Odkąd Pietruszkowa Błyskawica i Wieczne Zaćmienie uznały się za parę, życie zdawało się lżejsze. Choć właściwie trudno było nazwać to ogłoszeniem — po prostu przestały się ukrywać ze swoimi uczuciami. Jadły razem każdy posiłek, myły sobie nawzajem futra i często wychodziły na wspólne spacery, niespieszne i ciche, jakby chciały nacieszyć się każdą chwilą. Życie wreszcie biegło po właściwych torach. Pietruszka mogła to wręcz poczuć — jak miękką trawę pod łapami, puchatą i niemal nierealną. Towarzyszyło temu ciepło rozlewające się po całym ciele; nie był to jednak upał, lecz uczucie podobne do zasypiania pod najprzyjemniejszym kocykiem na świecie. Mimo to niewiele się w niej zmieniło. Uśmiech wciąż gościł na jej pysku, podobnie jak dobroduszność i skłonność do nazywania rodziną każdego bliższego przyjaciela. Nie zmieniła się również jej codzienna rutyna — polowała i patrolowała granice tak często, jak tylko mogła. Chętnie udzielała rad młodszym kotom, ale i sama nie wahała się prosić o wskazówki starszych. Czuła jednak, że nie jest już taka młoda. Czasem zdawało jej się, że na pyszczku pojawiają się siwe włoski, choć następnego dnia znikały bez śladu. Nie była jeszcze stara, ale życie dzikiego kota dawało jej w kość. Najbardziej odczuwał to jej umysł. Myślała o śmierci. Każdego dnia — choćby przez chwilę. Zastanawiała się, jakie to uczucie i w jaki sposób sama zginie: czy dopadnie ją starość, czy pazury wroga. To jednak nie było jej największe zmartwienie. Nie martwiło jej, jak ani kiedy umrze, lecz gdzie trafi po śmierci. Jej ukochana zapewne zostanie zesłana do Miejsca bez Gwiazd. A Pietruszka? Prawdopodobnie, mimo łamania kodeksu medyka, dostąpi tego „zaszczytu”, by spędzić wieczność u boku Gwiezdnych Przodków — tych samych, których od paru księżyców nie potrafiła już znieść. Nie miłowała ich jak dawniej. Tak samo unikała jaskini medyków, odkąd jej ukochana została z niej wyrzucona. Teraz jednak coś się zmieniło. A raczej — ktoś. Jej przyjaciółka Jagienka dostąpiła zaszczytu i została uczennicą medyka, przyjmując imię Jagnięcej Łapy. Pietruszka nie miała jeszcze okazji jej pogratulować, a nie mogła przecież przepuścić takiej chwili. Okazja nadarzyła się wtedy, gdy Wieczne Zaćmienie znów miała problemy ze snem. Czasami odstawiała nasiona maku, twierdząc, że jest już lepiej i poradzi sobie bez nich. Nigdy jednak jej stan się nie poprawiał. Pietruszka stała teraz nad nią, gdy ta leżała na posłaniu w jaskini uzdrowicieli. Widziała, jak bardzo Zaćmienie się stresuje — nie chciała tu być, nie po tym wszystkim, co się wydarzyło. Pietruszka delikatnie lizała ją po głowie, próbując ją uspokoić. Wtedy z zakamarka jaskini wyłoniła się mała, rudo-srebrna kulka. Jagnięca Łapa spojrzała na obie kotki, a gdy jej wzrok spoczął na Pietruszce, jej pyszczek rozjaśnił się delikatnym uśmiechem.
— Witajcie — wyszeptała lekko drżącym głosem, podchodząc bliżej i spoglądając na nie pytająco.
— Jagnięca Łapo! — miauknęła radośnie Pietruszka, lecz zanim zdążyła dodać cokolwiek więcej, zaraz dopowiedziała ciszej: — Nasiona maku. Zaćmienie znów nie może spać — wymruczała tonem niemal matczynym, jakby opisywała chorobę własnego kocięcia.
Szylkretowa jedynie odwróciła wzrok.
— Jasne, już przyniosę — odparła krótko uczennica medyka, po czym sięgnęła do magazynku i położyła nasiona obok chorej.
Wieczne Zaćmienie zjadła je niemal natychmiast, po czym wstała i skierowała się ku wyjściu. Na moment odwróciła głowę i spojrzała przez ramię na swoją ukochaną.
— Zostanę jeszcze chwilę. Możesz położyć się w moim legowisku — wymruczała czule.
Pietruszka patrzyła, jak jej partnerka powoli znika w mroku obozu. Gdy została sama z Jagnięcą Łapą, odwróciła się do niej.
— Gratuluję ci zostania medyczką. Zasłużyłaś na to — powiedziała ciepło. — I pamiętaj, jeśli ktoś będzie ci dokuczał, powiedz mi. Ja mu wtedy powiem co nieco — dodała z lekkim śmiechem, kładąc ogon na barkach mniejszej kotki.
Jagnięca Łapa uśmiechnęła się nieznacznie.
— Dziękuję. Ta rola mnie stresuje, ale mam nadzieję, że chociaż połowa klanu mnie zaakceptuje — mruknęła cicho, zapraszając Pietruszkę głębiej do jaskini.
— A jak ty się czujesz? — zapytała Pietruszka szeptem, spuszczając lekko głowę w geście przeprosin. — Nie rozmawiałyśmy odkąd… odkąd zostałaś więźniem.
<Jagienko?>
Wyleczeni: Wieczne Zaćmienie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz