Nagle szylkretka złapała kontakt wzrokowy z pewną niebieskawą kotką o dymnym futrze, przetykanym dużą ilością bieli. Jasna plama w kolorze śniegu zaczynała się od łap i przechodziła w górę, nie pokrywając jednak grzbietu ani zewnętrznej strony ogona. Jej pyszczek do połowy był wolny od bieli. Wojowniczka odwróciła wzrok, ale po chwili ruszyła w stronę kociaka.
— Hej, co ty robisz na tym zimnie? — zapytała nieznajoma, marszcząc brwi — Kotewkowy Powiew nie mówiła ci, że możesz się przeziębić? — dodała, wyraźnie zmartwiona zdrowiem młodszej członkini klanu.
Szylkretka podniosła się na łapy, gdy wojowniczka się zbliżyła, ale słysząc jej głos, ponownie usiadła na zimnej ziemi.
— Ja… — mruknęła koteczka, rozglądając się wokół, jakby szukała kogoś, do kogo mogły być skierowane te słowa. Mimo że wiedziała, iż pytanie dotyczyło jej, wolałaby, żeby było inaczej. Kotka nie lubiła rozmawiać – już dawno przekonała się, że wszystkie koty robiły to zbyt często.
— Nadal jestem w żłobku. Chciałam zobaczyć śnieg — oznajmiła po chwili milczenia. Jak na kociaka wypowiadała się płynnie, ale niepewność w jej głosie była łatwo wyczuwalna. Ktoś mógłby pomyśleć, że jej odpowiedź była arogancka lub bez szacunku, ale byłby to błąd. Czereśnia po prostu mówiła prawdę.
Niebiesko-biała wojowniczka cicho westchnęła, jakby irytowała ją odpowiedź kociaka.
— No dobrze… — mruknęła, spoglądając na nią z góry — Nie mam siły na użeranie się z wami. Powiedz mi chociaż, jak się nazywasz? — zapytała w końcu. Choć uratowała Czereśnię przed zimnem, nie znała jej imienia. Skąd zresztą mogłaby je znać?
Szylkretka nie miała ochoty odpowiadać, ale nie widziała innego wyjścia. Przełknęła ślinę i spojrzała na swoje łapki.
— Czereśnia. A ty? — zapytała, rozglądając się dookoła, jakby szukała czegoś ważnego. Po jej zachowaniu łatwo było zauważyć, że czuła się bardzo niekomfortowo w tej sytuacji.
Kącik pyszczka wojowniczki uniósł się lekko w górę.
— Ładne imię. Ja jestem Mżący Przelot — miauknęła, siadając naprzeciwko kociaka — A twoja siostra? Jak się nazywa? — dopytała, lekko machając ogonem na boki.
Czereśnia zmarszczyła nos. Nie rozmawiała ze swoją siostrą. Nie pamiętała zbyt wiele z życia przed dołączeniem do Klanu Nocy, ale odkąd tu była, nie zamieniła z Kuną ani słowa.
— Moja siostra nazywa się Kuna — odparła krótko, spoglądając na spadający śnieg — Ty jesteś wojowniczką, prawda? Umiesz pływać? — zapytała Czereśnia. Może i nie przepadała za rozmowami, ale skoro już musiała, chciała dowiedzieć się czegoś o swojej rozmówczyni.
— Tak — przytaknęła na pytanie o to, czy jest wojowniczką — Umiem, nawet całkiem dobrze pływać! — dodała dumnie, wypinając pierś.
Między kotkami zapadła chwila ciszy. Mżący Przelot przelizała futerko na piersi, odwracając wzrok od kociaka. Czereśnia zaś patrzyła w dal, obserwując, jak grupa uczniów rozmawia ze sobą. Szylkretka mogłaby już teraz zakończyć rozmowę z wojowniczką i przesiedzieć z nią w ciszy przez następne godziny.
— Jak ci się podoba w Klanie Nocy? — odezwała się w końcu starsza kotka, przerywając milczenie. Czereśnia drgnęła na nagły dźwięk i wróciła wzrokiem do wojowniczki.
— Nie wiem — odparła krótko, zgodnie z prawdą — Jestem tu krótko i na razie nie wyszłam poza żłobek. Koty są dla mnie miłe — wyjaśniła, wspominając Kotewkowy Powiew i inne kociaki w żłobku, które chętnie chciały nawiązać z nią kontakt. Czereśnia jednak wolała ich unikać.
— To dobrze — mruknęła, wzdychając i spoglądając w stronę szuwarów — Mam nadzieję, że się tu odnajdziecie, ty i Kuna — dodała szczerze, wracając wzrokiem do rozmówczyni. Czereśnia uśmiechnęła się i pokiwała głową. Po chwili jednak powróciła do swojego standardowego wyrazu pyska.
— Też mam taką nadzieję, choć pływanie w wodzie mnie przeraża — miauknęła, zadrżawszy na wspomnienie. Przed oczami zobaczyła, jak wielka fala przykrywa ją i siostrę. Obie kotki kurczowo trzymały się kawałka drewna, a woda wdzierała się do ich oczu i pyszczków. Czereśnia otrzepała się z niepokoju.
— Nie martw się — próbowała ją pocieszyć Mżący Przelot, dostrzegając dyskomfort szylkretki — Nauczymy was pływać, nim zdążysz mrugnąć. Nie ma się czego bać, na pewno dostaniesz kompetentnego mentora — zapewniła ją, pochylając się, by spojrzeć jej w oczy i być na jej wysokości. Patrzenie na kogoś z góry, gdy ten jest przestraszony, mogło pogorszyć sprawę.
— Dobrze, ale jakoś nie chcę pływać — przyznała Czereśnia, spoglądając na swoje łapy — Czy mogę być w Klanie, nie pływając? — zapytała, patrząc na Mżący Przelot z nadzieją w pomarańczowych oczach. Czereśnia wiedziała, że pływanie jest ważne w Klanie Nocy, ale sama nie była do niego przekonana.
— Niestety nie — zachichotała, uznając, że strach Czereśni jest czymś przejściowym — Jesteś już drugim kotem, który mnie o to pyta! — oznajmiła rozbawiona.
Otworzyła szerzej oczy, zdając sobie sprawę, że jej słowa mogły zasugerować młodej kotce, iż niechęć do pływania mogłaby przeszkodzić w przynależności do klanu.
— To znaczy… Nie zostawimy cię samej, jeśli nie będziesz chciała uczyć się akurat tego. Ale pływanie jest u nas bardzo ważną umiejętnością. Nie wydostaniesz się z obozu bez zamoczenia łap — wyjaśniła spokojnie, z nadzieją w głosie, że Czereśnia w końcu przezwycięży swój lęk.
— Rozumiem… Ale ja się trochę boję — przyznała kotka, spoglądając w bok. Po chwili jednak wróciła wzrokiem do rozmówczyni — Czy to dziwne, że nie chcę pływać? — zapytała, patrząc głęboko w oczy Mżącego Przelotu.
Czereśnia pamiętała swój wypadek w wodzie jak przez mgłę, ale niejasne wspomnienie pozostawiło w niej głęboki lęk, który wciąż trzymał się jej serca.
<Mżący Przelocie?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz