– To dla ciebie. – Biała podsunęła wprost pod rozdziawiony pysk siostry jedną ze znajdziek, która zdaniem świeżo mianowanej uczennicy, powinna znaleźć nowego właściciela. Właściwe, Tawuła przez długi czas biła się z myślami, czy powinna sprezentować szylkretowy kamień komuś, czy jednak zachować dla siebie. – Na szczęście. Poza tym pasuje kolorem do twojego futra. – Strzepnęła uchem, dostrzegając, że na pysku siostry zagościł uśmiech. Prawdopodobnie, gdyby nie Pchełkowy Skok, szylkretowa uczennica zagadałaby Tawułową Łapę na śmierć, okazując swą wdzięczność w związku z prezentem.
Tawuła niemalże natychmiast odpowiedziała na wezwanie niebieskiej szylkretki; w zaledwie kilka sekund znalazła się u jej boku, opuszczając legowisku uczniów.
– Dzień dobry, Pchełkowy Skoku – odparła miło, obdarowując starszą kocicę przyjaznym uśmiechem. Dzisiejszego dnia zdecydowała się nie ozdabiać swojego pyszczka barwnikami; jedynie końcówkę ogona zamoczyła w szkarłacie, który przechowywała w łupinie orzecha. – Chyba... Chyba jestem gotowa! – Mimo dziwnego uczucia w żołądku, najpewniej spowodowany stresem w związku z tyloma zmianami w krótkim czasie, Tawuła czuła również podekscytowanie na myśl, że z dniem dzisiejszym zaczyna trening z szylkretką. Cieszyła się, że będzie mogła poznać bliżej Pchełkowy Skok, jak i dowiedzieć się, być może właśnie od niej samej na temat relacji Jastrzębiego Zewu oraz Pikującej Jaskółki. Bo w końcu jako córka karmicielki powinna wiedzieć, dlaczego jej mama nie przepadała za zastępczynią, której to wujek taty ufał. Bo jeśli by jej nie ufał, nie zdecydowałby się ją mianować na swojego zastępcę.
– T-to dobrze. Twoi tatusiowe pokazali ci wszystkie zakamarki naszego obozu, p-prawda? – Tawuła przytaknęła. Doskonale znała rozkład pomieszczeń obozowiska, wliczając w to pomniejsze szczeliny, w które jako malutki kociak się wściskała podczas zabaw. – W takim razie, co powiesz na mały spacer poza obozem, wzdłuż plaży? N-na rozgrzewkę, przed wprowadzeniem do polowania i zapoznaniem cię z resztą naszych terenów. Zejdziemy wzdłuż klifu, na sam jego dół i przez chwilę pospacerujemy na plaży, co ty na to?
– A możemy udać się na Złote Kłosy? – spytała nieśmiało, przypominając sobie opowieść Wiecznej królowej na temat złotych terenów oddzielających Klan Klifu od Betonowego Świata. Opis zbóż, które mieniły się w promieniach słońca porą opadających liści, brzmiał przepięknie, aż tak, że Tawuła pragnęła go zobaczyć na własne oczy. Co prawda do pory opadających liści było jeszcze trochę czasu, jednak chciała zobaczyć, jak te tereny wyglądają również w tej chwili, nawet jeśli złote teraźniejszą porą były jedynie w nazwie.
– O-obawiam się, że to dla ciebie za wcześnie. Złote Kłosy nie są odpowiednim miejscem dla młodego ucznia; łatwo wpaść na samotników lub Dwunożnych. M-mama, to znaczy Jastrzębi Zew opowiadała ci o nich, prawda?
Tawuła nieco się nadąsała, żałując, że w tej chwili nie może zostać zabrana przez mentorkę do upragnionego miejsca. Mimo to w odpowiedzi na pytanie przytaknęła, dodając, że również ojcowie na temat Złotych Kłosów snuli przeróżne opowieści, gdy była małym kociakiem. I właśnie dlatego, nawet jeśli wiedziała, że nie było to odpowiednie miejsce dla dwudniowego ucznia, pragnęła na własną łapę zobaczyć je, aby przekonać się, ile w tych opowieściach było prawdy.
– W takim razie niech będzie plaża. Będę mogła poszukać bursztynów? Albo popatrzę na kraby, nim wojownicy na nie zapolują. Podobno śmiesznie się poruszają, zanim kończą jako piszczki.
Obie kotki wyszły na zewnątrz jaskini. Tawuła została zmuszona do zmrużenia oczu, gdy promienie wiosennego słońca spoczęły na jej pysku, a morski wiatr zmierzwił futerko. Powoli stawiała kroki za mentorką, wzdłuż ścieżki, gdy jej wzrok skierował się ku dołowi. To był błąd.
Być może biała uczennica byłaby w stanie podziwiać ten przepiękny widok, który Klan Klifu miał na wyłączność, gdyby nie lęk wysokości.
Kotka instynktownie wysunęła pazury, wbijając je wydeptaną ścieżkę na zboczu klifu, nie decydując się ruszyć nawet o centymetr. Serce przyspieszyło bicia, a w jej uszach rozbrzmiał donośny szum krwi, zagłuszający szum fal rozbijanych o klify oraz głos Pchełkowego Skoku. Wystarczyła chwila niepewności, strach wymalowany na pysku młodej uczennicy, by mentorka zarządziła powrót do obozu, co niekoniecznie odpowiadało Tawule. Mimo to, gdy tylko ponownie znalazła się w legowisku uczniów, z ulgą wtuliła pysk w mech i mewie pierze znajdujące się na posłaniu.
Przyszła wojowniczka starała się ignorować fakt, że jej rodzeństwo bez problemu ruszyło w teren ze swoimi mentorami. Tawule pozostawało albo korzystać z dodatkowego wyjścia, w domyśle ewakuacyjnego, ewentualnie spróbować przezwyciężyć swój lęk. Zdecydowała się na to drugie rozwiązanie, jednak wymagało ono czasu, małych kroczków i dogodnych warunków.
Mocniej wcisnęła pysk w posłanie, w dodatku zakrywając głowę przednimi łapkami. Prychnęła, przeklinając w myślach pierwszego założyciela klanu, który uznał, że świetnym rozwiązaniem będzie wyjście z obozu prowadzące wzdłuż stromego klifu, z którego z łatwością można było spaść i trafić wprost na Srebrzystą Skórę.
<Mentorko?>
[trening: 792 słów]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz