Mianowanie Szepczącej Hipnozy
Można było usłyszeć dumne wiwaty ze strony Nocniaków, do których osobiście się przyłączyła.
— Szepcząca Hipnoza! Szepcząca Hipnoza! — wtórowała za innymi, a okrzyki uniosły się echem po obozie.
Nie wszyscy przepadali za owym kocurem, widać było w szczególności, jak Gąbczasta Perła z podejrzliwym wzrokiem znika w legowisku medyka niczym mara. Było to dość niepokojące, jednak Trzcinowy Szmer nie zamierzała bawić się w ingerowanie w niespójności pomiędzy ową dymną księżniczką, a nowomianowanym ogrodnikiem.
Wzrok niebieskich oczu padł na nią, a chłód przeszedł jej po plecach.
“Coś chłodny ten poranek…” – pomyślała, strosząc swoje krótkie futerko tylko po to, by zrobiło jej się trochę cieplej.
Podeszła do niego swoim lekkim krokiem i poklepała go po barkach.
— No proszę… proszę… Ktoś tutaj jednak wziął się za siebie i w końcu został mianowany, jak na kota Klanu Nocy przystało — zaśmiała się, ciesząc się szczęściem przyjaciela. — Gratulacje nowej rangi, Szepcząca Hipnozo! Zdobyłeś bardzo ciekawe imię w dodatku. Na pewno żaden inny kot nie ma tak nietuzinkowego imienia, jak ty! — zamruczała.
— Dziękuję ci, Trzcinowy Szmerze! — Z oczu kocura popłynęło kilka łez szczęścia, a jego łapy objęły jej szylkretowy tułów w ciasnym uścisku.
Nie był to najmocniejszy przytulas, jakiego kiedykolwiek doznała. O wiele mocniej przytulał ją Dryfująca Bulwa, kiedy ta była jeszcze uczennicą. Na myśl o dobrych relacjach z ojcem, spłaszczyła chwilowo uszy. Tęskniła za nim. Bardzo. Ich relacja zepsuła się przez zdradzieckiego brata, którego imienia nawet nie chciała wymawiać. Czemu ojciec musiał go bronić? Czemu ojciec wybrał zdrajcę, a nie ją? Zresztą, sama później odepchnęła Dryfującą Bulwę. Nadal na niego była zła, choć teraz jej umysł zalewała tęsknota. Może kiedyś mu wybaczy. Może.
Również objęła łapami Szepczącą Hipnozę i ścisnęła go mocno, aż usłyszała świst wdychającego przez niego powietrza.
— Trzcinowy Szmerze! Nie tak mocno! — wydusił z siebie ogrodnik, próbując się wyrwać z jej uścisku.
Pozwoliła mu na to i posłała kocurowi psotny uśmieszek.
— Prosisz o delikatność wojowniczki, która dzielnie walczyła z wydrą! — wskazała na swoje rany na szyi po ugryzieniach czekoladowego stworzenia. — Jestem twarda, gdyż taką mnie stworzyła sama Mandarynkowa Gwiazda!
Oboje się zaśmiali, a do nich podeszła reszta Nocniaków, którzy też zamierzali pogratulować młodemu nowego imienia.
***
Teraźniejszość
Zimna Pora Zielonych Liści schylała się ku końcowi, a ranek był najzimniejszy, jaki tylko szylkretka zdołała przeżyć, w swoim jakże jeszcze krótkim życiu. Na polanie nie siedziało zbyt wiele kotów, a Błękitna Laguna z niecierpliwością czekał przy pniaku na zwierzynę, aż z legowiska wojowników wpadną w jego sidła pierwsze koty. Jednym z nieszczęśników była właśnie Trzcinowy Szmer. Kotka została przydzielona do porannego patrolu granicznego wraz z niezadowoloną Wężynowym Splotem, nadal zaspaną Kunim Strumyczkiem oraz Kropiatkową Skórą, która z niecierpliwością czekała aż z legowiska uczniów wyjdzie Korzenna Łapa.
“Wspaniale…” – westchnęła w myślach Trzcinowy Szmer.
Chciała tylko zajrzeć, co jest dobrego do jedzenia i udać się na śmietnisko, a teraz będzie musiała się pałętać po całym ich terytorium, tylko po to, by odnowić znaki zapachowe, i może przywitać się z innymi kotami z klanów, którzy również zostali podstępem wyrwani z ciepłych posłań.
Kiedy tylko doszła do nich uczennica Kropiatkowej Skóry, przewodząca ich patrolem Wężynowy Splot, wyprowadziła ich z obozu.
Tereny Klanu Nocy o tak wczesnej godzinie były praktycznie opustoszałe, jedynie szum wody i silna bryza dobiegająca od strony morza towarzyszyły kotom przez całą podróż do terenów granicznych z Klanem Klifu. Na szczęście nie mieli spotkania z Klifiakami, Burzakami ani innymi samotnikami, którzy chcieliby maczać swoje łapy w lodowatej wodzie w taki chłodny poranek. Kiedy wrócili do obozu, słońce już wisiało wysoko na niebie, a obóz tętnił życiem. Gwar niósł się po trawach, a każdy zajmował się własnymi obowiązkami. Mokra po przepłynięciu rzeką oraz wychłodzona Trzcinka padła na kamienie przy źródełku. Może jak tak sobie poleży, to ogrzeje się? Przymknęła oczy i ignorując swoje burczenie w brzuchu, wygrzewała się na nasłonecznionych kamieniach, wąchając przy tym piękny zapach lawendy, którą kiedyś zasadził Lulkowe Ziele. Ach, jak ona tęskniła za swoim przyjacielem! Bardzo miło jej się rozmawiało z kocurem. Pamiętała nawet, jak tamten obiecał jej, że pokaże, gdzie rosną lilie wodne. Trzcinowy Szmer jednak nie zobaczyła, gdzie one rosną, a chciała część zerwać, by ozdobić swoje posłanie. No dobrze, w sierść Lulkowego Ziela też mogłaby zapleść owe kwiaty. Podobno były bardzo piękne… Jej rozmyślenia przerwała mysz, która upadła na jej głowę. Otworzyła oczy i poirytowanym wzrokiem spojrzała na kota, który śmiał jej przerwać w chwili relaksu. Już otworzyła pysk, by zbesztać go za niedocenienie jej pracy, gdyż kiedy on spał, to ona właśnie była na patrolu porannym, jednak zaniechała tej czynności. Przed nią stał ogrodnik. Nie Lulkowe Ziele, a Szepcząca Hipnoza. Na jego pysku widać było iskierki szczęścia.
— Dzień dobry, Trzcinowy Szmerze! — przywitał się z nią. — Przyniosłem ci śniadanie. Bardzo śmiesznie burczy ci w brzuchu!
Parsknęła i pokręciła głową. Przyjęła myszkę i zaczęła ją jeść. Była naprawdę głodna, gdyż po zwierzątku nie został nawet mały okruszek.
— Dzięki za jedzenie. Co chcesz? — spytała bez wahania, a jej oczy błyszczały figlarne.
<Szepcząca Hipnozo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz