Liliowy przeciągnął się, otwierając leniwie oczy, by spojrzeć na lekko rozrzucone zioła. Wyjątkowo długo spało, co najpierw wydawało się dla jeno dziwne. Przypomniało sobie jednak, że wczoraj wzięło ziarenko maki na lepszy sen. Ostatnio, gdy tylko próbowało zasnąć, jeno legowisko wydawało się jak z kamieni, a gdy w końcu wpadało w objęcia Morfeusza, miewało koszmary. O śmierci ojca i Borsuczej Puszczy skręcającej mu kark. O początkach choroby matki. O starych czasach i jeno kontaktach z Brukselkową Zadrą. Czy nawet o głupich rozmowach z Kosaćcową Grzywą na wszystkich zgromadzeniach. Wszystkie kończyły się jakoś inaczej, niż je pamiętało. Dziwnie tragicznie. Poniekąd właśnie to sprawiało, że wróciło stare Koper. Pusta arogancja znowu dawała popalić jeno najbliższym, a futro jeżyło się od końca ogona aż do czubka głowy za każdym razem, gdy ktoś próbował z jeno porozmawiać. Co jakiś czas przychodziły momenty, w których nie wiedziało nawet, kim jest. Myślało wtedy, że to taki sezon, gdyż nigdy nie przepadało za Porą Zielonych Liści. Szybko jednak się okazało, że po prostu znowu zostało zabrane jeno coś, co kochało. W tym przypadku były to córeczki, które aktualnie wiodły nowe życia na ścieżce ku byciu najlepszymi wojowniczkami, o jakich słyszały klany. Koszmary przychodziły zawsze, gdy traciło coś lub kogoś bardzo ważnego. Otworzyło znowu oczy, mrugając kilka razy. Wstało i powoli rozejrzało się po legowisku medyków. Cisowe Tchnienie dalej spała. Zdawała się nieświadoma chaosu, który właśnie powstawał na zewnątrz. Podobno zniknęło kilka kotów. Pierwszą myślą Kopra było to, że może po prostu przedwcześnie wyszli na patrol. Po chwili jednak dotarła do jeno informacja, że tych kotów było co najmniej ośmiu. Zjeżyło futro, szukając wzrokiem Jarzębinowego Żaru, jednak kotki również nigdzie nie było. Wyszło z legowiska, rozglądając się za znajomymi pyszczkami. Zauważyło siedzącą z boku Cykoriową Łapę i odetchnęło z ulgą. Podeszło do kotki.
— Nie ma Stroczkowej Łapy! — miauknęła, oznajmiając w ten sposób, że to już dziewiąty kot, który zniknął.
— Czy wiesz już, kogo nie ma? — zapytało, ale po chwili potrząsnęło głową. — Kosaćcowa Grzywa jest? — mruknęło, bardziej konkretnie wypytując córkę. Miało szczerą nadzieję, że doprowadzi jeno to na trop młodszej medyczki.
— On chyba też zaginął. Przeszukiwali tereny, ale nikogo z nich nie znaleźli. Czemu pytasz? — odparła kotka, rzucając na końcu szybkie pytanie, choć wyraźnie widziała iskierkę przerażenia w jeno oku.
— Nieważne — mruknęło, nie chcąc odpowiadać. W końcu co jeśli bez powodu uznało koleżankę z legowiska za zdrajczynię? Postanowiło więc czekać z nadzieją, że jednak wyszła tylko po potrzebne zioła.
Południe
Roztargniony Koperek siedziało obok legowiska, przyglądając się wszystkim dookoła. Dla wszystkich sprawa była już jasna. Dziesięć wronich karm postanowiło uciec niczym tchórze z Klanu Wilka. W tym także koty w jakiś sposób dawniej ważne dla Kopra. Liliowy skrzywił się na myśl o Jarzębinie i Kosaćcu, jednak po chwili zupełnie wyrzucił ich ze swoich myśli, przypominając sobie, że to tylko bezużyteczni zdrajcy.
Spojrzało bokiem na Blade Lico, mrużąc oczy. Stał obok jeno, przyglądając się.
— Przekonaj jakiegoś ucznia, żeby przyniósł mi wiewiórkę, dobra? — zapytał byłego ucznia.
— Jasne — miauknęło, ponownie kierując się w stronę Cykoriowej Łapy.
— Coś się stało? — zapytała czekoladowa, a Koper tylko kiwnęło głową na nie.
— Mogłabyś może złapać wiewiórkę dla Bladego Lica? — mruknęło, a kotka kiwnęła głową. — Poszukaj niedaleko obozu w lesie — mruknęło jeszcze kotce na pożegnanie. Kotka wzięła ze sobą dwa inne koty i poszli na polowanie.
— Dzień dobry marudo — rzuciło w stronę przechodzącego obok Kruczego Pióra, który obrzucił go niechętnym spojrzeniem. — Ty chyba powinieneś mnie niedługo odwiedzić, wiesz… — mruknęło kąśliwie. — Albo teraz. Chodź, bo aż śmierdzisz na odległość, współczuję twoim towarzyszom z legowiska — prychnęło, wbijając wzrok w czarnego kocura.
— Ze wszystkich kotów na tym świecie… Dlaczego akurat ty? — przewrócił oczami i po nieco dłuższym namyśle zdecydował jednak, że pozwoli się wyleczyć.
— Podam ci wierzbę białą. Jeśli nie przejdzie, przyjdź ponownie. Tylko tym razem faktycznie przyjdź i nie każ mi siłą wyciągać cię z legowiska — burknęło prześmiewczo, obserwując wychodzącego kocura. — Do widzenia Krucze Pióro! — zawołało za nim jeszcze, choć nie usłyszało nic oprócz jakiegoś nieprzychylnego komentarza o myszojadach czy czymś w tym stylu.
***
Liliowy mył swoje łapy, gdy poczuł na sobie czyjś wzrok. Biorąc pod uwagę, że w legowisku znajdowały się w tej chwili tylko dwa koty, można było od razu stwierdzić, że oczy wpatrujące się w jeno grzbiet należały do Cisowego Tchnienia.
— Nie, nie mam zielonego pojęcia gdzie Jarzębinowy Żar — mruknęło, wyprzedzając pytanie kotki. — I tak niewykluczone, że poszła z Kosaćcową Grzywą — dodało, odwracając się w stronę szylkretki.
— Musisz coś wiedzieć. Przecież kręciłoś się nieraz przy Kosaćcowej Grzywie. Chyba się przyjaźniliście. Nic na ten temat nie wspominał? — zapytała, mrużąc oczy.
Roztargniony Koperek przygryzło lekko wargę w zastanowieniu. Czy coś jeno wspominał? Raczej nie. Musiało niechętnie stwierdzić, że ich relacja nie polegała na rozmowach, tylko głównie na przepychankach.
— Nie nazwałobym tego przyjaźnią — burknęło, układając kilka ziaren maku, które akurat nie były na swoim miejscu. — Nic mi nie wspominał. Samo chciałobym wiedzieć, gdzie wszyscy są — westchnęło cierpiętniczo. — Myślisz, że będą nas przesłuchiwać? — zapytało, wbijając niebieskie ślepia w oczy kotki.
— Myślę, że powinniśmy wyjść po zioła — odparła, ucinając rozmowę, tak jakby to nie było odpowiednie miejsce ani czas.
Wyjrzało na zewnątrz, widząc Blade Lico rozmawiającego z jeno córką i uśmiechnęło się lekko, widząc wiewiórkę pod łapami kocura.
<Cisowianko?>
Event: wiewiórka
Wyleczeni: Krucze Pióro
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz