Przeszłość
Nietoperza Łapa spojrzała na starszą kocicę, kiedy ta wyszła z legowiska medyka. Obserwowała ją uważnie, jakby chcąc się upewnić, że na pewno już wszystko było w porządku. Oczywiście efekt leczenia z pewnością będzie widoczny dopiero później, ale i tak wolała skontrolować stan Pchełki. Lubiła tę kotkę i naprawdę nie chciała, by ta cierpiała przez swoją upartość i unikanie medyka.
— Czy mogę wiedzieć, dlaczego nie poszłaś z tym od razu? — zadała pytanie, przekrzywiając nieco łebek. Przecież medycy nie byli tacy straszni. Psotka raczej nie unikała wizyt u tych kotów. Właściwie to lubiła tam przychodzić. Jednak nie chciałaby piastować ich rangi. Zbyt wiele ograniczeń. Kiedy milczenie między nimi się przedłużało, Psotka westchnęła cicho. Nie lubiła zbyt długo czekać na odpowiedź czy reakcję. Z kolei Pchełka wcale nie wyglądała, jakby chciała jej odpowiedzieć, a może się myliła? W każdym razie postanowiła zmienić temat. Tak było lepiej niż cały dzień miałyby spędzić na patrzeniu sobie w oczy.
— Dobra, nieważne. Chodź ze mną — miauknęła w stronę starszej, a następnie zajęła miejsce, gdzieś z boku.
— Możemy pogadać, bo pewnie i tak musisz już dziś odpoczywać — zasugerowała pogodnie. Pchełka przystała na jej propozycję po dłuższej chwilce. Z ich dwójki, Nietoperka zdawała się mówić najwięcej. Ciemna uczennica lubiła paplać nawet bezsensowne rzeczy lub poruszać tematy dotyczące zasłyszanych plotek. Nie bez powodu była córką Mysiego Postrachu czyż nie? Czas mijał, a gdy wieczór nastąpił, obie kotki się rozeszły do swoich legowisk.
Aktualnie
Był wieczór, więc większość powinna wrócić ze swoich zajęć. Jednak niebieskie ślipka Psotnego Nietoperza szukały konkretnej sylwetki. Kotki o pięknie zielonych oczach, której podarowała na ostatnim zgromadzeniu jedno ze swoich niebieskich piór. Obiecała jej wtedy, że zabierze ją na spacer. Niestety ze względu na niektóre sytuacje znalazła czas dopiero dzisiaj. Miała szczerą nadzieję, że Pchełka jej nie odmówi. Liczyła, że nie była niczym zajęta. Kiedy nareszcie przed oczami mignęło jej szylkretowe umaszczenie, podniosła się. To była jej szansa. Moment na, który czekała tak długo.
— Pchełko, zaczekaj! — miauknęła i poderwała się z miejsca. W paru susach dogoniła niebieską, zatrzymując ją. Kiedy ta spojrzała na jej pyszczek, Psotka zaczęła zastanawiać się, o czym starsza myślała. Zaraz jednak otrząsnęła się i posłała jej przepraszający uśmiech.
— Pchełko, przepraszam cię. Nie chciałam cię zaniedbać, ale cały czas mi coś wypadało — przyznała zgodnie z prawdą. Odkąd nadzorowała naukę Promiennej Łapy, miała sporo na łebku. Uczennica miała pewne tyły i trzeba było to nadrobić jak najszybciej. Oczywiście sporo umiała, ale raczej robiła to wszystko po swojemu. Nic zresztą dziwnego skoro Promyk polegała tylko na sobie od momentu przejścia Źródlanej Łuny do kociarni. Do tego wszystkiego dochodziły patrole i polowania. Westchnęła cichutko. Zdecydowanie zawaliła po całości, ale przecież to nie była jej wina, a może i była? Smutek lekko błysnął w jej oczach.
— Pchełko, nie zapomniałam o mojej obietnicy. Nadal chcę zabrać cię na spacer — odezwała się po dłuższej chwili, nie spuszczając z niej wzroku.
— Oczywiście, jeśli byś nadal chciała. Wiem, że zawaliłam i czuję się z tym naprawdę koszmarnie, ale proszę, pozwól mi dotrzymać danego słowa — kontynuowała. Sama nie była pewna, dlaczego zachowywała się tak, a nie inaczej. Błądziła po jej licu. Po części chciała utrzymać kontakt wzrokowy i widzieć mimikę pyszczka, ale i zobaczyć czy ta wciąż miała jej niebieskie piórko ze sobą. Nie mogła od niej wymagać, by je nosiła. Jednak miała cichą nadzieję, że chociaż wciąż ma je w posłaniu czy gdzieś. Milczała. Chciała dać zielonookiej przestrzeń i czas na udzielenie odpowiedzi bez względu na to, jaka by ona nie była.
<Pchełkowy Skoku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz