potrzebować.
Kosaciec zdawał się być tak tępy, jakby wcale nie wiedział, po co został tutaj zwołany przez Jarzębinowy Żar. Jednakże, najpierw mógł się przecież zabawić, prawda? Nie mógłby być takim sztywniakiem jak jego zimna Jarzębina.
Asystentka medyczki zacisnęła zęby.
— Możliwe, że się nie przydadzą — rzekła tajemniczo i ruszyła kłusem w stronę wyjścia z obozu.
— Ha?
⸻↣𓇗↢⸻
Zbity z tropu Kosaciec posłusznie ruszył za tajemniczą kotką.
Siostra zaprowadziła brata nad wodę, tak aby można było patrzeć na Klan Klifu.
Rozglądał się na boki. Miał wrażenie, jakby śmierć ojca spłynęła z nich jak woda po kaczce. Może i długo ze sobą nie spędzali czasu, ale... to wciąż był ich tata.
Jarzębina w końcu usiadła delikatnie na trawie. Pogoda na szczęście im dopisywała.
— Patrz, czy nikt nas nie podsłuchuje —mruknęła i sama rozejrzała się dookoła.
Usiadł przed Jarzębinowym Żarem i niechętnie się rozejrzał. Miejsce, w którym się znajdowali, było spowite poranną mgłą.
— Wiesz, przez śmierć Prążkowanej Kity raczej tylko jego morderca może nas podsłuchiwać... — wymamrotał ponuro, patrząc na swoje wielkie łapy. Przez ostatnie dni miał wrażenie, jakby cały czas był brudny i oblepiony krwią. Mimo długich kąpieli w lodowatych bajorkach, uczucie to nie znikło. Westchnął i zgarbił się, ponownie obdarzając Jarzębinowy Żar spojrzeniem intensywnych, ciemnych oczu Zalotnej Krasopani.
— Nasz ojciec to nie temat na teraz — mruknęła z bólem, odwracając wzrok.
— A więc, o co ci tym razem chodzi? -- powiedział szeptem — Wciąż mnie masz za jakiegoś zabłąkanego, gdy mówiłem ci prawdę czy może przejrzałaś na oczy i chcesz mnie przeprosić? — dodał, ale chwilę później pokręcił głową z nerwowym uśmieszkiem. — Nie, skądże. Nadal tak samo dumna i pewna swej racji jak kiedyś, prawda?
— Uwierzyłam ci i połączyłam to i owo. Wierzę w Klan Gwiazdy…
— Doprawdy? Widzę wielki postęp w takim razie — rzekł z udawanym szczęściem, wtrącając się.
Kotka zmrużyła oczy, ale kontynuowała.
— I nie tylko ja. Kosaćcu, tych kotów jest więcej, ale zapewne o tym wiesz? Szczawiowe Serce powiedział mi, że z nim rozmawiałeś. Czy rozmawiałeś jeszcze z kimś?
Na wspomnienie o Szczawiowym Sercu nieco się spiął. Tak... rozmawiał z nim, zanim pojawiła się gwiezdna klątwa. I najwyraźniej młodszemu gęba nie mogła się zamknąć przy Jarzębinowym Żarze.
— Cóż... — zaczął, przechylając głowę w prawo i krzywiąc się. Mogło się zdawać, że Kosaciec na to niechętnie odpowiadał — Pod jakimś natchnieniem, a może odurzeniem, rozmawiałem z Rysim Tropem... Szczawiowe Serce, no i jeszcze ten mały, gadatliwy bachor Wrotycz i Brukselki... jak jej tam było, Gwiazdka? Gwiazdnicowa Łapa? — mówił, gapiąc się z tajemniczą tęsknotą na Klan Klifu. Ach, ile on by dał, by jego dzieci nie musiały się rodzić takie... przeklęte.
— Musisz nam pomóc. Zbieramy coraz większą grupę, by... by...
Na prośbę nadstawił uszy i spoważniał, prostując się.
— Zbieracie coraz większą grupę, by...? — powtórzył jej słowa cicho, zastanawiając się głęboko nad czymś.
Siostra nie musiała tak długo czekać, aby brat zaczął trajkotać.
— Czy wy... — Ostrożnie spojrzał na nią i zmrużył oczy. — Czy wy... zamierzacie uciec, zamiast wyeliminować zagrożenia, jakim jest kult? Chcecie uciec bez honoru pod osłoną nocy, zostawić innych i myśleć, że sobie poradzą? Nie tylko te koty wierzą w Klan Gwiazdy — mówił, nie spuszczając z niej wzroku — Niektóre zostały zmuszone do czczenia Miejsca, Gdzie Brak Gwiazd. Niektóre boją się wyznawać własną religię przed prześladowaniami w tym klanie. Przecież z taką wielką grupą moglibyśmy temu zapobiec, wiesz? Zamiast wiać i myśleć ,,niech radzą sobie sami", możemy zacząć sabotować kult i szukać więcej sprzymierzeńców. Nie... nie musimy uciekać jak tchórze. Nie możemy.
Poczuł się słabo, gdy przed nim pojawił się obraz kotów z Klanu Wilka, które zostawili na pastwę losu i które stłamsiłyby mroczne łapy kultu. Może i nic nie robił w tym kierunku, aby temu zapobiec wcześniej, ale teraz miał świadomość, że więcej Wilczaków zdało sobie sprawę z zagrożenia.
Pokręciła głową.
— Nic nie rozumiesz, Kosaćcu! Ucieczka to jedyny sposób! — miauknęła i spojrzała mu prosto w oczy. —Spojrzałam w swoje sny od Klanu Gwiazdy jeszcze raz i to jest to, co mamy zrobić. Nie rozumiesz? Gdy wyrywasz chwast, on wraca i wraca — nieważne, jak głęboko dotrzesz do korzeni. To wróci tak czy siak. Tutaj nigdy nie będzie spokoju. I co — mamy walczyć po to, żeby wierzące koty zginęły? Nie można siać ziół pośród chwastów, trzeba znaleźć inną łąkę. Chodź z nami, prowadź nas wraz z Brukselową Zadrą i duchem Zabłąkanego Omenu. To ciebie wybrał Klan Gwiazdy — to na tobie oparł nadzieję. Nie wiem, co ci kazał zrobić za pierwszym razem, ale kultystów przybywa. Kotów z nacięciami na uszach przybywa. Proszę, chodź z nami. Wiem, że nigdy za sobą nie przepadaliśmy, ale jesteś moim bratem — nie chcę, żebyś tu został sam. Z naszą chorą na umysł matką — Mroczna Puszcza już ją pochłonęła. I pochłonie ich wszystkich, tych zagubionych, którzy nie wierzą i bluźnią przeciw Gwiezdnym. Może gdy odejdziemy i zbudujemy lepszy klan, wrócimy tutaj i odbierzemy te ziemie. Bo Klan Gwiazdy nie uważa Klanu Wilka za prawdziwy klan — jak można go za taki uważać? To zlepek włóczęgów, kult czegoś okropnego. Chodź z nami, nie bój się — miauknęła z nadzieją w głosie.
Kosaćcowa Grzywa nie otworzył pyska, aby bronić swoich słów. Nie miał już sił na to, a więc tylko słuchał.
Czy naprawdę sądziła, że ten plan by się ziścił? Myślała, że nie będzie już więcej śmierci? Kosaćcowa Grzywa prychnął. Rozbolała go głowa na wspomnienie o Zabłąkany Omenie.
,,Jesteś moim bratem — nie chcę, żebyś tu został sam..."
,,Z naszą chorą na umysł matką"
Otworzył szerzej oczy, nie wiedząc, co powiedzieć. Zaskoczony kot spojrzał na medyczkę, próbując ułożyć jakiekolwiek zdanie. Miał jej powiedzieć o wszystkim? Tak jak matce, która obiecała mu wreszcie dom i ,,wybaczyła", dając mu szansę na zostanie kultystą?
— Jarzębino... — zaczął smutno. — Ja... Klan Gwiazdy...
Prychnął i odwrócił głowę w bok, a jego pysk zakrywała jego piękna, olśniewająca oraz śnieżnobiała grzywa.
Westchnął bezsilnie.
— Rozmawiałaś z moim dawnym uczniem, Po-ziomkową Polaną? — zapytał szybko, patrząc nadal w bok. — Nie chciałbym, aby on tu gnił z nimi. Jest... za delikatny, to nie jego miejsce — mówił cicho, można było wyczuć po jego głosie nutę smutku.
Przemilczał to, co chciał wcześniej powiedzieć; nie mógł tego zrobić. Najwyraźniej musi zatajać pewne sprawy przed siostrą, która mogłaby go zabić bez mrugnięcia.
— Poziomkowa Polana? Jeśli wierzy w Klan Gwiazdy, to zabierzemy go ze sobą, jeśli będzie chciał iść. Będzie z nami bezpieczny — zapewniła brata.
— Poziomkowa Polana może i miał za opiekunkę kultystkę, ale nie zatruli go tymi bajkami, co nas kiedyś. Mam nadzieję, że będzie z wami bezpieczny — odpowiedział jej. Spojrzał na tereny Klanu Klifu.
Kotka skinęła głową na wzmiankę o Poziomkowej Polanie.
Nastała chwilowa i niezręczna cisza.
— Możesz powiedzieć — jeśli nie chcesz iść z nami, zrozumiem — ale może się zastanów? —miauknęła cicho.
— Cóż... — Wstał i spojrzał na nią. — Jeśli Klan Gwiazdy mi pozwoli, Jarzębinowy Żarze. Jeśli tylko mi pozwolą... — mruknął niechętnie. Wstał I odwrócił się do niej tyłem, pozwalając by zimny wiatr zmierzwił mu grzywę.
— Co masz na myśli, że jeśli Klan Gwiazdy ci pozwoli? Byłeś przez nich wybrany! — miauknęła.
Nagle wszystko wokół nich ucichło. Kosaćcowa Grzywa zmrużył oczy, ostrożnie odwracając się w stronę siostry.
Nie było jej.
Zamiast Jarzębinowego Żaru, widział kota w szkarłatnej cieczy. Postać uśmiechała się w stronę Kosaćca i chwilę później otworzyła pysk. Biały zesztywniał, otwierając szeroko oczy.
Bicie serca wojownika przyspieszyło, gdy nagle z ust kotki zaczęła płynąć krew.
,,To twoja wina" — słyszał, jak mówiła postać głosem Jarzębinowego Żaru.
,,Myślisz, że Klan Gwiazdy ci wybaczy?" — Zaśmiała się, podchodząc bliżej. Kosaćcowa Grzywa chciał się odsunąć, ale jego łapy odmawiały posłuszeństwa.
,,Nie przebaczy ci!" — syknęła. — ,,Nigdy! Przenigdy! Jesteś ich wstydem! Pokładali w tobie nadzieje, a ty się od nich odwróciłeś! To twoja wina!"
Nagle postać imitująca jego siostrę zniknęła, a na jej miejsce pojawiły się trzy małe koteczki. Jedna z nich nie miała nosa. Druga miała zdeformowane różne części ciała, jakby miała bardzo dużo niewidocznych gołym okiem problemów. Natomiast trzecia miała z nich najkrótsze łapki, tylna łapa miała na sobie dziwny znak, jakby przekreślenie, a jej oko nie miało źrenicy. Był to... naprawdę straszny widok, jednak Kosaciec nie czuł obrzydzenia; wiedział, kim one są. Za dobrze wiedział.
,,To twoja wina, że te dzieci są przeklęte!" — Usłyszał ich matkę. Kosaciec poczuł zimny powiew wiatru, wiedząc, do kogo ten głos należy.
,,Klan Gwiazdy ci nie przebaczy" — mówiły po kolei kocięta.
,,Koty, które przez ciebie są przeklęte, również ci nie przebaczą."
,,Nigdy. Wstyd!"
,,Wstyd!"
,,Wstyd!"
,,Wstyd...!"
Nie... nie... nie!
Nagle wszystko wróciło do normy.
Zapadła między nimi cisza.
— Wszystko w porządku? — zapytała, zaskoczona, że brat nie odezwał się przez tak długi czas. — Powiedz mi, co Klan Gwiazdy kazał tobie i Omenowi zrobić.
Wszystko wróciło do pierwotnego stanu. Jarzębinowy Żar stała w tym samym miejscu, co wcześniej i nie wypływała już z jej ust krew. Głosy ucichły i nastała niezręczna cisza.
Kosaćcowa Grzywa usadowił się na ziemi I spojrzał w górę posępnie. Westchnął ciężko I odchrząknął.
— Klan Gwiazdy mnie przeklął, Jarzębinowy Żarze. Przeklął... Nie tylko mnie, ale i też potomstwo kotki z Klanu Klifu, którego jestem ojcem. — mówił z bólem i spojrzal na siostrę. — A nie tylko Omen był ze mną. Była ze mną Brukselkowa Zadra i Głupia... znaczy się, Wrotyczowa Szrama; matki tych gwiezdnych dzieciaków. Klan Gwiazdy kazał Omenowi uratować Wrotycz, ponieważ miała zostać złożona w ofierze przez głowy klanu. Natomiast ja i Brukselka... cóż... — wziął głęboki wdech I wydech, jakby naprawdę bał się tego, co miał zaraz powiedzieć — Ja zabiłem Sosnową Gwiazdę, natomiast Brukselka, z moją pomocą oczywiście — na końcu zdania dumnie wypiął pierś niczym paw. — Miała za zadanie zabić zastępczynie. Myśleliśmy, że to byłby koniec tego, ale niestety. Kult jak szybko stracił dwie najważniejsze kotki, tak prędko usadowił na pozycji przywódcy tego parszywego Nikłą Gwiazdę.
Jego wyraz pyska jak i oczy posmutniały.
— I... jeśli masz mi teraz powiedzieć, że mnie nawidzisz... To powiedz, ale wiedz, że się nie obrażę. — Spojrzał na swoje łapy. — Klan Gwiazdy tylko się mną znudził, bo chciałem żyć jak każdy inny i normalny kot. Byłem tylko ich zabawką, która miała zrobić za nich brudną robotę, aby nie musieli brudzić swych gwiezdnych, niewinnych i czystych łapek — warknął.
Patrzyła na niego, a z każdym słowem szok coraz wyraźniej malował się na jej pysku. Kosaćcowa Grzywa był przygotowany na wrzeszczącą kotkę — za takie zachowanie, za łamanie kodeksu Klanu Gwiazdy, za to, że tamtą kotkę pozostawił samą.
Wtedy nad głową szylkretki rozległo się skrzeczenie czarnego ptaka. Wygładziła futro na grzbiecie i wzięła głęboki wdech.
— Ja to... to... nie spodziewałam się tego... — wyrzuciła z siebie, nie wiedząc, co powiedzieć. — Nie nienawidzę cię, znaczy... denerwujesz mnie jak to brat, ale wiesz... jednak może cię k–kocham – mruknęła, patrząc w wodę. — Ta kotka z Klanu Klifu... mam nadzieję, że ma się dobrze. Rozumiem, że to mogło zachwiać waszą wiarę w Gwiezdnych, jednak oni mają swoje zasady. Ja... ja nie popieram krzywdzenia kociąt, które nie są niczemu winne. Myślę jednak, że Klan Gwiazdy ci przebaczy. Przeproś ich w modlitwach i staraj się — czy to dla Klanu Wilka, czy dla nowej grupy... jeśli z nami pójdziesz.
Jarzębina zdawała się całkowicie omijać temat Sosnowej Gwiazdy i Jadowitej Żmii, jednak te dwie kocice nieustannie przebiegały przez jej myśli.
Kosaćcowa Grzywa spuścił głowę, uciekając wzrokiem daleko. Miał wrażenie, jakby znów był przed Zalotną Krasopani.
Mimo pozytywnej, szokującej odpowiedzi ze strony siostry, kąciki ust Kosaćcowej Grzywy nie drgnęły. Podobna reakcja, podobne zakończenia... czy tak miał skończyć? Miał być rozdarty między rodzicielką a rodzeństwem, rodziną a wiarą? Zawsze był pomiędzy. Nieważne, co by wybrał, i tak nie zadowoliłby obu stron jednocześnie.
Kosaćcowa Grzywa westchnął bezsilnie, gdy Jarzębinowy Żar skończyła mówić. Musiało trochę minąć, aby w końcu przemówił.
— Pójdę z wami — zadeklarował nagle po ciszy. Wciąż patrzył w dół. — Tylko... — Przełknął ślinę. — Pójdę jej to powiedzieć. Niewiadomo nawet czy jeszcze ją spotkam... — dodał smutno, po czym spojrzał na Jarzębinowy Żar z powagą. — A więc, jaki jest plan, droga i kochająca młodszego brata siostro?
Poruszyła uszami.
— Powiedzieć komu? — zapytała spięta, ignor.ując pytanie brata. Jej ciało drgnęło z jakiegoś powodu.
Kosaćcowa Grzywa uniósł brwi zdziwiony.
— No jak to, komu? Moim dzieciom i mojej... ich matce, rzecz jasna! — wyszczerzył śnieżnobiałe kły w uśmiechu, zupełnie ignorując mowę ciała siostry. — Też powinnaś sobie kiedyś sprawić dzieci. Zawsze chciałem być wujkiem, wiesz?
Odetchnęła z ulgą, ale na wzmiankę brata o kociętach nastroszyła futro. Przyłożyła mu łapę do policzka, delikatnie odchylając jego pysk.
— To idź z nimi porozmawiać — miauknęła, a po chwili zerknęła w stronę terenów Klanu Klifu. — A nie myślałeś, by do nich dołączyć? — zapytała cicho.
— Ja... myślałem, naprawdę myślałem — powiedział cicho, uciekając wzrokiem — Jednak i tak by mnie nie przyjęli — dodał, uśmiechając się nerwowo — W końcu... rzuciłem się na Judaszowcową Gwiazdę zanim został przywódcą wraz z Kruczym Piórem i o mało co go tamten syn Mrocznej Wizji nie zabił... więc nie sądzę, aby się nade mną zlitował.
Spojrzał w końcu na siostrę.
— A ty, czemu nigdzie nie uciekłaś? Co cię powstrzymywało, by nie uciec do Klanu Klifu bądź do Klanu Burzy lub do tych owocowych kotów? Myślałem, że porzuciłabyś nas przy pierwszej lepszej okazji.
Lekko zaskoczona, pokiwała głową na jego odpowiedź. Na jego pytanie westchnęła głośno.
— Mimo iż nie przepadam za Klanem Wilka, nigdy nie chciałam uciekać. Klan Burzy to same łąki, a ja wolę lasy. Klan Klifu... też za nimi nie przepadam. Klan Nocy, mimo iż to nasi sojusznicy, to cóż... śmierdzą rybą! I zdają się bardzo zadufani w sobie, no i tam wszędzie jest woda. A Owocowy Las... myślę, że nie doszłabym tam żywa – wyjaśniła.
Kosaćcowa Grzywa przytaknął na jej słowa.
— Tak, Klan Nocy śmierdzi. Nie wiem, jak Nikła Gwiazda umie wytrzymać przy tej Spienionej Gwieździe! Słyszałem od pewnych czarnych kotów na zgromadzeniu, że ta kotka za długo, to nie pożyje. Ciekawe w sumie, kto weźmie władzę. W końcu wybrała dwie zastępczynie.... — mruknął, zamyślając się.
Po chwili wrócił na ziemię. Potrząsnął głową i zwrócił się do Jarzębinowego Żaru:
— A więc, jaki plan, Jarzębinowy Żarze?
Pokręciła głową.
— Nie wiem jeszcze. Porozmawiam z Mglistym Snem i Brukselkową Zadrą. Możesz do nas dołączyć – mruknęła. – Może uda nam się wymyślić coś sensownego. — Po chwili podniosła się z ziemi. — Czas wracać do klanu, pozbieram zioła po drodze.
⸻↣𓇗↢⸻
Droga, kochana i gorliwie wierząca w Klan Gwiazdy oraz plan ucieczki siostrzyczka zostawiła go wraz ze swoimi myślami, które wędrowały trochę dalej niż granice Wilczaków. Zmierzały one w kierunku pewnych złotych kłosów, następnie do Kaczego Bajorka, a potem… do pewnego obozu, w którym znajdowała się pewna kotka z pewnym potomstwem, którego był ojcem.
Nie wiedział, kiedy będzie musiał się pożegnać ze swoim domem; nie wiedział też czy będzie mu dane pożegnać się z jego Strzępką i zobaczyć wreszcie piękne córeczki. Zapewne już zostały uczennicami. Cieszył się, że nie mieszkały w Klanie Wilka; nie zdzierżyłby dyskryminowania jego maleństw, a co dopiero ten straszliwy test w wieku sześciu księżyców. Rzuciłby się zapewne na Nikłą Gwiazdę, a potem rozszarpałby każdego, kto po stronie przywódcy i tradycji stawał.
Wielkie łapy zaprowadziły go w stronę Bocianich Gniazd. Odbite terytorium, które niegdyś utracili. Teraz splamione krwią Wilczaków i Klifiaków. Wyglądało ono jak pobojowisko nawet po tylu księżycach. Dobrze wspominał tamtą bitwę, mimo tylu śmierci. Wtedy spotkał się z Postrzępionym Mrozem w krzakach, aby uciec od wścibskich i agresywnych oczu pobratymców. Ach, szkoda, że nie mogliby tego powtórzyć…
Wspominał też pozytywnie pewną noc, gdy był jeszcze głupszy i młodszy. Wtedy — nie wiedząc, co to za kwiat — wziął napotkany chwast i uznał, że dałby go w prezencie Strzępce podczas ich nocnego spotkania. Jak się później okazało, roślinka wcale nie była taka bezpieczna jak przypuszczał; w istocie, według przerażonej i zmieszanej Strzępki, w rzeczywistości zerwał coś trującego, co potem uziemiło go w obozie na kilka dni pod leniwym i spowitym mrokiem okiem Roztargnionego Koperka. Kosaciec uznał, że była to romantyczna chwila, gdyż poświęcił swe zdrowie na rzecz Postrzępionego Mrozu. Na szczęście wszyscy wyszli z tego cali.
Nagle dostrzegł niski kształt w oddali. W pierwszej chwili pomyślał, że to szczur i napiął mięśnie gotów do ataku, jednak potem ukazała mu się kocia sylwetka. Kosaćcowa Grzywa nie ruszył się, jedynie wypiął dumnie pierś i napuszył grzywę, sprawiając jeszcze większego niż był w rzeczywistości.
Kot zbliżał się i zbliżał, aż w końcu Kosaćcowa Grzywa mógł ujrzeć niskorosłą, szylkretową kotkę. Chwilę mu zajęło, aby pojąć, że zobaczył tą samą wojowniczkę, którą pokochał.
Na pysku Klifiaczki malował się szok i niedowierzanie, gdy ich spojrzenia się zetknęły.
Czyżby nie chciała go widzieć? Kosaćcowa Grzywa zdecydował się podjąć ryzyko wyrwanych uszu przez kochankę i postawił ostrożnie jeden krok do przodu. Kotka szybko podbiegła w jego stronę.
— Kosaćcowa Grzywo? To naprawdę ty..? Tak dawno cię nie widziałam! — wtuliła się w jego puszystą grzywę, mrucząc delikatnie. Po chwili jednak spięła się, a wraz z nią jej kochanek. Najwidoczniej jedno działa na drugiego.
Sięgnęła łapą jego policzka, zniżając głowę kocura. Ugryzła Kosaćca w ucho i pociągnęła lekko, czego wojownik się nie spodziewał. Spojrzał na nią zaskoczony, jednak nie myślał się odezwać w tej sprawie. Wyglądała na lekko zdenerwowaną, więc pewnie chciała się zemścić za te kilka księżyców separacji.
— Wiesz jak bardzo się martwiłam?! Myślałam, że coś ci się stało! — po chwili jej wzrok złagodniał i westchnęła. — Martwiłam się o ciebie… No i tęskniłam.
Kotka puściła jego ucho i spojrzała w dół ze smutkiem.
Kocur nie wiedział, co powiedzieć; tak, może i się kochali, jednak… miał wrażenie, że uczucia, które do niej żywił, nagle się ulotniły przez te kilka księżyców. Prawie że o niej zapomniał! Czuł palący wstyd, ale nigdy by się do tego nie przyznał. Przynajmniej nie przy Strzępce.
Kosaćcowa Grzywa przełknął ślinę i ułożył się wygodnie na ziemi, będąc prawie na wysokości Postrzępionego Mrozu.
— Wybacz, miałem… dużo spraw — mówił cicho, patrząc na nią. — A jak dzieci? Mają się dobrze? Twój braciszek dużo mi o nich mówił.
Próbował zmienić temat na bardziej wygodny dla niego, choć kotka widocznie skrzywiła się na wzmiankę o potomstwie. Ciężko westchnęła.
— Wiesz pewnie, że są…
— Tak, są kalekami. I pewnie domyślasz się, co sprowadziło na nich tą straszliwą klątwę?
Postrzępiony Mróz, widocznie zdziwiona uniosła głowę.
— Nie, nie wpadłoby mi to do głowy. Czemu ktoś chciałby kaleczyć dzieci?
Kosaćcowa Grzywa ponuro spojrzał na swoje wielkie łapy.
— To wszystko przez ten parszywy Klan Gwiazdy, Strzępko — wycedził przez zaciśnięte szczęki. Postrzępiony Mróz wzdrygnęła się na jego słowa. — Nie mogli znieść miłości, która wybiera ślepo, a kocha całym sercem. To przeze mnie te dzieci są przeklęte — dodał ciszej, marszcząc brwi.
— Kosaćcu…
— I wiesz, co?
Kosaćcowa Grzywa wstał i spojrzał na nią z słabym uśmieszkiem.
— Możliwe, że już się więcej nie zobaczymy.
Wtedy zapadła między nimi niezręczna cisza, przez którą oboje cierpieli.
Kosaciec przez dłuższą chwilę wciąż się uśmiechał, ale kilka uderzeń serca potem przybrał maskę ponurą tak jak kochanka.
Łapy Postrzępionego Mrozu zaczęły się trząść, jakby zaraz miała upaść.
— Jak to się nie zobaczymy…? — patrzyła na niego zdezorientowana, zdruzgotana. — Przecież… Kochasz mnie, prawda…? — jej oczy się zaszkliły. — Czy jednak nie? Kosaćcowa Grzywo, czujesz coś jeszcze do mnie...?
Kosaćcowa Grzywa skrzywił się, kładąc uszy, a jego spojrzenie uciekło w bok; nie mógł znieść jej cierpienia.
— Nie, to nie tak. Strzępko, ja… — chciał wytłumacz, ale sfrustrowany odwrócił głowę w bok i warknął coś pod nosem. Westchnął bezsilnie i usiadł.
— Nie… kochasz… mnie?
Najpierw poleciała jedna łza. Zaraz za nią druga, a za drugą — trzecia, aż w końcu zaczął płynąć strumień gniewu Postrzępionego Mrozu. Kosaćcowa Grzywa spojrzał na nią smutno.
Od początku nie był do końca pewny swoich uczuć do Klifiaczki. Nie czuł nic, gdy spędzał z nią czas lub kiedy mieli swój pierwszy raz. Nie czuł też nic teraz. Miał wrażenie, jakby już nic go nie obchodziło; tylko udawał. A może nie znalazł jeszcze motywacji?
Stał sztywno z niewzruszonym pyskiem, podczas gdy Strzępka kąpała się we własnych łzach. Nic nie powiedziała, a pewnie jej nogi były już zmęczone tym wszystkim. Tak samo jak umysł Kosaćca po dzisiejszych figlach gwiezdnych tchórzy.
Nagle do niej podszedł i usiadł przed nią. Dzieliły ich tylko wąsy. Następnie pochylił się, zakrywając mokry pyszczek Klifiaczki lśniącą, gęstą i miłą w dotyku grzywą.
Gdy na chwilę kotka przestała szlochać, Kosaciec uśmiechnął się czule i spojrzał na nią z góry.
— Uwielbiasz moją grzywę, racja? — szepnął, otulając ją swoim długim i długowłosym ogonem. — Za uczniaka zawsze cię…
Nagle Postrzępiony Mróz wbiła mu się w klatkę piersiową, a jej szlochanie tylko się nasiliło. Kosaćcowa Grzywa gwałtownie wypuścił powietrze, widocznie będąc zaskoczony tym uderzeniem. Mimo tego Wilczak tylko napuszył grzywę, pozwalając Postrzępionemu Mrozowi wyładować swoje emocje na nim.
Zasługiwali na to.
⸻↣𓇗↢⸻
Mgła zniknęła, a wojownicy rozłączyli się niechętnie.
— Proszę, wróć jeszcze… — szepnęła mu do ucha wciąż roztrzęsiona Strzępka.
Kosaćcowa Grzywa pokiwał jej głową, po czym bez słowa uciekł. Być może to on był tchórzem…
Postrzępiony Mróz została sama po raz kolejny, upadając za nim i znowu się załamując. Szkoda, że Kosaciec nie był tego świadomy, ponieważ gnał przed siebie niczym świeżo upieczony uczeń.
— Proszę, wróć jeszcze… — szepnęła mu do ucha wciąż roztrzęsiona Strzępka.
Kosaćcowa Grzywa pokiwał jej głową, po czym bez słowa uciekł. Być może to on był tchórzem…
Postrzępiony Mróz została sama po raz kolejny, upadając za nim i znowu się załamując. Szkoda, że Kosaciec nie był tego świadomy, ponieważ gnał przed siebie niczym świeżo upieczony uczeń.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz