*TW: atak paniki*
Ocknął się ze swoich rozmyślań, gdy niewielka kropla wody spadła na jego pysk. Szybko pokręcił głową i spojrzał w ciemniejsze niż wcześniej niebo.
***
Zaszył się w legowisku uzdrowicieli, układając zioła w odpowiedni sposób. Pomagało mu to zająć myśli, ale też sama taka praca była bardzo kojąca. No, przynajmniej według niego, bo domyślał się, że taki Mróz mógłby mieć z tym większy problem. Zawsze był dosyć żywiołowym kotem, a takie zajęcia były dla niego zbyt nudne...
Pokręcił szybko głową. Nie chciał o tym myśleć. Nie mógł. Wiedział doskonale, co się działo, gdy zbyt dużo myślał o zmarłych bliskich i szczerze nienawidził tego uczucia. Swojego zachowania w takich sytuacjach, myśli znajdujących się wtedy w jego głowie. Tej chęci do ucieczki najdalej jak się da, zwłaszcza od siebie, swojego ciała, doskonale wiedząc przy tym, że to niemożliwe. I tej bezsilności towarzyszącej temu wszystkiemu... Co tak właściwie się dzieje w takich sytuacjach?
– Hej Poranku – głos Pszczółki echem rozniósł się po cichej i pustej lecznicy. Rudy podniósł wzrok znad ziół i spojrzał na siostrę wymownym spojrzeniem. Tym razem jednak się nie zestresował, chyba tylko przy siostrach mógł dalej czuć się bezpiecznie. – Mam mały problem z uchem – wyjaśniła krótko kotka i podeszła do brata. Poranek po obejrzeniu ucha Pszczółki i po zadaniu jeszcze paru pytań dość szybko znalazł potrzebne medykamenty, najpewniej przez jego wcześniejsze przygotowanie.
– Coś jeszcze? – zapytał później Poranek, chcąc jak najszybciej wrócić do swoich zajęć. Nie chciał już więcej wychodzić tego dnia z obozu, ale widok Pszczółki w wejściu do legowiska na myśl przyniósł mu tylko przymus opuszczenia bezpiecznego legowiska.
***
Trafił dokładnie w punkt i już chwilę później przemierzał z Pszczółką tereny Owocowego Lasu, zmierzając do tego tajemniczego miejsca, do którego to kotka chciała go zabrać.
Deszcz jeszcze trochę kropił, wiatr, mocniejszy niż wcześniej, pchał małe krople prosto w oczy rudego kocura, tym bardziej zachęcając go do powrotu do układania ziół. Jednak prawdziwa niechęć i swego rodzaju niepokój pojawił się gdy Pszczółka zaprowadziła go na miejsce, gdzie siedziała już Mgiełka. Żołądek sam mu się ścisnął, przypominając sobie, że już raz uciekł od tej rozmowy. Od rozmowy, której tak bardzo się bał, ale też o której zapomniał, starając się jak najbardziej zająć czymś swój umysł.
Przełknął głośniej ślinę, zatrzymując się prawie od razu gdy zrozumiał podstęp stworzony przez obie jego siostry. Pomimo zachęceń Pszczółki, nie podszedł do przodu, a zamiast tego zaczął przebierać łapami ze zdenerwowania.
– Poranku możemy porozmawiać? – odezwała się Mgiełka, lekko uśmiechając się do brata. Ten się nie odezwał, dalej wpatrując się w kotkę. – Chciałabym porozmawiać o tym, co stało się podczas jednej z wizyt w izolatce. O twojej ucieczce i... Tym wszystkim. Chcę się dowiedzieć, co tak właściwie się stało – wyjaśniła spokojnie.
– Nic się nie stało – odparł za to Poranek, w ogóle nie podzielając spokoju siostry, lecz nie dając tego po sobie poznać. Jedyne co mogło go zdradzać, były tylko wykonywane przez niego ruchy, które pomagały mu zapanować nad wszystkimi znajdującymi się w nim emocjami.
– Poranku nie okłamuj mnie. Byłam tam i to zachowanie nie przypominało ciebie. Coś musiało być wtedy na rzeczy – stwierdziła kotka.
– Chcemy ci tylko pomóc, jesteś dla nas ważny – wtrąciła się Pszczółka, spoglądając to na Mgiełkę, to na Poranka.
– Nie potrzebuje waszej pomocy – powiedział kocur, kręcąc szybko głową. – Jest wszystko dobrze.
– Nie jest – zaprzeczyła Mgiełka.
– Jest.
– Skoro tak, to dlaczego znikasz na tak długo z obozu? Dlaczego cały czas jesteś gdzieś schowany? Czego tak bardzo się boisz? – zapytała kotka, wpatrując się w brata. Ten zamilkł, tylko spuszczając wzrok. – Czyli coś jest na rzeczy – stwierdziła Mgiełka. – Dlaczego więc nie chcesz nam powiedzieć?
– To moja sprawa.
– Ale wpływa też na nas. Jesteś dla nas ważny Poranku.
– Przepraszam – mruknął rudy, cofając się o krok.
– Powiedz, co się dzieje – odezwała się Pszczółka, jednak Poranek tylko pokręcił głową. Nie mógł im niczego powiedzieć. Nie był w stanie, ale też nie chciał.
– Dlaczego nam nie ufasz? – zapytała Mgiełka.
– Ufam.
– To dlaczego nie powiesz co się dzieje na Wszechmatkę? – zirytowany głos Mgiełki poniósł się echem, wbijając się boleśnie w głowę uzdrowiciela. – Dlaczego nie powiesz? Dlaczego nam nie ufasz? I to nie od teraz. Jesteś taki uparty! Zawsze! Nawet przed tą całą ucieczką. Ale po niej coś się zmieniło i to ewidentnie nie na lepsze. Co cię tak gryzie? Jest to związane z Mrozem, prawda? Z tym co mówili inni, gdy wróciliśmy do Owocowego Lasu. Mylę się? – wstała i podeszła nieco do brata. Chwast cały zesztywniał. Przestał się ruszać, oddech powoli zaczął mu przyspieszać. – Masz tendencje do zamartwiania się. Słyszałeś co oni mówili i utknęło to w tobie. Znam cię całe życie Poranku. Daje radę cię rozgryźć, nawet jeśli innym jest ciężko tego dokonać – mówiła dalej, jednak kocur już jej nie słuchał, słysząc tylko bicie własnego serca, dzwoniące mu w uszach. Czuł jak jest przerażony, jak nie może złapać dobrze oddechu, co tylko podsycało jego strach. – Poranku? – odezwała się Mgiełka, nie dostając odpowiedzi. Podeszła bliżej brata, widząc, że dzieje się coś złego. Pszczółka szybko do niej dołączyła. Też zaczęła coś mówić, jednak rudy nie wiedział co. Nie umiał się skupić. Nie był wstanie. Skupiał się tylko na przyspieszonym biciu serca dzwoniącym w uszach, na przerażeniu niemożnością złapania oddechu, na tym czymś trzymającym jego ciało. W końcu łzy same zaczęły spływać mu po policzku.
– Ja n-nie wiem – wyszeptał, próbując kurczowo złapać oddech pomiędzy każdym słowem. Czy tak wyglądała śmierć? Mgiełka i Pszczółka znów coś powtarzały, znów coś mówiły, on jednak nie rozumiał. Musiał uciekać. Czuł, że musi uciekać. Musiał się schować. Musiał znaleźć bezpieczne miejsce. Musiał się uwolnić.
Pobiegł na oślep przed siebie, czując jak z każdym krokiem coraz bardziej ucieka mu oddech. Mimo to biegł dalej, czując jak przerażenie ściga go niczym łowca swoją zwierzynę. Musiał uciekać. Uwolnić się od tego wszystkiego. Od swojego ciała. Znowu to samo. Znowu to uczucie.
Gwałtownie skręcił i zatrzymał się, prawie upadając na ziemię. Co było nie tak? Czy to Wszechmatka? Co się działo? Dlaczego się działo?
Deszcz jeszcze trochę kropił, wiatr, mocniejszy niż wcześniej, pchał małe krople prosto w oczy rudego kocura, tym bardziej zachęcając go do powrotu do układania ziół. Jednak prawdziwa niechęć i swego rodzaju niepokój pojawił się gdy Pszczółka zaprowadziła go na miejsce, gdzie siedziała już Mgiełka. Żołądek sam mu się ścisnął, przypominając sobie, że już raz uciekł od tej rozmowy. Od rozmowy, której tak bardzo się bał, ale też o której zapomniał, starając się jak najbardziej zająć czymś swój umysł.
Przełknął głośniej ślinę, zatrzymując się prawie od razu gdy zrozumiał podstęp stworzony przez obie jego siostry. Pomimo zachęceń Pszczółki, nie podszedł do przodu, a zamiast tego zaczął przebierać łapami ze zdenerwowania.
– Poranku możemy porozmawiać? – odezwała się Mgiełka, lekko uśmiechając się do brata. Ten się nie odezwał, dalej wpatrując się w kotkę. – Chciałabym porozmawiać o tym, co stało się podczas jednej z wizyt w izolatce. O twojej ucieczce i... Tym wszystkim. Chcę się dowiedzieć, co tak właściwie się stało – wyjaśniła spokojnie.
– Nic się nie stało – odparł za to Poranek, w ogóle nie podzielając spokoju siostry, lecz nie dając tego po sobie poznać. Jedyne co mogło go zdradzać, były tylko wykonywane przez niego ruchy, które pomagały mu zapanować nad wszystkimi znajdującymi się w nim emocjami.
– Poranku nie okłamuj mnie. Byłam tam i to zachowanie nie przypominało ciebie. Coś musiało być wtedy na rzeczy – stwierdziła kotka.
– Chcemy ci tylko pomóc, jesteś dla nas ważny – wtrąciła się Pszczółka, spoglądając to na Mgiełkę, to na Poranka.
– Nie potrzebuje waszej pomocy – powiedział kocur, kręcąc szybko głową. – Jest wszystko dobrze.
– Nie jest – zaprzeczyła Mgiełka.
– Jest.
– Skoro tak, to dlaczego znikasz na tak długo z obozu? Dlaczego cały czas jesteś gdzieś schowany? Czego tak bardzo się boisz? – zapytała kotka, wpatrując się w brata. Ten zamilkł, tylko spuszczając wzrok. – Czyli coś jest na rzeczy – stwierdziła Mgiełka. – Dlaczego więc nie chcesz nam powiedzieć?
– To moja sprawa.
– Ale wpływa też na nas. Jesteś dla nas ważny Poranku.
– Przepraszam – mruknął rudy, cofając się o krok.
– Powiedz, co się dzieje – odezwała się Pszczółka, jednak Poranek tylko pokręcił głową. Nie mógł im niczego powiedzieć. Nie był w stanie, ale też nie chciał.
– Dlaczego nam nie ufasz? – zapytała Mgiełka.
– Ufam.
– To dlaczego nie powiesz co się dzieje na Wszechmatkę? – zirytowany głos Mgiełki poniósł się echem, wbijając się boleśnie w głowę uzdrowiciela. – Dlaczego nie powiesz? Dlaczego nam nie ufasz? I to nie od teraz. Jesteś taki uparty! Zawsze! Nawet przed tą całą ucieczką. Ale po niej coś się zmieniło i to ewidentnie nie na lepsze. Co cię tak gryzie? Jest to związane z Mrozem, prawda? Z tym co mówili inni, gdy wróciliśmy do Owocowego Lasu. Mylę się? – wstała i podeszła nieco do brata. Chwast cały zesztywniał. Przestał się ruszać, oddech powoli zaczął mu przyspieszać. – Masz tendencje do zamartwiania się. Słyszałeś co oni mówili i utknęło to w tobie. Znam cię całe życie Poranku. Daje radę cię rozgryźć, nawet jeśli innym jest ciężko tego dokonać – mówiła dalej, jednak kocur już jej nie słuchał, słysząc tylko bicie własnego serca, dzwoniące mu w uszach. Czuł jak jest przerażony, jak nie może złapać dobrze oddechu, co tylko podsycało jego strach. – Poranku? – odezwała się Mgiełka, nie dostając odpowiedzi. Podeszła bliżej brata, widząc, że dzieje się coś złego. Pszczółka szybko do niej dołączyła. Też zaczęła coś mówić, jednak rudy nie wiedział co. Nie umiał się skupić. Nie był wstanie. Skupiał się tylko na przyspieszonym biciu serca dzwoniącym w uszach, na przerażeniu niemożnością złapania oddechu, na tym czymś trzymającym jego ciało. W końcu łzy same zaczęły spływać mu po policzku.
– Ja n-nie wiem – wyszeptał, próbując kurczowo złapać oddech pomiędzy każdym słowem. Czy tak wyglądała śmierć? Mgiełka i Pszczółka znów coś powtarzały, znów coś mówiły, on jednak nie rozumiał. Musiał uciekać. Czuł, że musi uciekać. Musiał się schować. Musiał znaleźć bezpieczne miejsce. Musiał się uwolnić.
Pobiegł na oślep przed siebie, czując jak z każdym krokiem coraz bardziej ucieka mu oddech. Mimo to biegł dalej, czując jak przerażenie ściga go niczym łowca swoją zwierzynę. Musiał uciekać. Uwolnić się od tego wszystkiego. Od swojego ciała. Znowu to samo. Znowu to uczucie.
Gwałtownie skręcił i zatrzymał się, prawie upadając na ziemię. Co było nie tak? Czy to Wszechmatka? Co się działo? Dlaczego się działo?
Wyleczeni: Pszczółka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz