BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Klan Burzy znów stracił lidera przez nieszczęśliwy wypadek, zabierając ze sobą dodatkową dwójkę kotów podczas ataku lisów. Przywództwo objął Króliczy Nos, któremu Piaszczysta Zamieć oddał swoje ówczesne stanowisko, na zastępcę klanu wybrana natomiast została Przepiórczy Puch. Wiele kotów przyjęło informację w trudny sposób, szczególnie Płomienny Ryk, który tamtego feralnego dnia stracił kotkę, którą uważał za matkę

W Klanie Klifu

Wojna z Klanem Wilka i samotniczkami zakończyła się upokarzającą porażką. Klan Klifu stracił wielu wojowników – Miedziany Kieł, Jerzykową Werwę, Złotą Drogę oraz przywódczynię, Liściastą Gwiazdę. Nie obyło się również bez poważnych ran bitewnych, które odnieśli Źródlana Łuna, Promieniste Słońce i Jastrzębi Zew. Klan Wilka zajął teren Czarnych Gniazd i otaczającego je lasku, dołączając go do swojego terytorium. Klan Klifu z podkulonym ogonem wrócił do obozu, by pochować zmarłych, opatrzeć swoje rany i pogodzić się z gorzką świadomością zdrady – zarówno tej ze strony samotniczek, które obiecywały im sojusz, jak i członkini własnego Klanu, zabójczyni Zagubionego Obuwika i Melodyjnego Trelu, Zielonego Wzgórza. Klifiakom pozostaje czekać na decyzje ich nowego przywódcy, Judaszowcowej Gwiazdy. Kogo kocur mianuje swoim zastępcą? Co postanowi zrobić z Jagienką i Zielonym Wzgórzem, której bezpieczeństwa bez przerwy pilnuje Bożodrzewny Kaprys, gotowa rzucić się na każdego, kto podejdzie zbyt blisko?

W Klanie Nocy

Ostatni czas nie okazał się zbyt łaskawy dla Nocniaków. Poza nowo odkrytymi terenami, którym wielu pozwoliły zapomnieć nieco o krwawej wojnie z samotnikami, przodkowie nie pobłogosławili ich niemalże niczym więcej. Niedługo bowiem po zakończeniu eksploracji tajemniczego obszaru, doszło do tragedii — Mątwia Łapa, jedna z księżniczek, padła ofiarą morderstwa, którego sprawcy jak na razie nie odkryto. Pośmiertnie została odznaczona za swoje zasługi, otrzymując miano Mątwiego Marzenia. Nie złagodziło to jednak bólu jej bliskich po stracie młodej kotki. Nie mieli zresztą czasu uporać się z żałobą, bo zaledwie kilka wschodów słońca po tym przykrym wydarzeniu, doszło do prawdziwej katastrofy — powodzi. Dotąd zaufany żywioł odwrócił się przeciw Klanowi Nocy, porywając ze sobą życie i zdrowie niejednego kota, jakby odbierając zapłatę za księżyce swej dobroci, którą się z nimi dzielił. Po poległych pozostały jedynie szczątki i pojedyncze pamiątki, których nie zdołały porwać fale przed obniżeniem się poziomu wód, w konsekwencji czego następnego ranka udało się trafić na wiele przykrych znalezisk. Pomimo ciężkiej, ponurej atmosfery żałoby, wpływającej na niemalże wszystkich Nocniaków, normalne życie musiało dalej toczyć się swoim naturalnym rytmem.
Przeniesiono się więc do tymczasowego schronienia w lesie, gdzie uzupełniono zniszczone przez potop zapasy ziół oraz zwierzyny i zregenerowano siły. Następnie rozpoczęła się odbudowa poprzedniego obozu, która poszła dość sprawnie, dzięki ogromnemu zaangażowaniu i samozaparciu członków klanu — w pracach renowacyjnych pomagał bowiem niemalże każdy, od małego kocięcia aż po członków starszyzny. W konsekwencji tego, miejsce to podniosło się z ruin i wróciło do swojej dawnej świetności. Wciąż jednak pewne pozostałości katastrofy przypominają o niej Nocniakom, naruszając ich poczucie bezpieczeństwa. Zwłaszcza z krążącymi wśród kotów pogłoskami o tym, że powódź, która ich nawiedziła, nie była czymś przypadkowym — a zemstą rozchwianego żywiołu, mszczącego się na nich za śmierć członkini rodu. W obozie więc wciąż panuje niepokój, a nawet najmniejszy szmer sprawia, że każdy z wojowników machinalnie stroszy futro i wzmaga skupienie, obawiając się kolejnego zagrożenia.

W Klanie Wilka

Ostatnio dzieje się całkiem sporo – jedną z ważniejszych rzeczy jest konflikt z Klanem Klifu, powstały wskutek nieporozumienia. Wszystko przez samotniczkę imieniem Terpsychora, która przez swoją chęć zemsty, wywołała wojnę między dwoma przynależnościami. Nie trwała ona długo, ale z całą pewnością zostawiła w sercach przywódców dużo goryczy i niesmaku. Wszystko wskazuje na to, że następne zgromadzenie będzie bardzo nerwowe, pełne nieporozumień i negatywnych emocji. Mimo tego Klan Wilka wyszedł z tego starcia zwycięsko – odebrali Klifiakom kilka kotów, łącznie z ich przywódczynią, a także zajęli część ich terytorium w okolicy Czarnych Gniazd.
Jednak w samym Klanie Wilka również pojawiły się problemy. Pewnego dnia z obozu wyszli cali i zdrowi Zabłąkany Omen i jego uczennica Kocankowa Łapa. Wrócili jednak mocno poobijani, a z zeznań złożonych przez srebrnego kocura, wynika, że to młoda szylkretka była wszystkiemu winna. Za karę została wpędzona do izolatki, gdzie spędziła kilka dni wraz ze swoją matką, która umieszczona została tam już wcześniej. Podczas jej zamknięcia, Zabłąkany Omen zmarł, lecz jego śmierć nie była bezpośrednio powiązana z atakiem uczennicy – co jednak nie powstrzymało największych plotkarzy od robienia swojego. W obozie szepczą, że Kocankowa Łapa przynosi pecha i nieszczęście. Jej drugi mentor, wybrany po srebrnym kocurze, stracił wzrok podczas wojny, co tylko podsyca te domysły. Na szczęście nie wszystko, co dzieje się w klanie jest złe. Ostatnio do ich żłobka zawitała samotniczka Barczatka, która urodziła Wilczakom córeczkę o imieniu Trop – a trzy księżyce później narodził się także Tygrysek (Oba kociaki są do adopcji!).

W Owocowym Lesie

Dla owocniaków nadszedł trudny okres. Wszystko zaczęło się od śmierci wiekowej szamanki Świergot i jej partnerki, zastępczyni Gruszki. Za nią pociągnęły się śmierci liderki, rozpacz i tęsknota, które pociągnęła za sobą najmłodszą medyczkę, by skończyć na wybuchu epidemii zielonego kaszlu. Zmarło wiele kotów, jeszcze więcej wciąż walczy z chorobą, a pora nagich drzew tylko potęguje kryzys. Jeden z patroli miał niesamowite szczęście – natrafił na grupę wędrownych uzdrowicieli. Natychmiast wyraziła ona chęć pomocy. Derwisz, Jaskier i Jeżogłówka zostali tymczasowo przyjęci w progi Owocowego Lasu. Zamieszkują Upadłą Gwiazdę i dzielą się z tubylcami ziołami, pomocą, jak i również ciekawą wiedzą.

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty


Miot w Klanie Klifu!
(brak wolnych miejsc!)

Znajdki w Owocowym Lesie!
(brak wolnych miejsc!)

Miot u samotników?!
(trzy wolne miejsca!)

Zmiana pory roku już 7 grudnia, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

23 grudnia 2025

Od Pacynki CD. Słonecznego Fragmentu

— Dołączysz i co? Urodzisz kocięta Burzowych Chmur? Masz zamiar jak twoja siostra mordować niewinne koty, z którymi spałabyś w jednym z legowisk i dzieliła języki? Może własne kocięta również zabijesz... W imię czego... Wiary? Kaprysu? — wypytywał. — Tylko dlaczego Klan Burzy! Ze wszystkich pięciu społeczności, dlaczego wybrałyście właśnie ten klan?
Pacynka spoglądała na kremowego z niemal pustką w oczach, wysłuchując uważnie jego słów. Do przewidzenia było, że dojdzie do kolejnej takiej sprzeczki, gdy tylko zostaną sami. Kocur nie zamierzał odpuszczać; chciał poznać całą prawdę. Pacynka jednak nie zamierzała dawać mu jej tak łatwo. O ile w ogóle zamierzała to zrobić.
— To nie jest kaprys — mruknęła spokojnie, jakby tłumaczyła Słonecznemu Fragmentowi coś oczywistego. — Nie zabijam dlatego, że chcę. Zabijam, bo po to mnie stworzono — kontynuowała pewnym głosem, ani na moment się nie wahając.
Kremowy milczał, wpatrując się w Pacynkę z mieszaniną zmieszania i triumfu w oczach, jakby nie był do końca pewien, czy powinien jej słuchać, czy może uciekać od niej jak najdalej.
— Tchnęli we mnie życie z konkretnym celem. Moja ciotka widziała więcej niż wy wszyscy razem wzięci! Jej plan nie był okrutny, a konieczny… — Pacynka prychnęła cicho, z ledwie wyczuwalnym bólem w głosie. — Marionetka pragnęła zasiać zamęt wśród klanów… i miała do tego pełne prawo. Bo… — urwała. Jej spojrzenie spoczęło na pysku kocura, wpatrując się w niego z odrazą. — Wy, klanowe koty… jesteście bezduszni. Pragniecie pozbyć się wszystkiego, co obce. Wszystkiego, co nie jest tylko głupią, ślepą owcą podążającą za resztą grupy…
Zamilkła na moment.
— W innych okolicznościach może byłoby mi was odrobinę żal. Ale z każdym kolejnym księżycem coraz bardziej przekonuję się, że nie warto marnować ani chwili na coś takiego jak współczucie. Nie dla was. Nie po tym, jak pozbawiliście mnie dwóch najbliższych mi kotów! — uparła się, mrużąc gniewnie oczy.
Może gdyby zignorować fakt, że zarówno Marionetka, jak i Wieleni Szlak były mordercami, jej słowa miałyby jakikolwiek sens. Może wtedy mogłaby zostać lepiej zrozumiana. Lecz w tym momencie była po prostu zaślepiona gniewem i pragnieniem tego, by to jej samej było dobrze. A raczej – by to jej rodzina żyła.
Słoneczny Fragment przekręcił głowę, a na jego pysku rozciągnął się grymas.
— Więc skoro uważasz, że każdy klanowy kot jest zły do szpiku kości, to dlaczego związałaś się z Burzowymi Chmurami? Nie możesz tworzyć problemów gdzieś indziej? — zapytał, a jego ogon zadrżał z irytacji i bezsilności. — Dlaczego wybrałaś akurat niego? Czy zrobiłaś to specjalnie, bo wiedziałaś, że ma jakieś powiązania z Wielenim Szlakiem…?
Pacynka wzruszyła ramionami.
— Muszę przyznać, że Burza nie był… planowany. Nie zamierzałam z nim wchodzić ani w związek, ani w przyjaźń, ale on jakoś sam przypałętał się do mnie na granicy. Miałam dać takiej okazji… uciec mi sprzed nosa? Może i jestem zła, ale nie jestem głupia! — zaśmiała się głośno, szczerząc pożółkłe zęby w świetle księżyca.
Słońce prychnął, czując, że atmosfera nieco się rozluźnia, choć Pacynka wciąż nie wydawała mu się bardziej logiczna niż wcześniej.
— To dlaczego wciąż przy nim jesteś, skoro już odkryłem, że jesteś mordercą? Nie łatwiej byłoby ci męczyć kogoś innego? — drążył, subtelnie kładąc po sobie uszy.
Pacynka wolałaby jednak, by kremowy skończył te próby odciągnięcia jej od Burzowych Chmur. Kocur był jej źródłem informacji, wsparcia – to oczywiste, że nie mogła go zostawić.
— Co z tego, że to odkryłeś?! — burknęła, a w jej oczach zalśnił gniew. — Jesteś zbyt słaby, by z tym cokolwiek zrobić! Miałeś tyle szans, by mnie wkopać, zabić, zniszczyć… ale wiesz, że nie jesteś w stanie.
Gdy mówiła, jej uśmiech stale się poszerzał, a głos ściszał. Słoneczny Fragment tkwił w bezruchu, tępo wpatrując się w pysk burej.
— Nie jesteś, bo za bardzo przypominam ci o Wielenim Szlaku, co? Za bardzo ją kochałeś, więc teraz nie możesz sobie mnie odpuścić — mruknęła kpiąco, choć z wymuszoną słodyczą.
Kremowy pokręcił głową w proteście, ale w głębi serca wszyscy wiedzieli, że tak właśnie było.

* * *

Tego już nie dało się ukryć ani jakoś wytłumaczyć. Pacynka z każdym dniem pojmowała coraz bardziej, że wpakowała się w coś bardzo niedobrego. Okropnego wręcz. W coś, co teraz będzie chodziło za nią krok w krok, co będzie piszczało, darło mordkę i robiło wszystko, by być jak największym wrzodem na ogonie. Budziła się, czując się tak mdło i mizernie, że nieraz miała ochotę zwrócić swój ostatnio zjedzony posiłek. A jeśli chodzi o posiłki – jej apetyt wzrósł. Potrzebowała więcej zwierzyny, by czuć się najedzona, a jednocześnie miała mniej energii i siły, by na cokolwiek polować.
Dlatego zmuszała swojego partnera, Burzowe Chmury, by wychodził z obozu coraz częściej i dla niej polował, nawet jeśli narażał ich wtedy na odkrycie przez innych Burzaków. To jednak nie było jej problemem. No dobra. Może było – ale tylko po części. To nie ona była w klanie, z którego mogliby ją wyrzucić. A jeśli dymnego ukarzą, to może będzie go mogła mieć przy sobie przez całe dnie i noce – i tak, jak bardzo go przy sobie nie chciała, tak potrzebowała jedzenia. I wspólnika. Pachołka, który nie będzie kwestionował nawet jej najkrzywszych akcji.
Tego dnia, gdy widziała, jak kocur przekracza granicę, by do niej dotrzeć, postanowiła, że mu powie. Powie mu o wszystkim… i o niczym. Nie planowała tej rozmowy – nie miała po co. Powie to, co ślina przyniesie jej na język, a Burzowe Chmury i tak we wszystko uwierzy, a na koniec jeszcze przyniesie pod pysk tłustego królika, wiewiórkę i wróbla. Brązowooki był taki głupi, niemądry… Mógł posłuchać swojego koleżki, zanim zrobiło się już za późno.
— Pacynko! Jak się dziś czujesz? Dalej tak słabo? Może spróbuję zapytać o to medyka? Albo poproszę Słoneczny Fragment o pomoc… — zaczął, witając się czule z buraską. Kotka nawet nie drgnęła, gdy dymny ocierał się o nią futrem. Miała ochotę się skrzywić, ale zachowała kamienną twarz dla niepoznaki.
— To… nie będzie konieczne — mruknęła w końcu, gdy wojownik się odsunął. Przełknęła ślinę, czując, jak w środku robi jej się niedobrze. Ale nie z powodu porannych mdłości. — Tak się składa, że… odkryłam, co mi jest — kontynuowała, widząc, jak zaciekawienie w oczach wojownika rośnie.
— Naprawdę? W takim razie, o co chodzi? — zapytał, siadając i owijając ogon wokół łap. Pacynka musiała zastanowić się, czy da radę wypowiedzieć to, co właśnie miała powiedzieć, jednocześnie nie wymiotując. Wzięła głęboki wdech, jakby była zestresowana – choć w rzeczywistości jedyne, co czuła, to obrzydzenie.
— Więc… wydaje mi się, że mogę być w ciąż-
Burzowe Chmury aż podskoczył.
Zerwał się na równe łapy, otworzył szeroko oczy, rozdziawił pysk. Futro stanęło mu dęba.
— Pacynko! To… to świetnie! Wreszcie będziesz mogła dołączyć do Klanu Burzy! — wykrzyknął, a jego zdziwiona mina zmieniła się w szeroki uśmiech. — Nie wierzę, że doczekałem się tej chwili! Musimy o tym powiedzieć Słonecznemu Fragmentowi, bo na pewno się ucies-
Kocur przerwał, widząc niezadowolenie na pysku swojej partnerki.
— W tym rzecz, że… póki nic nie jest potwierdzone, nie chcę, by Słońce wiedział. Nie mów mu nic o tym, dobrze? — mruknęła ponuro, na co dymny nieco się zdziwił. — Mam pewne podejrzenia, że jeśli dowie się, że oczekuję twoich kociąt… nie będzie zadowolony. Będzie chciał się mnie pozbyć, zrobi wszystko, by nie wpuścili mnie do Klanu Burzy. To przykre, wiem – to twój przyjaciel i mu ufasz – ale on już taki jest… Zazdrości ci, bo to ty jesteś moim partnerem, a ja przypominam mu o jego zauroczeniu — westchnęła.
Burza skinął głową, wciąż trochę zmieszany. Widać było, że w jego głowie toczy się właśnie konflikt, ale kocur postanowił zachować wszelkie komentarze dla siebie.

* * *

Teraz, by plan był kompletny, Pacynka musiała jeszcze odnaleźć Słoneczny Fragment i wmówić mu mniej więcej to samo, co wmówiła już Burzowym Chmurom. Musiała go przekonać, że to on jest jedynym ojcem i że pod żadnym pozorem nie ma mówić o niczym dymnemu kocurowi. Łatwizna. Z nim pójdzie nawet łatwiej niż z Burzą – a przynajmniej taką miała nadzieję.
Choć może byłoby fajniej, gdyby na swojej drodze napotkała trochę więcej przeszkód. Bawiła się tymi kocurami jak dwiema pacynkami! I gdzie w tym zabawa? Po jakimś czasie wymyślanie samemu scenariusza robiło się już nudne, a jak na razie to tylko ona była władcą i panem.
Zdziwiła się, gdy pośród wysokich traw na terenach Klanu Burzy nie dostrzegła jednego kota, lecz całą trójkę. Na przedzie szły dwie rude kotki, zaś gdzieś z tyłu wlókł się za nimi kremowy towarzysz – taki, którego akurat poszukiwała Pacynka. A skoro już znalazła się w takiej sytuacji, to równie dobrze mogła ją wykorzystać do swojego celu. Tak dla urozmaicenia tej akcji zrobi to w towarzystwie widowni. Czemu nie? Nie miała nic do stracenia; na wiele mogła sobie pozwolić.
Wyskoczyła z kryjówki, wymachując puchatym ogonem na boki i trzymając wzrok utkwiony w kremowym kocurze. Gdy ten ją dostrzegł, niemal zamarł. Prawie by mu serce stanęło na jej widok! Nic dziwnego – gdy jest się tak urokliwym, nie? Choć w tym momencie to chyba nie o to chodziło. Nieczęsto widzi się tak pewną siebie morderczynię, w dodatku samotniczkę.
Na jej widok dwie rudaski wygięły grzbiety w łuk, całe się jeżąc.
— Intruz! — krzyknęła jedna z nich, obserwując Pacynkę źrenicami w kształcie cienkich sosnowych igieł.
Słońce wyszedł na przód, odgradzając wojowniczki od brązowookiej.
— Co ty tu robisz?! Wynoś… wynoś się z naszych terenów! — mruknął stanowczo, zadzierając brodę.
Pacynka jednak ani nie drgnęła; jedynie uśmiechnęła się szerzej, nieco kpiąco. Wydawało mu się, że skoro przyszedł z obstawą, to wszystko mu wolno. Bzdura. Szybko położyła po sobie uszy i delikatnie się cofnęła, zakładając na pysk maskę żalu i goryczy.
— Och! — wykrzyknęła, dramatycznie kładąc łapę na piersi. — Niech w waszych sercach znajdzie się miejsce na odrobinę litości wobec biednej, szukającej schronienia samotniczki! — kontynuowała swoje lamentowanie, ani na moment nie okazując zwątpienia.
Jedna kotka, cała w cętkach i o żółtych oczach, nagle zjawiła się obok Słonecznego Fragmentu.
— Dlaczego mielibyśmy chcieć ci pomagać? Wyglądasz, jakbyś miała pchły! — wyrzuciła z siebie z obrzydzeniem. — Jest Pora Zielonych Liści! Czemu miałabyś sobie nie poradzić? Zwierzyny ci nie brakuje, tym bardziej, jeśli podkradasz ją z naszych terenów — prychnęła przez zaciśnięte zęby, smagając powietrze ogonem.
Pacynka, nie zamierzając się poddać, spuściła głowę.
— To nie o jedzenie chodzi… — westchnęła przeciągle, po czym uniosła smutny, pełen bólu wzrok na rudą kotkę. — Chodzi o to, że… oczekuję kociąt. Chcę dla nich jak najlepiej, a ty… jako kotka, i jako zapewne matka, powinnaś mnie zrozumieć…! — jęknęła, teatralnie odwracając wzrok od wojowniczki.
Cętkowana wydała z siebie zdumiony odgłos, po czym umilkła.
Wtem do rozmowy przyłączyła się kolejna ruda kocica, która dotychczas stała gdzieś z tyłu:
— A gdzie jest ojciec kociąt? Dlaczego on nie może ci pomóc? — zapytała, unosząc jedną brew.
Pacynka rzuciła Słońcu wymowne spojrzenie, po czym skupiła wzrok na kotce, która jako kolejna postanowiła jej przeszkodzić. No nic. Jakby nie patrzeć, właśnie tego oczekiwała.
— Ojciec kociąt… Ja… nie chcę o nim mówić — mruknęła niemal drżącym głosem.
Na to zielonooka zwróciła głowę w stronę kremowego.
— Ona kłamie! Wcale nie jest w ciąży — stwierdziła, po czym rzuciła okiem na Pacynkę. — Nie wygląda, jakby była! — dodała, a gdy Słońce niepewnie, lecz z ulgą, jej przytaknął, podeszła bliżej buraski. — Słuchaj, w naszym klanie nie ma teraz miejsca na obce samotniczki. Nawet jeśli spodziewałabyś się kociąt, to dla własnego dobra trzymaj się z dala od Klanu Burzy — przestrzegła ją.
Nie wiedziała jednak, że to Pacynki powinni się bać.
— To brzmi jak zwykłe gadanie, by cię wygonić, ale tak nie jest — kontynuowała, spoglądając ukradkiem na przewodnika stojącego nieopodal. — Ostatnio doszło u nas do egzekucji kotki, która dawniej była samotniczką. Jeden z naszych wojowników… ceni sobie sprawiedliwość. Gdybyś okazała się zła… nie okazałby ci litości.
Pacynka zmrużyła oczy, prostując się – już kompletnie nie przypominała tej słabej, rozbeczanej samotniczki sprzed chwili.
— Jeśli wam szkoda dwóch myszy dziennie, to dobrze. Odejdę z waszych terenów i już nigdy nie będę prosić o schronienie. Mam nadzieję, że wasze skąpstwo nie odbierze mi niedługo życia… — rzuciła przez zaciśnięte zęby, odwracając się od rudej wojowniczki.
Słoneczny Fragment przez moment stał w bezruchu, aż w końcu jego głos przeciął powietrze:
— Ja… odprowadzę ją. Musimy mieć pewność, że na pewno przekroczy granicę, czyż nie?
Pacynka usłyszała zbliżające się w jej stronę kroki i mimowolnie się uśmiechnęła. Przedstawienie udane – teraz mogła udać się na osobność z jednym z aktorów, by porozmawiać.
Kroki przewodnika były nerwowe, a jego ogon kołysał się na boki.
— Ty… naprawdę jesteś w ciąży… i… — urwał, kładąc po sobie uszy.
Bura poczuła, jak robi jej się ciepło na sercu. Karmiła się jego niepewnością, strachem i niepokojem.
— Tak, Słoneczny Fragmencie… — wyszeptała. — Jesteś ich ojcem.

<Słoneczny Fragmencie?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz