– Moje futerko posiada toksynę... – wymamrotała w końcu, gdy udało jej się dojść do głosu, czy właściwie przemogła się przed poinformowaniem kocura o swej przypadłości. Zresztą, powinien chyba o tym widzieć. Chyba. Dostrzegła, że kocur przechylił głowę, zmieniając wyraz pyska na zatroskany. Przeniósł spojrzenie w kierunku wejścia do kociarni, by ponownie wlepić spojrzenie we Fląderkę. Czyżby właśnie rozważał spełnienie jej prośby? – Jak u tych rybek... albo żabek – kontynuowała, przypominając sobie jedną z opowieści Kotewkowego Powiewu na temat trujących żyjątek. A może to były jednak jaszczurki?
Może z nią było podobnie? Dlatego Kotewkowy Powiew odeszła do Klanu Gwiazdy; bo dotykała jej futerka, czyszcząc je i pozwalając jej spać u swojego boku. Tylko nie bardzo rozumiała, dlaczego pozostałe koty odeszły. Przecież jej nie dotykały. Ale mogły dotknąć piastunki. Czy to się liczyło?
Fląderka próbowała znaleźć sensowne wytłumaczenie w związku ze śmiercią liderki, zapominając o tym, że kocica była najzwyczajniej w świecie stara i w końcu nadszedł jej czas, jak w przypadku czarno-białej piastunko-księżniczki. Zresztą sama Centuria upierała się, że śmierć starszych kotów to na pewno była wina brązowookiej, więc musiało tak być.
Szylkretka zmrużyła oczy, gdy kocur dotknął nosem jej czółka, nie rozumiejąc jego zachowania. Dlaczego jej nie słuchał i tak bardzo ryzykował? Co, jeśli naprawdę posiadała coś na swoim futrze, co powodowało choroby i osłabienie przez zbyt częsty kontakt? Delikatnie dotknęła pysk karmiciela białą skarpetką, próbując odsunąć jego pysk od siebie.
– Nie masz gorączki... – miauknął, podnosząc się na równe łapy. – A mimo to majaczysz... – Złapał Fląderkę za kark, która nie miała siły protestować; i tak by jej nie posłuchał.
Westchnęła. Bezwiednie zwisała z pyska piastuna, gdy ten zabrał ją do legowiska medyków i streścił kocicom przebieg rozmowy z kociakiem, prosząc o pomoc. Dopiero z pomocą Różanej Woni i długiej, bardzo długiej rozmowy, udało mu się przekonać kociaka, że ten nie posiada na sobie żadnej zabójczej toksyny.
Brązowe ślipka spoglądały na starczy pysk medyczki, gdy ta podniosła się i odeszła od pacjentki; kocica cicho mamrotała do siebie zdanie, które jedno, jedyne uszko Fląderki nie było w stanie wyłapać.
~ ~ ~
Koteczka westchnęła, wlepiając spojrzenie w sufit żłobka. W pewnym stopniu podziwiała Korzonek za to, że z jej pyszczka nie schodził uśmiech, nawet jeśli posiadała brązowe futerko. Starsza kotka nie robiła sobie nic z uwag, które padały z pysków starszych.
Fląderka strzepnęła uszkiem, kryjąc się pomiędzy sumakami i obserwując, jak członkowie Klanu Nocy wykonują swoje obowiązki. Uczniowie trzymali w pyskach złowione ryby, a starsi korzystali z ciepłej pogody, grzejąc się w promieniach letniego słońca. Jej ciałko się spięło, gdy w zasięgu wzroku znalazła się Czyhająca Murena; "(nie)mama". Kocica właśnie rozmawiała ze swoim synem, gdy w pewnej chwili spojrzała w kierunku Fląderki. Gdy ich spojrzenia się spotkały, szylkretowa kotka pośpiesznie wycofała się z powrotem w głąb żłobka, zajmując posłanie tuż obok Złocistego Widlika. Zwinęła się w kłębuszek, mając nadzieję, że księżniczka nie przyjdzie do żłobka i nie będzie miała pretensji o to, że kocię podsłuchiwało rozmowy członków rodziny królewskiej. Bo nawet jeśli co nieco podsłuchała, to nie miała zamiaru wykorzystać tych informacji na własny użytek. No dobrze, może jedynie przydatne techniki polowania miałaby zamiar wykorzystać, o ile zostałaby uczennicą wojownika, aby móc wynagrodzić opiekę nad nią córce Mandarynkowej Gwiazdy w jej pierwszych tygodniach życia.
– Złocisty Widliku... Myślisz, że zostanę uczniem wojownika? – spytała, wlepiając brązowe ślipka w piastuna. – Chciałabym się jakoś odwdzięczyć klanowi za opiekę nade mną i moim rodzeństwem, ale nie wiem jak... Jeśli będę szkolić się na wojownika, pomyślałam, że mogłabym spróbować złowić dwie duże rybki... Jedną dla Czyhającej Mureny, drugą dla ciebie. – I gdyby Kotewkowy Powiew żyła, najpewniej trzecią zdobycz sprezentowałaby właśnie jej. – Dla pozostałych też złowię. O ile będę w stanie je złapać! Biedronkowe Pole mówiła, że ryby są bardzo szybkie i śliskie, w szczególności te duże... A w dodatku niektóre są takie duże, że mogłyby połknąć kociaka. – Poinformowała kocura z przyjęciem. Do tej pory nie wiedziała, że ryby mogły połykać koty, w końcu miały być pokarmem dla wojowników, a nie drapieżnikami. – Tylko nie wiem, czy zasługiwałabym na ten zaszczyt jakim jest noszenia miana ucznia wojownika. To by nie było sprawiedliwe wobec mojego rodzeństwa, którym odebrałam mamę... – Mówiąc to, spojrzała w kierunku Centuri, żałując, że między nią, a siostrą nie było dobrej relacji i raczej nigdy nie będzie, zważywszy na to, jakim uczuciem, czy też jego brakiem, darzyła liliowa brązową siostrę. – Centuria na pewno zostanie uczennicą wojownika i będzie w przyszłości wspaniałą wojowniczką. Rezeda tak samo.
<Piastunie?>



Brak komentarzy:
Prześlij komentarz