Kocur zamrugał kilka razy na wymaganie Czerwca. Trzy zwierzyny?! Przecież dopiero niedawno udało mu się złapać pierwszą mysz, bo polowanie nie było najczęstszym zadaniem dla zwiadowców! No, ale jeśli Kajzerka by się dowiedziała to… O jejku. Spuścił więc tylko wzrok i pokiwał głową. Dwie! Czerwiec zgodził się na dwie! Spojrzał na Miodunkę i uśmiechnął się słodko.
— Dziękuję — zarzucił, a zaraz na słowa Czerwca wywrócił oczyma. — Dobrze, dobrze — fuknął oburzony i wrócili do obozu, aby odstawić stróża. Guziczek raz jeszcze spojrzał na kotkę i tym razem z powagą powiedział: — Przepraszam.
Zerknął na czekoladowego i odsunął się trochę, pozwalając, aby półgłosem porozmawiał z ukochaną. Ciekawe ile kotów wiedziało, że mają romans. Przecież to było tak widoczne! I ten obrzydliwy zapach miłości… Czarno-biały grzecznie czekał z boku, przeskakując tylko czasem z łapy na łapę, nie próbował jednak ani razu uciec, bo zbyt bardzo bał się konsekwencji. No i przynajmniej coś sobie potrenuję, więc… Tak trochę i tak wyjdzie na jego!
— Idziemy — mruknął oschle Czerwiec, podchodząc do młodszego. — No, chyba że mam iść do Kajzerki?
— Se idź, ja idę polować — rzucił, ruszając w stronę lasu.
Nie spojrzał za siebie, ale słyszał kroki kocura. Dzielnie szedł, rozglądając się. Czy myszy by starczyły? Na nie polowało się najłatwiej… Ale Czerwiec chyba nie byłby zadowolony. Lisy? Ptaki? O, a może wiewiórki! Musiał pokazać starszemu, że przecież potrafi! Nadstawił uszu i skupił wzrok, gdy tylko weszli w tereny, gdzie pojawiało się więcej zwierząt. Kroki stawiał ostrożnie, przygotowany na skok na zwierzynę. Coś wyłapał, przygotował się i skoczył, jednak mysz prześlizgnęła mu się pomiędzy łapami. Prychnął niezadowolony i próbował dalej. Nie złapał myszy, drugiej wiewiórki ani niczego innego, a byli w lesie tylko coraz dłużej…
— Cholera... — warknął pod nosem i wspiął się na drzewo.
— Ej! Zwierzyna! — krzyknął Czerwiec.
— Cicho! Wypatruję — prychnął.
Z góry był lepszy widok, łatwiej będzie zaatakować. Tak mówiła mu Miłostka, nawet jeśli tego jeszcze nie trenowali. Dość niefortunnie przeskoczył z drzewa na drzewo, prawie spadając. Tam! Wiewiórka zbierała zapasy na zimę, biedna, nieświadoma co się zaraz stanie… Guziczek zeskoczył na niższe gałęzie i… Zaskakująco cierpliwie czekał, aż zwierzyna znów straci zainteresowanie hałasem, który ten przed chwilą spowodował. Teraz! Zeskoczył i chociaż poczuł, że wylądował źle i chyba coś sobie nadciągnął, to adrenalina wygrała i zaraz wiewiórka była w jego pysku, a on starając się nie pokazać, że lekko kuleje, wyszedł zza krzaków i położył martwe zwierzę pod nogi Czerwca. Spojrzał na niego i uśmiechnął się pewnie, a zaraz znów wskoczył na drzewo, aby wyszukać drugą zwierzynę. Nie przejmował się, że łapy coraz bardziej odmawiały mu posłuszeństwa, przecież nie jadł od rana… Po treningu od razu złapał czekoladowego i jakoś tak wyszło. Niestety świat nie działał na jego korzyść, bo gdy znów przeskakując z drzewa na drzewo, wylądował źle i tylko cudem złapał się pazurami kory, aby zsunąć się bezpiecznie na dół.
— Coś nie tak? — zapytał Czerwiec, pewnie też się niecierpliwił…
— Wszystko okay — zapewnił Guziczek. — Jeszcze jedna. Też wiewiórka? — zerknął na niego.
<Czerwcu?>
[484 słowa + wspinaczka na drzewa]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz